Ślady miasta



 

- Większość rzeczy w życiu jest nudna - mówi Enzo Zanetti.

- To dlaczego to robimy?

- Ponieważ nuda ma nas doprowadzić do szczęścia, Jesper.

*

W tym jest ziarno prawdy. Bo by dojść do jakiejś wprawy, w czymkolwiek, trzeba nudnych praktyk. Choć nie ma gwarancji, że doprowadzą nas one do szczęścia... Ale trzeba nużących ćwiczeń. Zwłaszcza, jeśli pragnie się grać muzykę.

Lars Saabye Christensen naturalnie po swojemu wzrusza. Jakiś czas temu jednak nieco mnie znużył "Magnesem". Powróciłem jednak do tych jego klimatów oslowiańskich. Bo Christensen to Oslo, bo to jakby taki kronikarz tego miasta, jego piewca, pełen uczucia, poezji. Piewca dziwnego, oplecionego miejscami dzikim winem świata, co jakoś tak szczególnie uzależniony jest od aury, od pogody, raz zachwycający, raz szpetny i smutny. Brzydkie piękne miasto, małe duże miasto, rozrastające się niekoniecznie w ładny sposób... Więc w "Śladach miasta" znów przenosimy się w przeszłość. Jest tuż po wojnie. Życie zbiera się ze swych zaniedbań w inne beztroski, już nie wynikające z tak dramatycznych i bandyckich zagrożeń. Żywa jest pamięć o obozowych doświadczeniach, o stratach, o katastrofalnej eksplozji składu amunicji na Filipstad, która niemal wszystkie okna w Oslo pozbawiła szyb. Życie jednak nabiera rumieńców, są powody, by świętować, by obrosnąć trochę tłuszczykiem. Uruchamiane są pomocowe akcje, sieroty wojenne przyjeżdżają, by nieco się odżywić i spróbować się choćby na trochę uśmiechnąć... Żyją ludzie, ze swoimi sprawami, supełki tajemnic...

Oslo, które autor po prostu kocha, to to, które choćby trochę znane jest i przelotnym turystom, bo to sąsiedztwo - bliższe i dalsze - parku Frogner z jego słynnymi rzeźbami Gustava Vigelanda. Oprowadza nas po okolicach Kirkeveien i Majorstua, wędrujemy przez Frogner, Uranienborg, Fagerborg aż po Ullevål, spacerujemy po cmentarzu, zaglądamy też oczywiście i na Karl Johan, i do Parku Zamkowego, na Studenterlunden, idziemy nad fiord popatrzeć jak powstaje nowy ratusz - już jest prawie gotowy, a tato Jespera będzie tam pokazywał (bez powodzenia, jak się okaże - ale takie to już jest życie u Larsa) swoje prace, bo zatrudniony jest w agencji reklamowej i jego firma ma dekorować miasto z okazji jego dziewięćsetlecia. Ratusz ten był przed laty przedmiotem wielu sporów, kontrowersji, gdyż nie wszystkim się podobał; mówiono: - Oslo było kiedyś miastem nad fiordem, a stało się miastem za ratuszem. Gadano, że to nieznośny kloc, monstrualny blok brązowego sera... (Tak, ale dziś budowla ta zalicza się do architektonicznych szkaradziejstw, które z czasem, i to nawet dość szybko, stały się nieodłącznym elementem pejzażu, których nieobecność jest dziś wręcz nie do pomyślenia. Naraz brzydactwa stały się po prostu piękne. Tak że nie jest możliwe dziś Oslo bez swojego ratusza nad fiordem, tak samo jak nie jest możliwy Paryż bez Wieży Eiffla czy Reykjavik bez Hallgrímskirkja oraz - dajmy na to - nasza Warszawa bez tego nieszczęsnego stracha w postaci Pałacu Kultury...) Zatem nieco dawniejsze Oslo, ze świeżutkim ratuszem i jego zegarowymi dzwonami odmierzającymi czas, których muzyka nie spodobała się małemu Jesperowi, Oslo bez lanserki na Aker Brygge, bo wtedy jeszcze było to miejsce zwykłej przyportowej roboty; także leżąca dalej na wschód Bjørvika przyjmowała na swe wody towarowe statki i nikt jeszcze nawet nie przeczuwał, że kiedyś pysznić się tam będzie arktycznym chłodem wielofunkcyjność gmachu opery czy ciekawe, przypominające potrąconą lekko ogromną ryzę papieru muzeum Muncha.

Wspomniany pracownik agencji reklamowej to Ewald. Ewald ma w sobie urocze pokłady beztroski. Ale to wszystko zakłóca wyrok śmierci. Wie, że niedługo umrze. Całkiem nie w porę, bo ma przecież żonę, która go kocha (Ewald, patrząc w lustro, nawet się dziwi - że też może mnie ktoś kochać... Ale to chyba doświadczenie wielu ludzi - patrzymy w lustro czasem w bezlitosnym oświetleniu i zastanawiamy się: Co on, ona we mnie widzi, doprawdy...) A oprócz żony ma małego Jespera, a w drodze jest jeszcze kolejne dziecko. Czy w ogóle dożyje jego narodzin. A Jesper? Czy jego ktoś pokocha, czy będzie miał przyjaciół? Pytanie nie jest od rzeczy, bo Jesper jest szczególny, jakby opóźniony, niezdolny do koncentracji. Jesper zawsze spada, gdy śpi. Jesper jest nadmiernie wrażliwy. Przez to jest mi bliski. Lars Christensen lubi wędrować do początków, tam gdzie lepi się całe życie człowieka, i zawsze poznajemy dzięki niemu ludzi, o których mówi się, że są inni. Lars lubi inność. Tych, co wychodzą poza przeciętność, czy raczej tych, których przeciętność postanowiła wypchnąć. Bo do pewnego momentu wszystko jest na swoim miejscu, nie ma żadnych pod i nadzwyczajności, pod i ponadprzeciętniości... I wreszcie przychodzi chamówa szkoły, jakby rampa, na której dokonywana jest brutalna selekcja, tam się bowiem wszystko decyduje - czy będziesz miał wielkie przyjaźnie na całe życie, czy też czeka cię wielka samotność; tam zdobywasz nie tylko wiadomości, ale możesz też dowiedzieć się, że nic nie jesteś wart, że jak rechot, to właśnie z twojego powodu, że jesteś za mały, za duży, że nie spełniasz oczekiwań i zasługujesz na miano ofermy etc, etc... Nagle wszystko się odmienia...

Plotą się losy. Jesper słyszy, słyszy nawet zbyt wiele. W swojej inności i nadwrażliwości na wiele nie może, póki co przynajmniej, liczyć. Zaprzyjaźnia się z Josteinem, który niedosłyszy po wypadku. Umawiają się, że Jesper będzie za niego słuchał, czy pomagał mu słyszeć... Przyjaźń ta będzie wystawiana na próbę. A próba będzie też obnażała ludzi. Jostein jest ocaleńcem. Ocala go uosobienie dojutrkowości i niezdecydowania, czyli syn antykwariusza i upadłej i zmarłej gwiazdy, za której zniszczenie wg niego odpowiedzialny jest jego ojciec. Chłopak jest i dobry, i zły. Łatwo coś popsuć, składając fałszywe zapewnienie, czy kradnąc cudzy list, łatwo naprawić, tak jak wtedy, gdy przywrócił funkcje życiowe Josteinowi potrąconemu na ulicy, łatwo rozwiać złudzenia, gdy w pisuarze daje mocne nadzieje wypindżonemu amatorowi obciągania, by ostatecznie wybić mu zęby (naturalnie nie brak tych okrągłych pisuarów niegdysiejszych; na Fagerborgu zachował się taki - był nazywany kiedyś przez homoseksualną brać "Grzybkiem" albo 'Karuzelą miłości") Ocaleniec ma pewne zdolności i raz wybawia z kłopotów Jespera, który musi sprzedawać na Majorstua znaczki Czerwonego Krzyża, z którym zresztą jego mama, Maj, energicznie współpracuje. Sprzedaż jednak nie idzie, a Jesper w ogóle ma poczucie, że ludzie nie chcą go znać i wolą omijać szerokim łukiem. Josteinowi poszło lepiej. Przyaktorzył.Postawą swoją umiał wzbudzić współczucie. I sprzedał wszystko, i jeszcze zarobił kasę, bo znaczki miały iść po 50 øre, a ten je sprzedał po koronie za sztukę... Podzielili się kasą i za to Jesper kupił jakiś tajemniczy prezent dla siostrzyczki... Sprawa się wydała, bo ludzie się poskarżyli, że jakiś gnojek ich oszukał. Tyle że tych ludzi okazało się więcej niż samych znaczków... Tak więc wyszło na jaw, że świat za piękny nie jest... Upiekło się więc jakoś chłopcom i też kupiony podarunek ocalał, bo z tatą mieli sztamę, więc za plecami matki rzecz została ze śmietnika wydostana...

Życie dopiero się zdaje rozkręcać. Jest pokój, kwitną nowe istnienia, a tu trzeba się zabierać. Ewald, z początku grubasek (aż się jego nagości pewnego dnia Jesper przestraszy i nie będzie chciał jeść, by nie utyć), będzie niknąć... Na początku to tajemnica. Miłość i śmierć onieśmielają. Nie zawsze chce się drążyć... Kłamię, więc ci ufam, pisze w wierszu "Almanach" Lars Saabye Christensen. Ufam, że nie będziesz dociekać, że poprzestaniesz na tym, co ci powiem i co widzisz, że nie będziesz podejrzliwy i nie będziesz mnie szpiegować. Kłamię, bo nie chcę cię niepokoić; kłamię, bo się boję; kłamię, bo nie chcę niczego zmieniać, póki się da... Ewald był jednak odmieniony, i to w taki sposób, że zaczął budzić podejrzenia, iż ma kogoś na boku. I poszła kiedyś za nim Maj, by się przekonać, że istotnie ma schadzkę, przed którą się nawet ładnie uczesał u fryzjera, tyle że była to schadzka u lekarza...

Przemijanie. Mały Jesper potrafi wycisnąć łezkę. Trochę w nim znajduję siebie. Lubi tramwaje. Jechać zwłaszcza na samym końcu wagonu, by widzieć, jak wszystkiemu łatwo można umknąć. Wszystko gdzieś zostaje za nami, przynajmniej na ruchomym obrazku za szkłem tylnego okna. Sam lubię do dziś tramwaje. Wszystkie. Także te w Oslo. Zawsze jak tam wpadam, muszę się przez Oslo przejechać tramwajem, obowiązkowo, tak bez celu, od końca do końca... Jesper uważa, że sikanie jest fajne. Jesper spada. Jesper lubi się śmiać, rzucać się z ojcem skarpetkami. Ale Jesper zawsze też może się rozpłakać, licho wie, z jakiego powodu. Jesper uważa, że powinno się mówić to, co się myśli. Jesper słyszy więcej niż inni. Jest wokół mnóstwo chaosu i niepokoju. Ludzie kręcą, ludzie robią rzeczy, które wytwarzają groźną aurę. Ludzie rozdzielają. Bo rozdzielili go z Josteinem, uznając, że tamten jest upośledzony, głuchy i powinien chodzić do innej szkoły... Szkoła, wakacje - wszystko może wydawać się takie przyjemne i beztroskie, a to rzeczywistości, bagna, w których życie po raz pierwszy pokazuje kły... Pewnego dnia ojciec Josteina, właściciel masarni, rozbija sobie we wściekłej rozpaczy pięść o korę brzozy. Po takich wakacjach. Ktoś się o jego małego synka zatroszczył. Pierwszy akt prześladowania Bogu ducha winnej istoty. Lokalizuje wychowawcę. Na oczach jego żony i dzieci rozbija mu pysk. Spodziewa się później sklepikarz - rzeźnik, że przyjedzie po niego policja. Ale policja nie przyjeżdża, więc można sobie wyobrazić, co przydarzyło się Josteinowi...

Traci się bliskich, traci się złudzenia. Trzeba jakoś na nowo się urządzać. Wdowiec antykwariusz łapie w miłosne sidła panią Vik, wdowę po weterynarzu, sąsiadkę Jespera Kristoffersena i jego rodziców. Jest szybki, już na pierwszej kolacyjce zamawia w hotelu pokój, tak że pani Vik bierze nogi za pas, bo rzecz cała jest okropniejsza od żmii w torebce... Porzuca nawet w szatni futerko. Po jakimś czasie jednak ulega. Czy zrobiła dobrze? Szybko pojawiają się sygnały, tuż po ślubie, że wszystko to może pomyłka... Jej pasierb, który umyka, śle z oddali niepokojące informacje... Wszystko jednak na razie jest tajemnicą. Pojawiają się rysy i nie do końca wiadomo, komu teraz ufać... Ludzie z odzysku... Budowanie życia po życiu jest trudne. Zawsze z jakimś wyrzutem. Żałoba tak na prawdę nigdy nie mija. A obok też jakieś życie w ponownej próbie. Przetarte na innych szlakach, kto wie, jak dokuczliwe gdzieś tam, wcześniej. I z jakimś groźnym gestem i błyskiem w oczach...

Zmiany nie zawsze są dobre. I może lepiej trzymać się już jednej ścieżki, nawet jeśli zostaje się samemu. Kto to wie?

Jesper dużo płacze. Jesper jest nadmiernie wrażliwy... Mam to samo w papierach. Paradoksalnie za taką wrażliwością idzie twardość. Tak musi być, by jakoś przetrwać. Rzeczywistość dla nas jest bardziej raniąca. Ta tak zwana normalność jest już tak dotkliwa, że w zasadzie ciągle jesteśmy na krawędzi. Najgorsze dzieje się stale...

Jespera czaruje muzyka. Zapamiętuje grane w radiu pewne dźwięki. Są doń przyklejone. Muzyka przynosi spokój. Oplata jakąś magiczną siecią emocje. Pozwala lepiej przeżywać smutek i radość. W jakimś porządku. Nawet jeden dźwięk, odpowiednio zagrany, może być wyrazem i smutku, i radości. Jest czymś, co sprawia, że człowiek wręcz trzyma się jakoś w jednym kawałku... Jesper chciałby grać. A zabłąkany w krainę fiordów mocą wojennej zawieruchy samotny Włoch, zwolniony niestety z pracy knajpiany przygrywacz, dał ogłoszenie, że może udzielać lekcji gry na fortepinaie... Stary znajomy z popijaw w Bristolu... Ewald wszystko ładnie organizuje. Stwarza chłopcu warunki... W domu pianino, a nawet wreszcie podłączają telefon - cóż to było za wydarzenie!!

Ewald umiera. Dziwny erotyzm jest w tej śmierci. Jesper chce grać. Joisten chce słuchać gry, na swój sposób, czując całym ciałem wibracje. Maj jest wdową z dwójką dzieci. Enzo - grajek ma może jakieś nadzieje... Stało się już tak wiele, choć nie wiadomo, co o tym wszystkim myśleć...

Jesper to niepewność. Jest kruchy. A kruchy materiał zawsze jest trudny do obróbki. Może się rozpaść na kawałki równie łatwo, jak stworzyć najpiękniejsze rzeczy.

Jesper idzie wzdłuż kabli przez Kirkeveien. Przypominają mu się ruchome schody w Steen & Strøm. Zatrzymuje się przy sklepie rzeźnika. Na drzwiach wisi tabliczka: Zamknięte z powodu wypadku. Czy nie wszystko jest zamknięte nocą? Jesper żałuje, że nie jego to spotkało. Idzie dalej na Majorstua, tam kable rozbiegają się na wszystkie strony. Nie widać, gdzie jeden się kończy, a zaczyna drugi. Przypomina sobie, że przed świętami jechał z matką tramwajem. Wybiera tę drogę. Nigdzie nikogo nie widać. Jesper jest jedynym człowiekiem na ulicy. Kalosze są tak duże, że ledwie unosi stopy. Płaszcz ciągnie się po chodniku. Jesper dochodzi do jakiegoś kościoła, który stoi na szczycie wzgórza; zegar na wieży przypomina księżyc w pełni ze wskazówkami - jest piętnaście po czwartej. Nagle Jesper słyszy muzykę. W wąskiej bocznej uliczce jedno z okien jest uchylone. Ktoś gra na pianinie. Słyszał tę melodię już wcześniej. To już trzeci raz. Dźwięki są od siebie odległe, wahają się, przeciągają, ale nie zawodzą. Wpadają na swoje miejsca, tam gdzie mają wpaść, i Jesper też trafia na swoje miejsce. Rozpoznaje się. To tutaj chciał dotrzeć. Muzyka jest lepsza niż głosy. Jesper płacze. Nie rozumie dlaczego. To tęsknota, o której nie wiemy. To coś, czego tylko się domyślamy, mgliste i niepojęte, coś, co pewnego dnia się ukaże, wyraźne i już przeżyte...

Lars Saabye Christensen, Ślady miasta. Ewald i Maj, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020 

*****

Erik Satie. Gymnopédie No 1... Tę cudną miniaturę usłyszał Jesper na Uranienborg podczas swej potajemnej nocnej wędrówki w tatowych ciuchach...

         

Komentarze

  1. O mnie piszesz: Trochę w nim znajduję siebie. Lubi tramwaje. Jechać zwłaszcza na samym końcu wagonu, by widzieć, jak wszystkiemu łatwo można umknąć. Wszystko gdzieś zostaje za nami, przynajmniej na ruchomym obrazku za szkłem tylnego okna. Sam lubię do dziś tramwaje. Wszystkie... obowiązkowo, tak bez celu, od końca do końca...
    Eh - lubię o sobie czytać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę dusze pokrewne, przecież...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce