It's Tough

I jak z bicza trzasnął. Ciach, i zleciało, 30 lat od kolejnego zdarzenia... 1991. W sierpniu singiel "You Belong in Rock n' Roll", a z początkiem września zapowiadana przezeń płyta "Tin Machine II" grupy Tin Machine, która była takim kolejnym sposobem na odmianę w artystycznym życiu Davida Bowie. Odmiana ta była właściwie powrotem do korzeni, do fajnego rockowego łojenia... Pamiętam, że wtedy bardzo dużo słuchałem wczesnego Bowiego, tego z "The Man Who Sold the World", z "The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars" czy z łagodniejszego i ukochanego krążka "Hunky Dory", i jakoś przyjemnie się wpasowała w to płyta "Tin Machine II" ze swoim brzmieniem i z głosem Davida, dość bliskim tamtym wcześniejszym latom... Polubiłem ją nawet bardziej od pierwszej płyty zespołu, bo tamta troszkę jest dla mnie zbyt monotonna. Ta ma w sobie więcej lekkości... Grupa się rozwijała. Na początku było nawet dość sensacyjnie. Bowie starał się wtopić w kapelę (choć oczywiście wiadomo, do kogo należało ostatnie zdanie), ze stadionowego rozmachu poszedł w kameralność klubów i w bardziej surową muzykę... Tin Machine miało trwać dłużej, ale starczyło energii na dwa krążki studyjne i jeden koncertowy. Istniały jeszcze w głowie Bowiego plany związane z grupą, złożoną m. in. z byłych muzyków Iggy'ego Popa, z czasów "Lust for Life", ale po wszystkim pozostała jedynie pamiątka w postaci gitarzysty Reevesa Gabrelsa, który pozostał przy Davidzie do końca lat dziewięćdziesiątych, z tą swoją grą, o której ktoś kiedyś powiedział, że to połączenie Hendrixa z karetką pogotowia...

I tak znowu patrzę wstecz. Ale tak to już jest. W pewnym momencie człowiek już nie łyka tak wiele nowości. Trzymam się bardziej tego, co zachwycało mnie przed laty, gdy byłem śliczny i młodziutki... Ciało już nie to, ale jeszcze w tym przebija się tamten młody duch... Smakuję od nowa wszystko, co było...

Wlepię tu kawałek "It's Tough", tak trochę jednak wędrując do czasów znacznie późniejszych. Ta piosenka odpadła w przedbiegach i nie weszła na płytę, tak więc wtedy, w 1991 roku jej nie poznałem. Pierwszy raz usłyszałem ją wiele lat później, już w czasach internetowych. Tak że biorąc pod uwagę styl, zetknąłem się z czymś znanym, ale jednak zupełnie nowym, co mego ducha, wtedy już w starszym ciele, poruszyło, ożywiło młodzieńczy, gdzieś tam w środku pielęgnowany jego okruszek... Tak że się cofam tu jednocześnie o lat 30 i też trochę bliżej, do wczesnych lat jótjóba... Bliższe, dalsze zaprzeszłości... W obecnych czasach ledwie wczoraj to już jakieś otchłanie...

I tak sobie zabrnąłem do chwili, kiedy już mogę ględzić: - A za moich czasów...

Ale Tin Machine nieodmiennie dobrze brzmi... I ciągle aktualne...

Tin Machine. David Bowie. "It's Tough":

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć