Satrapa i Julia

Oczywiście wszystko na miarę naszych możliwości. Zatem infantylny melepeta i przekupka.

Już tu pisałem, że wszystko powymyślali poeci. Mniej lub bardziej zwariowani, mniej lub bardziej udani. Wszystko naraz. Tylko że człowiek żyje i nie zawsze wie, że tak jest. Aż któregoś dnia sięgnie po jakiś tomik z wierszami czy po powieść albo dramat, by zawołać: To przecież ja! - albo: To świat, w którym żyję!

Tu mamy groteskę, teatr absurdu. Jakby Ionesco to stworzył. Stare dziecko, takie co samodzielnie z domu nie wychodzi i które nie potrafi nawet założyć butów do pary, dostaje do zabawy cały kraj, jak grzechotkę. I grzechocze. A darczyńcy po jakimś czasie wychodzą na rynki, ryneczki i pokazują zajączki; a kobiety (nie wszystkie, ale dość jednak liczne ich grono) choć żadnej w całym swym życiu nie tknął, czują się przezeń wręcz gwałtem tknięte... Całość wypadałoby jedynie otoczyć widownią, tak żeby ten teatr widzowie mogli sobie wygodnie obejrzeć... Przybywaj, widzu, a dziwy zobaczysz i niedorzeczności. Przysiądź choćby na strapontenie... Spektakl wart obejrzenia...

Lecz prawa autorskie należą się nie tylko Ionesco, bo do starego dziecka dochodzi przekupka i kucharka - jakby kolejne już w naszej rzeczywistości ucieleśnienie leninowskiego żarciku o kucharce za sterami... Przecież ona może za nimi stać, wszak najistotniejsze jest to, kto pociąga za sznurki... Julia to ten typ, który do awansu potrzebuje sytuacji rewolucyjnej. Rewolucja potrzebuje swoich kadr: posłusznych, miernych, wiernych, dyspozycyjnych... Trybunalska pani, którą wicher rewolucji wyniósł ku zaszczytnym tytułom, zasiada w opanowanym budynku, w atrapie urzędu. Gdy jej posłuchać, jawi się człowiekowi przekupka. I jeszcze na dodatek z talentami manualnymi i kulinarnymi, bo swemu dobrodziejowi, malutkiemu satrapie a to pierożków nalepi, a to uklepie kotlecika czy bigos skomponuje... (Dzięki temu w jakim to komforcie Wódz może sobie podumać, tak na przykład przy pierożkach nomen omen ruskich, podumać pośród swych zbawicielskich rojeń, może zaplanować kolejne niezbędne konflikty...) Przy tym wszystkim jest niczym spełniony sen Czarnka o kobiecie, bo ta, pełna niewieścich cnót trwa w wierności i posłuszeństwie wobec swego pana, gotowa dlań popełnić każde draństwo i świństwo... I owa przekupka uchyliła niedawno rąbka tajemnicy odnośnie jej schadzek z Prezesem Tysiąclecia, za które była krytykowana. Rzeczywistość, przynajmniej wedle jej słów, okazała się wielce malownicza. Oto bowiem kucharka poświęca swe wieczory, by ze swym panem w przyjaźni wielkiej prowadzić filozoficzne dyskusje. Na tapecie, być może jako dodatek do winka i muzyki, egzystencjalizm, Heidegger... To pachnie Witkacym. On tu też maczał swoje pióro. Wszak w teatrze Witkacowskim kucharka oczytana w filozofii to zjawisko jak najbardziej naturalne... A już w takim pejzażu, jaki wyczarowuje nam biuro przy Ciemnogrodzkiej i dziecinny pokoik w innym miejscu stolicy...

Julia i On. Czary ponad krajem... Wola, która działa. Jakiż to traf, że możemy być tego świadkami!

Tak swoją drogą - ta ludzka kondycja wg Heideggera to taka mało radosna. Przed nami śmierć nieunikniona, nawet przed wszelkimi Prezesami świata i ich wiernymi sługami. I w tym wszystkim jesteśmy w takiej swobodzie. Ryzyk - fizyk, bez oparcia. Dokonujemy wyborów, działamy, choć nic nie gwarantuje, że mamy słuszność... Liczę, że satrapa zdąży jeszcze za wszystko zapłacić... A jeśli nie, to przynajmniej jego funkcjonariusze, którzy dzisiaj tak bezczelnie śmieją nam się w twarz...

A na koniec piosenka. Bardzo przyjemna. W obecnych czasach z jakimś nowym życiem:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce