Steinn Steinarr. Naród i ja

W islandzkim to tak się ładnie naród rymuje z poematem, z całą poezją nawet: þjóð - ljóð. Chociaż "naród" to może takie mało przyjemne słowo, spaskudzone przez politykę. Lepiej po prostu: ludzie, skupisko ludzi... Ten rym islandzki taki sensowny bardzo. Bo w sumie wszystko takie przez poetów potworzone, mniej lub bardziej udanych, mniej lub bardziej szalonych, znanych, nieznanych... Wszystko to taka rzecz cichaczem robiona. Myśli zwykle szybko stygną i uciekają, pewnie nawet te najdoskonalsze. Papier nie zawsze pod ręką, a gdy jest, nie zawsze myśli najszczęśliwsze dają się przyłapać... Niektórzy powiadają, że i cały Wszechświat to efekt samotnych wysiłków, dość poetyckich, bo im głębiej nauka weń wnika, tym bardziej zalatuje to efektownym poematem, zrodzonym z jakiejś nabrzmiałej ciszy, samotności, pustki godnej najwyraźniej zapełnienia... Niektórzy nawet ufają, że ów poeta zstąpił do swego poematu, przywdziawszy skórę, by na niej wszystkiego doświadczyć - opowieść głosi, że nic nie zostało mu oszczędzone...

Poezja to raczej żaden kawałek chleba, choć poeta nie zawsze nadaje się do tkwienia w poemacie życia. Raczej by się przyglądał, niekiedy coś zapisywał... Sława i zaszczyty są dla nielicznych. Koła ratunkowe rzadko spadają w pobliżu, a jeśli, to zwykle wtedy, gdy jest się już u tego drugiego brzegu... Poeta wolałby może być tylko poetą, a musi być często szarakiem, co w piekielnych dołach musi czuć się obco... O ileż lepiej myśleć nawet o straszliwościach, niż ich doświadczać... Może i ze szczęściem podobnie...

Bywa, że duma z poety przychodzi spóźniona. Bo gdy żyje, za bardzo wywyższyć mu się nie dają. Jak Steinowi. Z biedy wylęgły, z biedy, za którą jego rodzina została jakby ukarana, bo tak się kiedyś pochylano nad niedolą, że ją brutalnie rozdzielano i lokowano po obcych. Potem robota, fizyczna, do której Stein się nie bardzo nadawał, co go właściwie zabijało. Zresztą - albo robota, albo kryzysowe bezrobocie, też takie przecież przyduszające, zabijające... Zrazu poczuł rewolucyjnego ducha, zapłonął na kartkach czerwony płomień. Ale zgasł rychło... W życiu swym podróżował trochę i zawitał też do Rosji, lecz w Kremlu ujrzał już tylko mury wielkie jak górskie łańcuchy, za którymi kryły się tylko święty Graal Złego i krynica łgarstw... Steinn z atencją odnosił się do rodzimych poetyckich tradycji, nawiązywał z nimi świetny kontakt, czarując słowem, czego zupełnie nie da się oddać w innych mowach. Ale szedł też w poetycką nowoczesność, na którą jeszcze za jego życia patrzono w ojczyźnie niezbyt ufnie... Wszedł w jakieś trudne do pojęcia słowne malunki... Wszystko zdaje się być otoczone przez jakieś wielkie Nic... Nasze miłości, nasz ból, odrzucenie... Steinn - trochę ktoś taki spoza kręgu, z innego świata... Wielki spokój wobec pustki...

Każdy poeta ma rację... Ma ją dla mnie Steinn, gdy podpowiada mi, że w czerni zimowej nocy za oknem tkwi istotna prawda - że tam dalej nie ma nic. Nic. Jest tylko lustrzane odbicie na szybie mnie i tego, w czym się znajduję, za podmalowaną czernią płaszczyzną nic się nie kryje... Pyta się też, czy nam się może kiedyś znudzi krzyżowanie ludzi?... Czy tak się stanie?...

Poeta potrafi być ważny. Wystarczy przystanąć i zajrzeć. A potem się rozejrzeć... Ale samemu poecie zwykle łatwo nie jest. Nigdy nie było. Już dawno temu Loki w swych połajankach na to uwagę zwrócił. Raz przyszło psotnikowi do głowy, by bogom zakłócić biesiadę. Bragi - bóg poetów - starał się temu zapobiec i rzekł do rozochoconego Loka: - Konia i miecz dam ci z własnego mienia, i pierścień jeszcze dołożę, bylebyś nie bezcześcił Asów i nie ściągał ich gniewu... - Loki się tylko zaśmiał, wszak Bragi był gołodupcem. I też nie nazbyt odważnym wojownikiem, choć stwierdził, że chętnie łeb by Lokemu uciął, na co Loki odparł: - Odważnyś, póki siedzisz, choć nie taki w czynie, Bragi, ławy ozdobo! Wstań do walki, jeśli cię gniew ogarnął, mężny nigdy się nie namyśla... - Oj tak, jakoś nie wszystkim do twarzy z czynem, skutki bywają opłakane... Zamyślonemu Bragemu życie szczędziło łupów; symbolem jego jest pusty mieszek, tak pusty, jak pusty bywa mieszek poety...:)

A teraz już Steinn Steinarr...

Steinn Steinarr

"Naród i ja"

Na przechadzce samotnej myśli cichnąc w chłodzie,

znikają w mroczniejącym lesie tego, co minione. 

Duma moja wielka, żem w tym zrodzony narodzie,

Choć dla tegoż żadne tam dziecię ze mnie ulubione.

W milczącej pokorze i czci pełen zatrzymuję się i patrzę:

Oto tu stoi napisane, co w samotności poeci potworzyli,

Ci sławni i ci skazani na to, że czas zawsze imię ich zatrze.

Tylko w moich wierszach ludzie jeszcze się nie zanurzyli.

Mimo to w zgodnej współpracy mych myśli i dłoni,

W zauroczeniu i zdziwieniu na każdym zwrotki kreślę kroku

I nic a nic, bym zaprzestał tego, w życiu mnie nie skłoni.

Ale ludzie wiedzą, żem nic a nic nie uczynił w życia tego toku.

A jednak całe życie moje jest tego narodu symbolem.

Naród cały związany jest z każdym nieznanym mym utworem.

           przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce