David Bowie – Rock 'N' Roll Suicide (Live, 1973)

To jutro będzie 50 lat od tamtego pamiętnego koncertu w Londynie w Hammersmith Odeon. Ostatni promujący płytę o Ziggim. Koncert, po którym pojawiło się nieporozumienie, bo część publiki myślała, że David rozstaje się u szczytu powodzenia z karierą muzyka... Oczywiście wiemy, że nic z tych rzeczy się nie zdarzyło. Bo był to tylko koniec pewnego etapu. Tylko chłopcy z zespołu byli nieco zdezorientowani, bo David nie konsultował z nimi swoich posunięć...

Ziggy Stardust to wydarzenie trudne do przecenienia w historii popularnej kultury... Moc muzyki, moc wizerunku... I - to nie żart - trochę ocalonych istnień...

Koncert został sfilmowany, muzyka zarejestrowana. Taka pamiątka, dokument z epoki, kiedy to pojawiło się trochę odważnych chłopców, by poprzestawiać w głowach ludzi trochę klocków... Dźwięki i film miały swoją premierę dość późno, bo RCA zdecydowała się opublikować wszystko dopiero w 1983 roku, zapewne chcąc się załapać na kolejną wysoką falę popularności Bowiego po wydaniu pod nowymi sztandarami komercyjnej bomby w postaci "Let's Dance". Jakość tamtych nagrań jest niestety dość kiepska. Chociaż jakiś czas temu Tony Visconti stanął niemal na rzęsach, by wykrzesać z tych kiepskich nagrań coś bardziej zdatnego dla ucha. I tak w 2003 roku ukazała się nowa, ulepszona edycja "Ziggy Stardust Motion Picture"...

Rock 'n' Roll Suicide... To kawałek który zamyka płytę "The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars". Zawsze pierwsza rzecz, jaka mi przy tej okazji przychodzi do głowy, to wspomnienie pewnego zimowego wieczoru, siarczyście mroźnego (były kiedyś zimy!!), ze śnieżnymi zaspami, roziskrzonego do obłędu. Snułem się z tą muzyką - tak cudownie i patetycznie na koniec narastającą - z dreszczem na grzbiecie. Walkmanowe czasy. Na uszach słuchawki. Serce szarpane młodzieńczymi, tragicznymi pedalskimi zakochaniami... Uśmiecham się do tego, ale też i trochę tęsknię za tamtym sobą, w tamtych śniegach, całkiem w gwiezdnych pyłach... A Bowie krzyczał mi do uszu:

Oh, no, love, you're not alone

No matter what or who you've been 

No matter when or where you've seen

All the knives seem to lacerate your brain

I've had my share, I'll help you with the pain

You're not alone...

David Bowie:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce