Mamusia nieboszczka

 Kwitną irysy, zatem Dzień Matki. Z pewnością dla jednych ważny, dla innych taki sobie. Zależy, jak się poukładało. Jakie osoba budzi skojarzenia... Psychika to nie wymiar sprawiedliwości i zupełnie jest jej obca instytucja przedawnienia. Wszystko gdzieś siedzi i promieniuje na wszystkie lata... Dla mnie dzieciństwo to jednak głównie samotność, bicie, uczuciowy chłód, obelgi... Potem to już takie maskowane niechęci... Chociaż są i wspomnienia przyjemniejsze, choć także nie pozbawione chłodu... Zdarzało nam się czasem jeździć razem późnymi wieczorami bez celu. Światełka na desce rozdzielczej, za przednią szybą snopy świateł reflektorów wcinających się w noc, żarzące się papierosy, i jazda, przed siebie, donikąd. W sumie dobrze to opisywało nasze życie... Wszystko po nic i na nic... Ale taką ją lubiłem, z ciemna pustką za szybą, z papierosem...

Mam takie ładne jej zdjęcie. Lata sześćdziesiąte, krakowski Rynek, mama zrobiona na bóstwo w ciuchach według dyktanda ówczesnej mody. Była naprawdę urocza. A co ciekawe, jako dziecko była wyjątkowo szkaradna, że aż wstyd ją było pokazywać - a w każdym razie ja bym się z takim dzieckiem na ulicy nie pojawił. I wyrosła na piękną dziewczynę, a potem kobietę. Co innego jej siostra - jako dziecko aniołek, w latach późniejszych taka trochę rozmemłana larwa, jak mawiała czasem mama, w chwilach delikatności... Ona zresztą zawsze miała na temat innych wiele "uprzejmych" rzeczy do powiedzenia, siebie mając jedynie za chodzącą doskonałość nie podlegającą żadnej krytyce... Ten urok jednak przyniósł dużo nieszczęścia i smutku...

Pytałem jakiś czas temu tatę: Ale właściwie to czemu z nią, czemu w ogóle tak? - Tato mnie rozbroił: - A, bo koledzy się żenili, no to ja też, no bo co?... - Można powiedzieć, ile to rzeczy robi się z myślą o kolegach...

Teraz się śmieję, że rodzice mnie zrobili, a potem się na mnie o to pogniewali... I tak trwałem w poczuciu winy, straszne dziecko, co sprowadza nieszczęścia... Już jako przedszkolak wiedziałem, że jestem zły i mamusia od tego na pewno kiedyś umrze... Zadziwiający był jej zapał we wmawianiu mi, że jestem nic niewart. Chociaż na zewnątrz wszystko, łącznie ze mną, wszystko co wiązało się z jej osobą było najlepsze na świecie. No, może poza jakimś dziwnie bezbronnym mężem, którego z lubością upokarzała przed jego matką...

Mama chciała bankietu. Miała naturę cyganeryjną. Dom ją uwierał, w który wpadła może na skutek takiego obyczajowego bezwładu, żeby nie być starą panną... Wszystko było w nim nie takie. Tato tracił z czasem ochotę na cokolwiek, a mama wmawiała mi - obserwującemu całe to zgniłe domowe bagno wstrętu i pogardy - że mężczyzna potrzebuje kobiety tak dla... zdrowia... Chciała, żebym płodził jej wnuczęta... Bardzo ją to bolało, że nie dawałem nadziei na realizację takiego scenariusza... To że urodziła geja było dla niej największym nonsensem... Moje życie było po prostu śmiechu warte. Nawet w swej tragicznej odsłonie, co już dla mnie było takim policzkiem policzków...

Ale mimo wszystko jakoś ją za życia lubiłem, tak fragmentarycznie, tak okołobankietowo, bo zdarzało nam się niekiedy, w trochę późniejszych czasach balować, bo mieliśmy trochę wspólnych znajomych... W towarzystwie bywałem ozdobą... Trochę jestem jak jej siostra, za młodu śliczniutki, teraz osuwające się już w szkaradę stworzenie...

Imponuje mi też jej wyczucie. Umarła, kiedy wyczerpały się jej możliwości finansowe... Liczę, że we mnie też drzemie takie wyczucie...

Kiedy byłem podrośniętym nastolatkiem, matka litościwie uciekła z domu, na stałe. Boże, jaki spokój w nim zapanował... Bardziej była znośna tak z doskoku... Nigdy jej nie wygarnąłem, co o niej myślę i ile krzywd narobiła...

Jeśli się rozmnażamy, to zostawiamy bardzo widoczne ślady... Czy wierzę w życie pozagrobowe? Naturalnie. Gdy jestem gdzieś na cmentarzu, mam na do najjaskrawszy dowód. Jestem poza grobem, a gdy patrzę w lustro, widzę w swej twarzy ślad maminych rysów, coś wokół ust, w oczach, trochę nos... Mama nieboszczka... Tak więc od nas zależy czy będziemy straszyć tylko za życia, czy także po nim... Straszyć albo może radować swoją obecnością i dodawać otuchy... No cóż, mnie trochę straszy. Patrzę w lustro, i jest. Ona też patrzy, hejterka, żyje dalej, także poza grobem... Jej rysy, a pod nimi jej nerwowość, wybuchowość, wkurw, pamiętliwość, złośliwość, humorek etc, etc...

W swym rozchwianiu ta zwariowana tanecznica z jakichś powodów starała mi się uprzykrzyć życie. Była taką ładną trującą roślinką... Kiedyś marzyłem o tym, że robię jej na złość popełniając samobójstwo. Chciałem ją w ten sposób ukarać. Na takich rozmyślaniach upływało mi dzieciństwo...

I cóż poradzić - trzeba być tym, co jedna pani z drugim panem zabełtali, oszołomieni cała tą niby miłością, tą chucią i być może jakimś wińskiem... Czy zasługują oni na jakiś szczególny szacunek? Zapewne, tyle że nie tak z urzędu... W każdym razie ja jakoś polubiłem życie, jednak. Chociaż to łba nie urywa. Ale staram się by dbać o sytuacje, w których natura czyni pewne wysiłki, by tego jednak dokonać. W zasadzie szczęśliwy jestem wtedy, gdy wiatr dmie mi w twarz, najlepiej taki niosący z sobą deszcz albo śnieg... Stąd tyle we mnie sympatii dla Islandii... A że Islandia, to przy okazji wierszyk stamtąd, pióra zmarłej nie tak dawno temu Vilborg Dagbjartsdóttir... O pozagrobowym życiu... bardziej z czułością o tym straszeniu...

Vilborg Dagbjartsdóttir

W lustrze

Jasne powinno być dla mnie

jaka jestem nieładna

jedna taka nawet ułożyła o mnie tekścik

że aż mi słów brakuje

ale z drugiej strony to trafiła w punkt

i teraz się wszyscy ze mnie śmieją

pewno, jestem gruba i brzydka

niewolnica całymi dniami przy montażowej taśmie

żylaki na nogach

czerwone łapy obrzmiałe

brzuch obwisły

nic na to jednak nie poradzę

że za każdym razem, gdy zerkam do lustra

ogarnia mnie radosny dreszczyk

i uśmiecham się wesoło

na widok swego odbicia

jestem toczka w toczkę jak ona

mamusia nieboszczka!

  przełożył z islandzkiego Kiljan Halldórsson


Komentarze

  1. Ja u swojej byłem jak co roku. Nie poznałem jej. Tylko legenda, mit, wyobrażenie. To jest lepsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani lepsze, ani gorsze. Inne. Inna historia o duchach, na tym najgorszym z możliwych światów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce