The Rolling Stones - Ruby Tuesday

I tak to się sukcesywnie rzeczywistość dekompletuje. I kilka dni temu przydarzyło się to Stonesom... Charlie Watts - można powiedzieć, iż był sercem wybijającym na bębenkach rytm całej tej wspaniałej przygodzie o nazwie The Rolling Stones. Sercem zrównoważonym i trochę z innej niż reszta zespołu bajki. I może dzięki temu wytwornemu zrównoważeniu cała rzecz trwała z sukcesem tak długo. Serce jest najważniejsze, choć natura jego taka, że nie ma wielkiej potrzeby rzucania się w oczy... 

Istnieją w sztuce takie dzieła, które są po prostu skończoną doskonałością. Wszystko jest na miejscu, nic już dodać, nic już odjąć - jest tak, jak trzeba. Ani kroku więcej! Być może popadnę w przesadę, ale dzieło to dzieło, obojętne czy to kawał dobrego malarstwa, czy jakiś estradowy muzyczny drobiazg... Tak jak absolutnie doskonałe są dajmy na to "Dziewczyna czytająca list" Jana Vermeera czy "Portret małżonków Arnolfinich" Jana van Eycka, tak absolutnie w punkt, w dychę trafiony jest kawałek "Ruby Tuesday" (1967). Nic tam nie trzeba więcej...

Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem The Rolling Stones, no ale nie sposób było ich nie dostrzec. Weszli po prostu w skład muzycznej atmosfery. Tak więc zawsze jakiś numer musi się do życia przykleić, wejść w skład dźwiękowej ścieżki. Kilka z ich numerów bardzo lubię. A wśród nich klejnocikiem jest właśnie "Ruby Tuesday", który tu, wspominając zmarłego kilka dni temu Wattsa, z czcią wklejam...

Zatem Rolling Stones z przeuroczą melodyjką:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce