Divine

Niech i to zabrzmi...

Los, zawsze taki ostatecznie nieubłagany, bywa, że względem artystów idzie na pewne drobne ustępstwa, żeby tak się na przykład poetycko podopinały pewne klamry; tak by odbiorcę oszołomić, ująć, posłać na jakieś metafizyczne "myślenice"... 

Można powiedzieć, że David odszedł z niebywałą elegancją, dopięty na ostatni guzik. I tak się na dodatek poukładało, że dzienne daty początku i końca w jego przypadku są ledwie o krok...

Nich więc znów zabrzmi. Taki Bowie, z czasów "Young Americans". "I'm Divine":

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce