Zaczarowane koło
I tak prawią znów o losach Ziemi; niby wiedzą, co trzeba zmienić, jednak zmienia się niewiele... Jakby jeszcze był czas, a ten chyba już minął, przyjdzie więc nam pewnie mościć się tu na nowo, w lichych okolicznościach...
Tak sobie czasem wracam do Rydla, bo w ogóle lubię wracać do bajek, do fantazji, ku ciekawszym stronom życia, tym z wyobraźni ludzkiej, gdzie w stawach i bajorach dzwonią zatopione dzwony, gdzie topielice i duchy rozmaite a rozśpiewane i gdzie w dziuplach mieszkają diabły... I gdzie ludzie mówią niezwyczajnie. Gdzie płynie poezja...
Lucjan Rydel, ten, jak niektórzy powiadają, zaśmieszony pisarz, bohater "Wesela" Wyspiańskiego, gaduła, pobratany z chłopstwem i weń wżeniony, co tak wszedł w te podkrakowskie ludowości, te z Toń i z Bronowic... Pracuś, niosący kaganek oświaty, niestrudzony prelegent, inscenizator z Toń, do których po teatralne niecodzienności śmigał saniami kiedyś Kraków... Często on mi na myśl przychodzi, bo też i na Tonie, coraz bardziej niestety zabudowywane, mam dwa kroki, więc gdzieś ten duch się za mną snuje... Gadał kiedyś, pisał, hodował truskawki, fruwał też po świecie do tych swoich ukochanych starożytności, i czekał na tę wolną Polskę, której niestety nie doczekał, bo zmarł wiosną 1918, na kilka miesięcy przed jej odrodzeniem, i w tym swoim twórczym i rozbieganym życiu zmieszał w swym literackim garncu sceniczną baśń "Zaczarowane koło", istotnie pełne czarów... Czego tam nie ma! Nieco ironicznie odnoszono się do tego niezbyt może oryginalnego, acz malowniczego dzieła. Tadeusz Pawlikowski powiedział o nim, że to trzy tomy Kolberga w wydaniu scenicznym. Dużo tam gwary, folkloru, z którym się był zaprzyjaźnił na podkrakowskiej wsi, i też sporo wpływów literackich - trochę to Hauptmann, trochę Shakespeare, trochę Słowacki... I tak to z tym bagażem ruszył piórem w epokę saską, tam się ulokował, tam pobudował wieś, zamek, rozlał tajemnicze jezioro, zasadził stary las z Leśnym Dziadkiem, - takim męskim odpowiednikiem wiedźmy jakiejś, tam przywołał Głupiego Maciusia, co na fujarce, z lekką pomocą magii umiał wygrać muzykę całej Natury - głupi niby, lecz nie łakomy, nie pozwolił się zwieść Diabłom; tam Jasiek młynarczyk miał pecha, bo się w nim Młynarzowa zakochała - baba wzgardzona to potwór, do samego diabła polezie, jak już leśny wiedźmin nie poradzi, i z jego pomocą dopnie swego, zwiedzie młodzika na złą drogę, przemieni w brutala; jest i Wojewoda spragniony hetmańskiej buławy, pan, co to mówi zdobnie zdaniami łaciną poprzetykanymi, jest i panienka, i szlachciurki rozrywkowe; jest i drwal nieszczęsny, co się wplątał w diabelskie plany, bo Boruta, łowiąc tłustą duszyczkę Wojewody, postawił niby to śmieszny warunek, śmieszny z punktu widzenia niecnie ubiegającego się o buławę pana... Drwala jednak nie udało się ocalić, Wojewoda był wszak honorowy, więc dumnie skoczył z Diabłem w czeluść piekielną na wieczną mękę... Czary, podstępy, żądza władzy, chuć wściekła, zbrodnia i samobójcze obłąkanie... Ludzie i ich pragnienia, które miodem są dla wysłańców Inferna... Na społecznych nizinach wiejska gadka, ruja lasu i ziół się radząca, robota i wierzeń garść, bajki o upiorach i topielicach, o zatopionych dzwonach w jeziorze, poetyczny pustelnik i - powiedzielibyśmy dziś - ekolog, strażnik natury; a na wyżynach mowa szykowna, wypas, wiwaty przy trunkach, władza i skarby, panienkowate wydelikacenia, poezje prześliczne i wplatane w opowieści postaci z wierzeń dawnych Rzymian i Greków... A w dziuplach swojskie nasze Diabły: Kusy, Boruta. Kusy - psotny prostaczek - w sam raz na wsiowe osobniki; na spryciarskich salonach zaś Boruta brylować potrafi. I Diabły też już podedukowane, pamiętające o Twardowskim...
W starym też pobrzmiewają nuty na dziś, aktualne... To tak przy okazji tych dzisiejszych spotkań wielkich krasomówców... Które to już z kolei takie spotkanie i pogadanki o przyrodzie i klimacie...
Tak to powiada Leśny Dziadek ze świata błędnych ogników:
Tyle czasu - tyle czasu!
Idą ranki i wieczory,
Idą wiosny i jesienie,
Idą lata za latami
Idą czasy i przechodzą,
A oni wciąż tacy sami,
Z pokolenia w pokolenie:
Jak się lęgli, takich płodzą!
- Odmienia się przyodziewa,
Jak rosochy u jeleni,
Jak listeczki te, co z drzewa
Opadają na jesieni,
A dołem zawżdy pień stary,
I gałęzie, i konary
I rdzeń stary - do korzeni!
...Podłe, zatracone plemię,
Ród omierzły, a łakomy,
Zagarnęli całą ziemię
Pod te role, pod te domy...
Uwija się to, a krząta,
Spokoju nie masz i w lesie:
Łowy, trąby, huki, psiarnie,
Nie przepuszczą lichej sarnie,
Ni w łozach małej ptaszynie,
Ni rybie w jasnej głębinie!
Szumną puszczę moją drwale
Wyrębują mi zuchwale,
Krzywe kosy, zgrzytające,
Sieką moje młode zioła
Na polanie i na łące...
Ściskają mnie dookoła!
Co jeno żyje na ziemi,
Zabić, zgrabić, złapać, złupić,
Przedać za grosz, za grosz kupić;
Aż się czasem słońcu dziwię,
Że nad głowami ludzkiemi
Świecić chce jeszcze na niebie...
A w innym miejscu:
(...)
Wyrębiska, cmentarzyska
Dalej - coraz dalej!...
Wy mordercy, co gładzicie
Śliskiem ostrzem stali
Wszelkich tworów byt i życie,
Bo was chciwość pali...
Wy robacy krótkotrwali,
Którzy w jeden dzień
Te olbrzymy, te stuletnie,
wycinacie w pień -
Czyście kiedy pomyśleli,
Ile ciepłych tchnień,
Ile słonecznych promieni,
Ile deszczów, ile rosy
Trzeba, zanim ziarno strzeli
Z tej ziemi, z jej trzewi,
Nim się listkiem zazieleni,
Rozkrzewi, rozdrzewi
I sięgnie w niebiosy?
(...)
Wy myślicie w głupiej pysze,
Iż martwi i niemi
Są ci wasi towarzysze,
Wasi bracia z ziemi -
Nie! to ród wasz stał się głuchy
Na ich rozhowory
I szept, i śpiew!
Warto więc by było odzyskać słuch. By słyszeć, jak do złotych gwiazd cichym szeptem przez lazury drzewa modlą się stuletnie... I chóry śpiewacze, ptaszęce... Ludzie mali, podli, przez drapieżne wasze ręce wszystko idzie na zatratę... Rozdzieracie, plugawicie zieloną ziemi szatę...
Tak to przeszło sto lat temu pisał czarujący i przejęty Lucjan Rydel..
Komentarze
Prześlij komentarz