Duży Książę (20)

 Władco, właścicielu wielorybów i starych drzew - mruknął autoironicznie Książę. - Stoisz sobie pod drzewem, chowasz się za nim... Ile by to trzeba osób, by objąć ten pobrużdżony pień... Psotne myśli, całkiem nie na miejscu, choć przecież z drugiej strony całkiem na postój pod leciwym dębem... - Nie, chyba nigdy się tu nie zapuszczał, rzadko bowiem wybierał się na wycieczki, gdy odwiedzał dom Luki, podobnie zresztą było we wszystkich innych odwiedzanych przezeń miejscach... Doprawdy, najlepiej czuł się jednak na swoich pokojach, we własnej cieplarni... Przypomniał sobie teraz o telefonie, o tym, jak jeszcze tam, w domu Petrusa, zasygnalizował nadejście jakiejś wiadomości. Dobył go znów z kieszeni, by zaspokoić ciekawość. Ktoś ciągle jeszcze wierzy, że Aubrey żyje. Nie było żadnych przeszkód, żadnych zabezpieczeń, tedy bez trudu przedostał się do mailowej skrzynki... "To tak" - brzmiała wiadomość z nic nie mówiącego adresu. Był jeszcze załącznik. W postaci, jak się rychło okazało, fotografii, którą ktoś ośmielił im się zrobić w mglisty dzień na cmentarzu. Książę ujrzał siebie obejmującego czule Aubreya. - Ależ obrazek: miłość i śmierć! - Książę zaśmiał się i wyszedł z tego telefonicznego zakamarka, obojętny już na wszystkie inne treści, jakie kryły się obok. Nie chciał już niczego naruszać. Wszystko już było nieważne, do nikogo, bez znaczenia. - Że jak? - rzucił pytanie w poddębową, majestatyczna ciszę. - Teraz dopiero, na spokojnie, dostrzegł na wyświetlaczu tapetę... - Chaim Soutine Modiglianiego. - Że też to! Przecież mógł się w tę postać wpatrywać godzinami, zawsze w tajemniczym zakochaniu. Maleńki zezik. Typowa dla artysty wydłużona szyja. Nochal trochę rozpłaszczony, jakby niedbale wlepiony w oblicze otwartą dłonią. Zadziwiająca w tym wszystkim rumiana doskonałość. Zadziwiająco pociągająca twarz o zmysłowych ustach. Nagle, teraz. I od teraz w innym już podniecającym wmyślaniu się w rzecz, na stałe już w powiązaniu z tkwiącym w pamięci Aubreyem... Spokój minął. Wyłączył telefon i schował go do kieszeni, a potem ukrył twarz w dłoniach. Rozgrzewał się własnym oddechem. Miał ochotę krzyknąć, lecz uprzedził go klakson, który nagle rozdarł uroczystą ciszę. To lady nadjechała. Tyle że nie sama. Kiedy książę ujrzał ją, jak wysiada od strony pasażera, wydał z siebie jęk zawodu. - Przecież prosiłem! - Nie jestem jednak dość trzeźwa - usprawiedliwiła się. - Kto tam jest. A, to Emma... - Przyjechały okrężną drogą i zjawiły się od strony wsi a nie, tak jak się spodziewał, od strony lasu...

- Tam się coś dzieje - zatrajkotała lady, gdy tylko wszyscy znaleźli się we wnętrzu terenówki. Książę z tyłu, dwie damy zaś z przodu. - Jakby pożar.

- Pożar? - zdziwił się Książę.

- Zaniepokoiło nas to. Zadzwoniłam do ciebie, ale nikt się nie zgłosił.

- Bo zostawiłem swój telefon w sypialni.

- I tam też go w końcu usłyszałam. 

- Dzwoniłem do ciebie z telefonu Aubreya. Porwałem go. Tam się stało nieszczęście. Beznadziejna sprawa. Ktoś mógłby powiedzieć: bzdury, ale ty dobrze wiesz, jakie czasem błahostki potrafią wywołać nieszczęście. Otóż sprawa przedstawia się tak, że Aubreya zastrzelił jego brat, który dla siebie szukał rozpaczliwie rozwiązania. Życie bez sensu, bez pieniędzy, i takie tam... W każdym razie Aubrey leży w domu, ja uciekłem... I nawet nie wiem, czy ktoś mnie widział. Już po wszystkim przyszła do Aubreya przesyłka ze zdjęciem, które ktoś nam zrobił...

- Dziś?

- Nie. Wcześniej... I nie wiem, co mam myśleć... Jest chyba dość powodów, by wpaść teraz w paranoję. Każdy będzie dla mnie teraz podejrzany, szykujący licho wie co... Nawet was wykluczyć nie mogę...

- A było przedzierać się przez dziurę w murze? - spytała Emma, przekręcając kluczyk w stacyjce.

- O! I masz! Wszystko wiesz... 

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że ktoś to zaaranżował...

- Nie wiem, może planował coś innego... Nie, doprawdy, tacy ludzie jak ja nie powinni opuszczać swych pałaców.

- Słuszna uwaga - przytaknęła Emma.

- Nie przesadzaj - zawołała lady.

- Ciebie też to bawiło. Książę i jego chłopiec.

- Nic z tym nie mam wspólnego. A to, że zacząłeś odżywać na powietrzu... Mój drogi...

- Na przyszłość wystarczy mi balkon... Najdoskonalsze miejsce do jednoczenia się ze światem.

Samochód tymczasem potoczył się wolno w kierunku lasu. Ktoś chyba musiał powiadomić straż, bo ich uszu dobiegł właśnie alarmowy sygnał. Tak, pojawił się za nimi czerwony wóz, Emma zjechała więc na bok, by umożliwić mu swobodny przejazd w kierunku polany z płonącym domem...

- Luka zaraz zadzwonił...

- Już sam chciałem to zrobić...

- Z telefonu Aubreya, którego zastrzelił brat? - spytała skrzekliwie lady.

- Widzisz, jak ja się do niczego nie nadaję...

Pchani ciekawością podjechali w miejsce, skąd mogli obserwować działania strażaków. Pożar był już w pełnym rozkwicie. Ogromne płomienie buchały zewsząd, trawiąc z zaciekłą gwałtownością stary drewniany dom. - Co tam się wydarzyło?

- To musiał być Petrus. Że aż tak... To jest najlepszy dowód, że mam rację, sugerując, iż każdy w pewnym wieku powinien mieć prawo do przyzwoitego, smacznego samobójstwa - perorował Książę z uniesionym w górę paluszkiem wskazującym. - Taka drastyczność! Niemożność życia, niewiara... Jak się wtedy już zacznie działać... Coś wybuchło!... Wypada liczyć, że zanim się spalił, śmiertelnie odurzyły go gazy, trujący dym... To się chyba nawet dzieje dość szybko...  

- Przestrzegałam w każdym razie - powiedziała Emma.

- Co to miało znaczyć? Co mi teraz przepowiesz?

- Niepokój. A potem może ci będzie wszystko jedno. I pójdziesz w coś na całość.

- Tak się musi stać?

- Nic się nie musi stać...

- Może mam się tu przeprowadzić, jako już prywatna osoba? Jeden wariat nieszkodliwy już tu krąży, w oczekiwaniu na niemożliwe.

- Zawsze możesz dołączyć. Skoro wariat nieszkodliwy.

- Miejmy nadzieję, że nasz Książę zwariuje na nieszkodliwą nutę... Przecież jaki w tym twój udział? Co najwyżej świadek sprawy, której nie ma już co tykać...

- Tu jest pole do rozmaitych wątpliwości... Tu się jakby otwiera szyb do istnej kopalni wręcz potworności. Ja może jestem niewiniątkiem, poczciwiną sympatyczną przyczepiającą do piersi ordery, ale co wokół? Ja chciałem mieć święty spokój... Dzisiaj władza jest magnesem dla szczególnych szumowin... Jaśnie Pan, latarnia, pod którą najciemniej, pod którą mrok ma szanse jeszcze bardziej się zagęścić. Nie tak? I nie musisz mi mówić, że szef policji chodzi na pijaństwa do twojego Karola... Ile wiadomo, ile powinno wyjść na jaw? Mówić, że biegałem tu z nieboszczykiem po obejściu? Najprawdziwszym.

- Już zostało powiedziane. Jak nas będą przypalać papierosami, kto wie, możemy się wygadać - oznajmiła Emma.

- Mnie wystarczy, że dmuchną mi w twarz złowrogo dymem. Zmięknę natychmiast... Rzeczywiście biegałeś z nieboszczykiem?

- Żartujecie sobie? Co z was za istoty? Może chociaż podjedziemy bliżej...

- Dobry pomysł. Udamy zaskoczenie i zainteresowanie - zaproponowała lady.

- Ty tak żartem?

- Jestem całkowicie z tobą zgodna. Spodziewałeś się takiego obrotu spraw?

- Ciągle zależy, co kto widział...

- Jeśli w ogóle...

- Emma wie, że wylazłem przez dziurę w murze...

- Boże drogi, bo nie widziałam, żebyś wychodził bramą. Sebastian, którego wcześniej zdzieliłeś laską, poszedł w tym czasie wyprzęgać...

- A ja się wymknąłem, żeby dokonać zbrodni, którą przepowiedziałaś. W swej uprzejmości, tak żebyś nie czuła się zawiedziona, droga Sybillo. Przecież jak się usłyszy przepowiednię, to przyzwoitość nakazuje...

Podjechali właśnie pod podjazd na polanę, by zaczepić stojącego nieopodal policjanta. Na widok Księcia wyprężył się jak struna i zasalutował. Książę łaskawie okazał swe zainteresowanie. Cóż to za nieszczęście? W odpowiedzi usłyszał, że jeszcze nie wiadomo. Są trudności z ugaszeniem pożaru...

***

Naturalnie znaleziono rewolwer, ślady strzelaniny. Pośród zgliszcz dwa spalone trupy. Ustalono, że podpalenia dokonano wewnątrz domu. Zapewne zrobił to sprawca zabójstwa Aubreya, czyli Petrus... Książę natomiast był nieco spokojniejszy, kiedy znalazł swą laskę porzuconą w bibliotece... Wahał się jeszcze, czy wsunąć z powrotem na palec podarowany wcześniej Aubreyowi pierścień. Wreszcie zdecydował. Przerobi go w przyszłości na jakiś szykowny wisior, a póki co skrył go zapobiegawczo w kieszeni spodni. Niech i on ma swoje moce. Nie ma powodów, by w nie nie wierzyć. Mogły, zaklęte w pierścieniu, zwalczyć przepowiadane przez Emmę zło, gdyby tylko znalazły się w odpowiednim miejscu... Jakoś nie przyszło mu do głowy, że zło widziane przez Emmę okazało się mocniejsze, zsyłając na Aubreya roztargnienie, a potem poprzez dziwne przywidzenia opóźniając ratunkową eskapadę Księcia... Ale cóż, trzymamy się amuletów, tak jak trzymamy się bogów, którzy przecież nieustannie nas zawodzą, ale których zawsze jakoś potrafimy usprawiedliwiać, byleby tylko nie dopuszczać do siebie nadmiernych zwątpień i nie narażać się na głuchą pustkę wokół siebie...

Naturalnie nikt nie zamierzał spać tej nocy. Książę postanowił przesiedzieć ją w bibliotece, szukając towarzystwa w sztuce. Ona ma pewną przydatną zdolność - pozwala nam być, a jednocześnie nie istnieć. W każdym razie Książę to sobie tak jakoś tłumaczył. Już nie miał ochoty patrzeć na tapetę w telefonie, który ukrył na dnie podróżnego kufra... Pragnął jednak Modiglianiego... Czy jest coś w zbiorach Luki... Trafił na jakieś poświęcone mu wydawnictwo... Był i Chaim, ale z innego obrazu, o ciemnych oczach, bez białek, śmiejących się w jakiś złowrogi, acz kuszący sposób, z nieregularną linią ust i z lekko obnażonymi zębami... Zaprzyjaźniona z Księciem malarka salonowa - radośnie zeszpecona nieudaną operacją plastyczną kobieta - jabłko na patykowatych nogach - zawsze powtarza, że zębów nie malujemy... Rzeczywiście, zęby na obrazach wyglądają jakoś nieszczególnie. Są niemalarskie, podobnie jak samochody. Jedne i drugie prezentują się na płótnach, deskach i papierach po prostu głupio.

Zamknął książkę z zębatym półuśmiechem... - Co teraz? Jeszcze nie tak dawno temu prowadziliśmy rozmowy, jakże prowokacyjne z dzisiejszego punktu widzenia... - Mam więc teraz wyczarować sobie boga? Hadrian i Antinous... Tamtego kochasia porwał Nil, ten przepadł w płomieniach... Życie musi toczyć się dalej. - Tedy sprzedamy na wiosennej aukcji boga! - powiedział głośno Książę...

- Biedaku, już mówisz sam do siebie - zawołała lady, wchodząc do biblioteki zatapiającej się powoli w wieczornym mroku.

- Uśmiechnął się do mnie Chaim z nieludzkim wzrokiem... Zaziemskości, upiory i bogowie...

- Nie bredź tak, bo to mnie trochę przeraża. Nie chcę, żebyś mnie straszył... Jest już gazeta wieczorna... Wyrobili się ze wzmianką o dzisiejszych wydarzeniach. Tragedia nad Nasturcjową Doliną - czyta. - Piszą o tajemniczym zdarzeniu. Bracia zginęli dzisiaj w dramatycznych okolicznościach. Piszą też, że całą sprawą zainteresował się bardzo wszystkim przejęty Książę, który przebywa w okolicy na krótkim urlopie... 

- Może lepiej, że od razu i w takim świetle ukazałem się na tle tej sprawy. Zadbamy też w swej łaskawości, żeby tutejszy nabożny winiarz miał za co pochować te dziwne popioły... A po wszystkim wybierzemy się z kwiatami... Patrz, moja droga, jak ludzie potrafią zdobywać się na odwagę... Petrus jednak postanowił...

- Mój drogi, jeśli człowiek wie, że naprawdę nie chce tu przebywać, że już się po prostu nie da, wtedy jego dusza łatwo odnajduje wyjście.

- Przy tej okazji tak się Modigliani mi napatoczył. Mocą Aubreyowego gustu... Zawiodłem Howarda... Kiedy Modiglinai umarł, Jeanne, jego partnerka, dwa dni potem wyskoczyła z piątego piętra, będąc na dodatek brzemienną. Nie miała już kogo kochać... Na cóż więc i owoc...

- Trzeba zapalić światło.

- Najlepiej zapal świecę.

- Nie jest to chyba najlepszy pomysł, ale iluminacja wcale adekwatna...

- Nie martw się. Postanowiłem pójść w bogów. Pamiętając o twej dobroczynności.

- A mój Karol już wie, za jakie sznurki w razie czego pociągnąć - dodała lady.

- Posiedzimy sobie tutaj? - spytał Książę.

- Ależ naturalnie. Pójdę tylko do Emmy po świecę.

- To lepiej już zapalmy kinkiety, bo Emma gotowa jeszcze urządzić nam tu jakiś seans. Boję się, że jako jednak nowicjuszka, nie do końca rozeznaje się w siłach, które raczyły się do niej zwrócić...

- Nalać ci coś?

- A wiesz, że tak... Mam ochotę na coś słodkiego.

CDN


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce