Na miedzy

Tak, wybraliśmy się na Rynek. Na te protestacyjne wykrzykniki. Czy dużo nas było? Chyba nie za bardzo. Ja postałem trochę z rękami w kieszeniach, a potem zapragnąłem zrobić w tył zwrot. F. też się szybko znużył. Poszliśmy na sok z porzeczek. Po co mi te oczywistości? Nikt mnie nie musi przekonywać o wadze wolnych mediów. Czułem się trochę tak, jakbym sobie konia walił na środku miasta... 

Jak to było najpierw, idąc tropem emblematów... Zaczęło się już lat temu kilka od białej róży i świec. Cudownie to wyglądało - jakbyśmy zabili tę całą ojczyznę, a potem przyszli z kwiatami, zniczami i pieśnią "Imagine" na ustach, by poczuwać nieco przy jej ciepłych jeszcze zwłokach... Dorota Segda czytała "Do polityka" Miłosza, z gimnazjalną emfazą, jakby się pośród resztek nadziei spodziewała, że wyczaruje w ten sposób jakąś wielką, kosmatą łapę, co skądś wychynie, by litościwie uprowadzić sprzed naszych oczu zdeprawowanego Kaczorka i deprawowanego przezeń PADa, zupełnie jak łapa, co porwała czarownika Lofta w islandzkiej legendzie... Potem trup już stężał, jego wyraz nabrał złowrogiego grymasu, a potem wszystkie jego jamy wypełniły się trującymi gazami, zjawiła się więc czerwona błyskawica, piorun zagrzmiał i kartonowo zarechotał... No i pstro... Teraz zaś mamy logo TVN z literką "v" w postaci łapki robiącej zajączka... Kiedyś łapki układały się do zajączków w czasach niedobrych, groźnych, w obliczu obcych sił, które robiły nam krzywdę... Dzisiejszy zajączek wyskoczył w znacznie bardziej zadziwiających okolicznościach, bo krzywdę robimy sobie sami... Okradają nas nasi, okradają ze słów, z praw, z godności, z pieniędzy... Trup jest już zgnilizną, błockiem, wokół którego zaroiło się od szmat, które chętnie nasiąkają gnojem, są do gnoju stworzone, i toczy Prezes, niczym robal gnojarz, kulę gówna wte i wewte, od Bugu po Odrę, od Tatr po Mierzeję Wiślaną... Tam, w środku, kotłuje się czereda pełna intelektualnych deficytów, z apetytami jednak na kasę i stanowiska... Można się tak taplać... I w sumie nie dziwi nic... Tacy jesteśmy, z nas to, co tam, na Wiejskiej i na Ciemnogrodzkiej widzimy, wyrosło... Wystarczy położyć się wśród ludzi gdzieś na plaży w Międzyzdrojach albo pójść na spacer w turystycznym szczycie nad Morskie Oko, i posłuchać... Gdybym był ultra złośliwy, powiedziałbym, że sytuacja jest dość jurajska, ale nie pójdę tak daleko i powiem jedynie, że mam dość często wrażenie, iż obcuję na Tej Ziemi z dobrze zakonserwowanym ledwie świtaniem świadomości, z momentem - bo ja wiem - pierwszej udomowionej kozy... I nic to doprawdy nie znaczy, że piją z plastikowych buteleczek czy że zdobywają się w sypialniach, będąc przy kasie, na późne rokokoko...

Jak tak dalej pójdzie, będzie się działo nam źle, będzie się też działo źle innym. Kto się będzie przejmował choćby Białorusią? Czy to warto? Ona już raz zawróciła, bardzo szybko. Czy warto było pokładać wiarę w Polsce? Po co to było, skoro zawraca teraz w trzęsawisko, z którego zaczęła wyczołgiwać się trzydzieści lat temu? I to zawraca niczym nie przymuszona, sama. Polska przypomina dziś organizm, w którym siadł zupełnie system immunologiczny, przez co zaczyna samą siebie zwalczać, napadać na siebie, jakby dla samej siebie była ciałem obcym, zarazkiem...

Wiecznie na nas jakieś ciosy spadały. Może myśmy się już przyzwyczaili? Silni, ale jakąś siłą nierozpoznaną... Sto przeszło lat temu pisał Stanisław Brzozowski w "Legendzie Młodej Polski": Gdy myślę o pewnych właściwościach naszej zbiorowej psychiki, przypomina mi się zawsze ten telegrafista z powieści Wellsa, który układał olbrzymie plany zwycięskiej walki przeciw marsyjczykom, a jednocześnie nie był w stanie myśleć konsekwentnie choćby tylko o własnem swem, bezpośredniem bezpieczeństwie...

Sprawa jest skomplikowana. I czy w ogóle do rozwiązania... Różne rzeczy sobie wyobrażałem, ale nie spodziewałem się, że będę świadkiem takiej niesamowitej autodestrukcji... I to bardzo wielu ludzi cieszy. Wracając jeszcze do Brzozowskiego... Pod powłoką pietyzmu dla "europejskości", "kultury łacińskiej", pod powłoką pocieszającego przekonania, że jesteśmy zachodniem, konstrukcyjnem społeczeństwem - wylęga się w nas swoisty, sielankowy, sentymentalny, obłudny nihilizm - dojrzewa psychologia życiowej niedojrzałości, zanika samo pojmowanie mężnej, odpowiedzialnej woli, i rzecz najdziwniejsza, ta rozkładowa psyche, ta tafla zastoju - ukazuje się nam jako jakiś szczyt.... W nas zawsze można odkryć tajną łączność z psychiką niemocy i niewoli. Żyjemy na tle Zachodu, ale w jakimś wschodnim bezwładzie i nieodpowiedzialności... Nie trzeba było długo czekać...

Zbuntowani wobec przemocy utraciliśmy poczucie i zrozumienie karności wobec samych siebie, wobec wielkiego zbiorowego dzieła kultury...*

Tak się obudziliśmy. Pierwsze łaskotki. Małe bicze po udach... Zaraz może ukręcą nam jaja... 

Tak dotrwaliśmy do zajączków. Na miarę czasu. W sprzeciwie wobec lumpiarni własnego chowu.

Nie jesteśmy peryferiami Europy, jesteśmy peryferiami Azji, takie skupisko wiosek z paroma nawykami zapożyczonymi u sąsiadów zza zachodniej rzeki... Taka podeptana miedza rozmaitymi wędrującymi buciorami (komu nie obcy Pentti Haanpää, wie o jaki rodzaj buciorów chodzi i o jaką turystykę...:))

No cóż, car czeka, przygarnie bratni naród do serca... Przecież będzie cudownie. On nam powie, co i jak...

Śmiech jest ważny. Pomaga. My w końcu jesteśmy w pewnym sensie mistrzami survivalu i nazywano nas najweselszym barakiem obozu wschodniego. Satyrycznej krzepy nam nie brakuje. Śmialiśmy się w zniewoleniach. Wróg trzymał nas za pysk, ale całkiem zakneblować się nie daliśmy. Kiedyś wątpiliśmy, czy cokolwiek się zmieni. Więc niechby choć ten śmiech. Satrapie jednak się kończą. Czasem szybciej niż się tego spodziewamy. Lecz w taki sam sposób może skończyć się wolność...

Czy rzecz poniższa,Tuwimowska, nabierze znów aktualności? Historia kołem się toczy. A jak nas inni załatwić nie chcą, załatwimy się sami, byleby mądrość ta o kole nie traciła swej mocy! A że my na miedzy, tak na skraju Azji, to takie mamy koło, stosowne do miejsca i do charakteru przez to miejsce uformowanego...

*) cytaty z: Stanisław Brzozowski, Legenda Młodej Polski, Lwów 1910

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce