I've been putting out the fire with gasoline

To już czterdzieści lat. Piosenki, filmu... Dobrze pamiętam ten erotyczny koci horror z Nastassją Kinski i Malcolmem McDowellem... W ogóle zresztą dobrze pamiętam filmy z dawniejszych lat, bo teraz to już wszystko przeze mnie przelatuje niemal niezauważalnie. Duch najwyraźniej mi wystygł i nie zakochuję się w nowych rzeczach, ogrzewają mnie zatem wspominki... W kwietniu 1982 roku ruszyła też Lista przebojów Trójki i ten kawałek Davida Bowie i Giorgio Morodera był tam notowany... Bowie po raz pierwszy na liście, co była trochę chyba takim wentylkiem bezpieczeństwa w myślach ówczesnych władz... (Tak swoją drogą w najdzikszych snach bym nie wymyślił, że dożyję czasów, w których inna jakaś władza zdewastuje tak lubianą przeze mnie kiedyś radiową Trójkę... A tu się dokonało, pod przewodnictwem mrocznym Prezesa, który to Prezes jest skrajnym przejawem ludzkiej niedoli i demoralizacji). Miasto było ultra szare, jeszcze był stan wojenny, bryndza, wplecione w życie zmęczenie, poczucie ugrzęźnięcia, wszystko jakieś takie w brudnej posypce, koślawe, obmazane, obabrane, ortalionowe i na dodatek same pały z matmy... Ale przynajmniej grała muzyka, coś przez nią gadał świat...

"Cat People". Chwilę potem, w innej aranżacji, piosenka ta ukazała się na płycie Davida "Let's Dance", kiedy to zaczęła się moja miłość do artysty... I tak mi przygrywa Bowie do dziś, choć żal, że już go nie ma. Ale wtedy był, odświeżony, w nowej odsłonie, już z takim dorobkiem, że było co, chwilę po pierwszym zachwycie, odkrywać, z zachwytami narastającymi, jeszcze gorętszymi...

Tamte lata. Znienawidzona szkoła, poznawanie ucieczki. Jedną była oczywiście muzyka, a drugą wagary... Zanim przyszły dreszczyki na pikietach, przedpołudniowe kawki, koniaczki, galerie sztuki, filmowe poranki (obraz "Cat People" dotarł do nas z pewnym opóźnieniem, bo wtedy większość rzeczy tak się pojawiała, i naturalnie obejrzałem go na wagarach...), to wcześniej, w podstawówkowych czasach najczęściej rano wsiadałem w jakiś podmiejski autobus. W czasie kiedy wszyscy jechali do miasta, ja pustymi autobusami wybierałem się poza nie - zwiedziłem wówczas gruntownie przedmieścia i okoliczne wioski, oglądając a to jakieś ruinki średniowiecznych zameczków, a to szlacheckie dworki, kościoły, cmentarze... Odkryłem wtedy radosną rzecz, a mianowicie to, że świat doskonale radzi sobie beze mnie... W tamtych okolicznościach życie nabrało rumieńców i polubiłem swoje trudne towarzystwo...

Zatem z tych czasowych okolic dziś David Bowie sprzed czterdziestu lat - bo tyle mija ich od premiery wspomnianego obrazu oraz dźwiękowej doń ścieżki - z tej chwili na moment przed ważnymi dla mnie odkryciami... "Cat People (Putting Out Fire)";

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce