...happy at the sound of your voice

Szybkość czasów...

Jak to napisał w tekście "Siostra Eulalii" Miron Białoszewski: - "Ten ważny, tyle o nim. Już nieważny. Już inny ważny. Ta śpiewa, tańczy. Już nie żyje. Inne tańczą. Ale i ją z czasem do życia na chwilę dopuszczą. Zatańczy po śmierci. Chociaż - kto nie wie - ten myśli, że tańczy, bo tańczy. W telewizji narodziny i śmierci trochę robią się nieważne. Panuje tu mała wieczność. A dusze? Może tu występują właśnie dusze stworzeń i rzeczy. W Grecji uznawali ideowe, więc jakby duchowe życie wszystkich przedmiotów. Choć to trudne, bo przedmiotów tyle, zmieniają się, rozkawałkowują. Najtrwalsze - anioły"...

Zatem taki telewizorek. Nauczyliśmy się dawać takiego lekkiego prztyczka przemijaniu... I taki właśnie utrwalony momencik, z czasów już zaprzeszłych. Nawet jeszcze mnie nie było na świecie, choć wydaje się to nieprawdopodobne, bo czuję się trochę jak brontozaur...

David Bowie obchodziłby dziś urodziny... Tak by było. I w tym dniu powędruję w dawne czasy, do chwil, kiedy David nie był jeszcze sławny. Właśnie nagrał swój pierwszy album. Zaufano mu, choć, mimo jakiegoś już dorobeczku, nie dorobił się szczególniejszego rozgłosu. Pierwsza płyta o tytule po prostu "David Bowie" z 1967 jest rozkosznie niepodobna do późniejszego repertuaru. Jest dziś taką trochę ciekawostką z uroczymi melodyjkami, nawet ze staromodnym walczykiem... David był wtedy szalenie zakochany. W dziewczynie, w Hermione Farthingale, którą poznał u tancerza Lindsaya Kempa... Razem z Hermione i z jeszcze jednym kolegą założyli efemeryczną grupę Feathers i cała trójka wystąpiła w niewielkim filmie "Love You Till Tuesday", który miał wypromować początkującego piosenkarza i jego melodie... Za bardzo się jednak nie powiodło i szersza publiczność poznała te obrazki dopiero w latach osiemdziesiątych... Wkrótce po tamtej przygodzie Hermione wyjechała do Skandynawii na zdjęcia do filmu "Song of Norway" i tam poznała nowego chłopca... Porzuciła Davida, mimo że też go chyba bardzo kochała, ale raczej - jak gdzieś wspominała - nie przeżyłaby sytuacji, w której musiała by nim się dzielić z innymi kobietami i mężczyznami... David był zdruzgotany, a echem tamtych emocji jest choćby śliczny utwór "Letter to Hermione" z krążka "Space Oddity"... Rodziła się wtedy, w końcówce lat sześćdziesiątych, gwiazda ze złamanym sercem... 

Spotkali się potem, po bardzo wielu latach, już chyba z początkiem tego wieku...

Nie da się zapomnieć pierwszych miłości... Chyba to chciał przekazać Bowie, pojawiając się w 2013 roku w klipie do "Where are We Now?", kawałka z płyty "The Next Day", w tiszercie z napisem "m/s Song of Norway"... To ekranizacja operetki "Song of Norway" uprowadziła Hermione... Premierę miała w 1970 roku. A na oceanach pojawił się tamtego roku pierwszy taki typowy luksusowy wycieczkowiec m/s Song of Norway. Wystartował do morskiego życia pod norweską banderą, skończył zaś pod panamską i w 2013 poszedł na żyletki... Takie różne datowe zbieżności... No cóż, było, minęło... Ale jest pamięć, jest telewizorek...

I tak przy tych urodzinach, wspominkowo: David Bowie, Feathers, "When I Live My Dream" z filmiku "Love You Till Tuesday"...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć