Väinö Linna (1920 - 1992)

 Väinö Linna. Tak mi przyszedł na myśl ten znakomity fiński pisarz... Dziś mija trzydziesta rocznica jego śmierci. Tak mi przyszedł na myśl w tym czasie, gdy obok wojna, w swej głupiej brutalności tak podobna do tej sprzed dziesiątków lat... Myśleliśmy, że przynajmniej na naszym kontynencie na dobre zatryumfuje rozsądek, stało się jednak inaczej... Jeden z najwspanialszych pisarzy fińskich kojarzy się z tamtą minioną wojną i przychodzi na myśl, bo to też wojna ze wschodnim drapieżcą, z tym antyświatem (chociaż wtedy dwa takie antyświaty rzuciły się ostatecznie na siebie, mając między sobą byty, które jakoś usiłowały się znaleźć w potwornej sytuacji, znaleźć i przeżyć...)

Ale od początku... Linna zalicza się do grupy tych wszystkich fenomenalnych ludzi pióra z Północy, których bardziej wychowywało życie niż szkoły. Powyrastało tam swego czasu sporo takich genialnych autodydaktów... Linna urodził się w prowincji Häme, w rodzinie drobnych zagrodników; był robotnikiem rolnym, leśnym, pracował w tartaku, a także tyrał w przędzalni. Aż wreszcie w 1955 roku stał się pisarzem, wyłącznie. Dość szybko osiągnął sukces, ale na zawsze pozostał blisko związany ze swoją warstwą: z rolnikami, robociarską bracią... To był wpływ przemysłowego Tampere, z którym związał swoje życie, które zawsze było w pewnej opozycji do Helsinek... Tampere miało bardziej czerwony odcień i zapłaciło wysoką cenę w starciach przeciw siłom Mannerheima. To tam właśnie toczyły się najzaciętsze walki w czasie fińskiej wojny domowej w 1918 roku. Rzeź była solidna i zapadła w pamięć, tak że duch jedności nie miał tam dobrego dla siebie gruntu. Opozycyjne Tampere żyło na swój konkurencyjny sposób, tworząc prężnie działający kulturalny ośrodek. Zaczął pracę wspaniały Teatr Robotniczy, w mieście zaroiło się od ciekawych literatów, bardziej skupionych na rodzimych tradycjach niż na jakichś gorączkowych poszukiwaniach i eksperymentach. I w kręgu Tampere pozostał Linna. Początkowo był dość średni, trochę zapatrzony w Strindberga... Dopiero w 1954 roku trzeci jego utwór okazał się strzałem w dziesiątkę i ten strzał pozwolił mu być już tylko pisarzem, bez rozdrabniania się na inne roboty... To był "Żołnierz nieznany" - wielkie wydarzenie i arcydzieło. Wojenna książka z wybitnie antywojennym przesłaniem... Powieść została trzykrotnie sfilmowana (ostatni raz w 2017 roku). I stale pobudza do myślenia i dyskusji. Ponieważ powiedział w niej prawdę, więc oczywiście stał się kontrowersyjny, bo stawiając fantastyczny pomnik wszystkim fińskim chłopakom, których wojna wyrwała ze zwykłego życia, daleki był od jakichś hurrpatriotyzmów, od jakichś idealizacji i prymitywnych wylizań. Przeciwnie - wykazał nicość wojennej hurrapropagandy pokazując konkretną rzeczywistość, także swoją rzeczywistość z tamtych, wtedy jeszcze nieodległych, czasów... Po wojnie zimowej przyszła wojna kontynuacyjna. Palcem przywodzącym ci zwycięzcy w jatce osiemnastego roku chętnie upomnieli się o chłopców ze sfer wewnętrznej opozycji... Trzeba było się pobić za Finlandię, odświeżając myśli o Wielkiej Finlandii, bo taka się niektórym marzyła już dawno, a miała ona rozciągać się od Estonii po norweski Finnmark, a także od północnych zakątków Szwecji daleko w głąb Rosji (albo rosji, bo niektórzy proponują, by tę nazwę zacząć pisać z małej litery, wzorem Zofii Nałkowskiej, która po wojnie Niemców nie chciała z dużej litery wymieniać...) No i ruszyli chłopcy, tak że aż dotarli do Onegi... W gruncie rzeczy fenomenalne wojsko, choć bardzo nietypowe... Gdyby nie to, że wokół czaiło się niebezpieczeństwo, że wokół zbierała swe żniwo śmierć, to byłaby to szalona wyprawa, ostre wagary, którymi zresztą wojna trochę jest, by się odwołać do słów Tomasza Manna... Wojsko - człapaki: niesforne, niedbałe, charakterne, z tasiemkami od gaci plączącymi się wokół nóg... Linna w fenomenalny sposób wciąga czytelnika w ten wojenny obłęd. Nieprawdopodobnie się to wszystko rozkręca. Wreszcie środek, pierwsze starcie, strzały, cała mozaika reakcji opisanych z psychologicznym znawstwem... (Nie ukrywam, że najbliżsi mi byli ci, co raczej chcieli, na ile to możliwe, uniknąć makabry... Zapamiętałem sobie szczególnie jednego piechura - był szczęśliwy, gdy panował spokój - mógł wtedy iść, bez ustanku iść, mógłby w ten sposób dojść nawet do Władywostoku, byle tylko nie strzelali...) U Linny każdy jest indywidualnością, każdy ma jakieś swoje sposoby wyrażania się, każdy inaczej przeżywa wspólne dla wszystkich wydarzenia, każdy też inaczej umiera... To jest w gruncie rzeczy życie, takie jak zawsze, tyle że tu wtrącone w brud, w okopaną bezdomność,w zmęczenie, strach, gdzie wszystko jest w jakimś spotęgowaniu, przerysowaniu... Ale idzie o to samo, co zawsze: by przeżyć, by być... Polityczne wizje, patriotyzmy - wszystko to gdzieś niknie - pozostaje tylko uporać się na wszelkie sposoby z napierającymi przeciwnościami... I wszystko to, jak na Finów przystało, musiało być pełne humoru... Ten humor zawsze im chyba dopisywał... Podobno i "koktajle Mołotowa" to ich patent... Czekały już w czasie zimowej wojny w Helsinkach, ale ruska dzicz nie weszła tak daleko... Tu poniżej jedna z twarzy (Hannes Suominen) z ekranizacji powieści (reż. Aku Louhimies). Vanhala alias Ylen Sankia Priha... Chłopak zawsze się śmiał, bawiła go propaganda i fińska, i sowiecka, i tym innych zarażał... Na pozór dzieciak, umiał jakoś wytworzyć w sobie dystans do wszystkiego, wierny druh, gdy trzeba - dojrzały...


Rezultat znamy. Ci z Przesmyku Karelskiego znów musieli umykać i Finlandia pozostała w okrojeniu terytorialnym - bez Wyborga czy Petsamo nad Morzem Barentsa, dokąd kiedyś uciekał na Północ Klaus Mann i którędy w 1940 umykała z wojennej pułapki przeszło dwustuosobowa grupa Islandczyków w szalonej rajzie Petsamoförin - ale niepodległa... Pewną cenę musiała zapłacić, wziąć na siebie odium sojuszu z hitlerowcami... Taka druga na mecie... Wszystko to takie skomplikowane... I podobne do dzisiejszych wydarzeń u naszych sąsiadów na wschodzie... Antyświat znowu coś sobie roi... I znowu czas bohaterów wyrwanych przez okoliczności ze zwykłego życia, w którym nigdy nie zamierzali do nikogo strzelać, nikogo podpalać... Ale skoro przyszedł napastnik - podpalacz... Trudno o tym mówić. Bo nie wiem czy sam umiałbym się w czymś takim odnaleźć. Wojenny teatr. Już mi wystarcza to, co pozostawił Väinö Linna, żeby się bać... Doprawdy, jego realizm to przeżycie mocne... 

*

A potem Linna napisał jeszcze jedną ważną i wspaniałą rzecz: "Tu, pod Gwiazdą Polarną". Niby historia o ludzkiej drobnicy rolniczej, ale tak naprawdę to cała historia współczesnej Finlandii w jej przełomowym okresie, między latami osiemdziesiątymi XIX wieku a pięćdziesiątymi wieku XX... Znów ogromna galeria postaci i każda z nich odmalowana w najpełniejszych barwach, nawet najdrobniejsza. Odrębne, wyraziste typy. Bez podziałów na białe i czarne, choć wiadomo, po której stronie ulokowane były sympatie autora... Książka jak wulkan, której najważniejszym punktem jest fińska wojna domowa, starcie białych z czerwonymi... Wielka próba, z której nie wszyscy umieli wyjść z twarzą... Niesłychanie piękna i dramatyczna powieść, momentami potworna w swym realizmie, ale też po fińsku z humorem...

Los nie szczędził Finom razów. I przez to pewnie są tak twardzi, pomysłowi, a przy okazji z wielkim poczuciem humoru, z wyczuleniem na komizm samego życia, nawet pośród koszmaru... Linna opisał ich z przede wszystkim z perspektywy zwykłego człowieka... Ot - lud pracujący... Wykorzystywany, czasem w rewolucyjnym gniewie, masakrowany przez tych, co się mają za panów, czasem gnany na wojnę, na egzamin z survivalu, jakby w pokojowych warunkach mało było trosk...

Linna. Mocny głos przeciw wojnie. No i epik fińskiego rewolucyjnego zrywu. Czerwoni i biali. Choć ci czerwoni nie że tacy z leninowskiego ducha... A najogólniej rzecz biorąc - i jedni, i drudzy chcieli wolności i demokracji... I tak to bywa, pośród zgodności wybuchają niezgody...

Ciągle są jacyś wyzwoliciele... Można się wściec...

*

Warto wyszperać gdzieś książki Linny. Oba wspomniane tu dzieła mamy po polsku w świetnych tłumaczeniach Cecylii Lewandowskiej...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce