Morskie Oko

  Na samym wierzchołku gór jest źródło, a raczej jezioro Oculus Maris nazwane, gdzie sztuki statków morskich często wypływają, znać że z morzem ma komunikacją.

      Benedykt Chmielowski, Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej scjencji pełna (1746)

  Tak to pisarz dewocyjny i polihistor napisał w pierwszej polskiej encyklopedii, bzdurząc uroczo, przyczyniając się zresztą do utrwalenia podania o połączeniu Morskiego Oka z morzem. Najczęściej utrzymywano, że wyłaniające się z tej górskiej toni okręty zabłąkały się w ten malowniczy tatrzański zakątek prosto z wód Adriatyku...

 Bajki, legendy, wreszcie poezja. Jakże oplecione wierszami i wierszydłami jest to jezioro nasze najcudniejsze, wprawione w skalną otoczkę; oczko wodne w ogródku olbrzyma. A jednym z pierwszych poetów, jednym z tych inicjujących dzieje poetyckiej wielkości Tatr i górali był matematyk i uczestnik powstania listopadowego Józef Przerwa - Tetmajer (1804 - 1880), uczony i poeta, jako ten drugi nieco wyśmiewany za nadmierny czasem sentymentalizm. Tak to pisał w opublikowanym w 1830 roku wierszu:

Józef Przerwa - Tetmajer

MORSKIE OKO

Skądże to wielkie i ciche zwierciadło

Na Karpaty spadło?

Któż nad nim te nagie skały

Ustawił w ołtarz wspaniały?


Wierzchołek jego szeroko otwarty

Stoi w samym niebie;

Niżej się wije obłok rozdarty,

Grzmotem przemawia do ciebie.


Ugnij kolana i pochyl głowę!

Widzisz - li tego olbrzyma?

Zwiesił na ciebie ogromu połowę

I na bryłeczce się trzyma!

__

Trudno zliczyć, ile razy uginałem tam kolana. W tym pięknie, zwykle niestety zatłoczonym. Ale cóż, trzeba jakoś znosić te ogólne zajanuszowienia z zagrażynieniami. I może nie ma się co wywyższać. A jedynie zamknąć w sobie, separując się od ludzi i ich brzydkich często zachowań... Całkiem niedawno byłem znów. Ale najbliższe sercu są te wizyty w dziecinnych czasach. Zimowe, wtedy, kiedy zimy były naprawdę tęgie. Jezioro okrywało się potężną skorupą lodu, po której cudownie się wędrowało. Łaziliśmy tak z mamą i z moim coraz bardziej wówczas ukochanym kuzynem, Grzesiem. O - miałem wrażenie, że moja mama już wtedy wolała Grzesia ode mnie. Grześ był mądry, a ja debil. Grześ był osłodą mojego parszywego ówczesnego życia. No i natura też słodziła. Wtedy ze śnieżną posypką. Dopiero ze środka tego jeziora można było ocenić ogrom tej przyrodniczej sytuacji. Idealnie równa zaśnieżona tafla, pokreślona śladami stóp, jak olbrzymia scena ze skamieniałą widownią. Rozkoszne przytłoczenie, zamknięcie, a jednocześnie wokół mnóstwo przestrzeni... Lód był gruby, choć oczywiście zrobiłby mi przysługę, gdyby się pode mną załamał wtedy. Jakaż by to była cudowna katastrofa, z mojego punktu widzenia doniosła i spektakularna, z zewnątrz zaś nieznaczna, niedostrzegalna niemal jak upadek Ikara na obrazie Bruegla... Nigdy potem już nie przechadzałem się tam po lodzie...

Czemu ja tak o tym Morskim Oku? Bo to takie malownicze niegdysiejsze przedbiegi, przed restartem naszej - że tak szumnie powiem - ojczyzny. Bośmy się spierali o Morskie Oko, gdy jeszcze nie było żadnej Polski. Ale zależało nam, by przypisać sporny teren do Galicji, bośmy się chcieli ładnie przyozdobić na wypadek niepodległości, bośmy chcieli iść w pełną nadziei przyszłość z klejnotem, z najpiękniejszą perłą w koronie św. Stefana, jak opowiadali Węgrzy, biadoląc nad obojętnością i niedołęstwem społeczeństwa, które utraciło na rzecz Polaków ten tatrzański skarb... Ktoś by powiedział, że była to walka o jakieś bezpłodne kupy kamienia, ale ziemi nie można dzielić na użyteczne i bezużyteczne. Choć naturalnie użyteczną się stała, w związku z coraz bardziej docenianym pięknem... A zwycięstwo sporu o Morskie Oko było krzepiące. Jak pisał Stanisław Witkiewicz: "Zwycięstwo też prawdy i sprawiedliwości w sprawie Morskiego Oka było dobrym i krzepiącym zwycięstwem dlatego, że je odniósł naród, za którym nie stoi siła, i odniósł w sprawie, w której chodziło tylko o wartość idealną - o bezużyteczne ze stanowiska pospolitego rachunku pustki, których jedyną wartością jest czar piękna".

Szczęśliwie gniewy z tego powodu opadły. A od tamtej chwili minęło 120 lat. Spory graniczne ciągnęły się od dawna w tamtym rejonie, od XVI wieku. Rożne były kłótnie, fałszerstwa, bezprawne kupna i przejęcia. Spór wreszcie dojrzał do rozstrzygnięcia po zakopiańskiej epoce Homolacsów, których Palocsayowie coś tam haniebnie przekupili, dojrzał, kiedy dobra zakopiańskie nabył Władysław Zamoyski, zaś dobra po Palocsayach przejął Hohenlohe. Wspaniałe tu są zasługi Zamoyskiego, który właściwie uratował tatrzańskie obszary przed dewastacją, no i zawalczył o owo "Oculus Maris". Wystąpienia, petycje, działania na wszelkich możliwych szczeblach doprowadziły rzecz do sądu polubownego w Grazu. Rozprawa odbyła się w sierpniu 1902 roku, gdzie arbitrami byli Szwajcarzy: Winkler i Becker. Naszej sprawy bronił prof. Oswald Balzer, skutecznie. I tak to Morskie Oko przypadło stronie galicyjskiej, dzięki czemu dziś znajduje się na obszarze Małopolski. W Zakopanem świętowano, odbył się uroczysty wiec, a Ludwik Solski stworzył parafrazę naszego hymnu:

Jeszcze Polska nie zginęła,

Wiwat plemię lasze!

Słuszna sprawa górę wzięła,

Morskie Oko nasze!

To było w 1902 roku. Ale rzecz ostatecznie została zakończona rok później, latem 1903, kiedy z gór zeszły śniegi i gdy można było już tak fizycznie wytyczyć granicę w tym oszałamiająco ślicznym terenie, w tych tysiącach i tysiącach różnie pogiętych płaszczyzn, ze tak użyję znów słów Stanisława Witkiewicza, który po wszystkim pisał do syna: "Jednak w ludzkości zaszły wielkie zmiany. Pomyśl, że Polska, która sama jest dla nich tylko wyrazem - wygrywa taką sprawę i ustala swoje granice - dziś granice, które od wieków były sporne. Jednak sprawiedliwość w życiu publicznym jest. A potem przedmiot sporu tak idealny! - piękne jezioro. Ruskin by się z nas cieszył. Więc cieszcie się. Morskie Oko nasze!"

Pomyślałem sobie o tej pięknej walce o piękną rzecz. I myślę o tym, co tu i teraz jest. Jak dzisiaj marnujemy, trwonimy, ośmieszamy to, co przez trudny wiek ostatni zostało utworzone, jak jesteśmy w dużej mierze obojętni na losy wszystkiego wokół. Nagle wszystko potrafimy burzyć, dewastować, przekupieni - o zgrozo - własnymi pieniędzmi... Kiedyś wielką sprawą było wywalczenie takiego estetycznego zadatku. Dzisiaj całość jakaś taka zmięta, niedoceniona, w nawrocie ku jakimś ciemnościom, które do niedawna chcieliśmy uważać za ostatecznie przezwyciężone...

No ale jest Morskie Oko. Nasza perełka. I Zakopane od dawna tłumne. Jak pisał w "Na przełęczy" przeszło sto lat temu Stanisław Witkiewicz: "Wszystko, co się gdziekolwiek w Polsce dzieje, odbija się w Zakopanem. Echa zatargów myślowych, odgłosy burz politycznych, walk społecznych, czynów jednostkowych i drgnień tłumów, wszystko to się załamuje w tym ruchliwym mrowiu ludzkim, które na parę miesięcy zwala się pod Tatry". Wszelkie przejawy polskiego życia tam się ujawniały. Niezwykła to była pigułka, w dużej mierze przez warszawiaków ulepiona... Dziś już brak tamtej wyjątkowości, tłum gatunkowo inny... Ale jakoś pozostały w mocy dawne słowa Witkiewicza, co pisał: "Zakopane stało się czymś tak koniecznym w życiu naszego społeczeństwa, że wszystkie drogi, którymi ono płynie, krzyżują się na tym przesmyku. Z bliska i z daleka przychodzą tu ludzie, gnani najrozmaitszymi przyczynami. Gdziekolwiek wypadki rzucą Polaka, jakimikolwiek środkami wydostanie się on z matni życia, na pewno przyjedzie do Zakopanego. Znad tundr Leny, z puszcz Parany, z Dalekiego Wschodu czy Zachodu wracający do kraju wędrowiec przede wszystkim zawadza o Zakopane". Wszelkie możliwe typy i uzdolnienia. Świetny punkt do obserwacji społeczeństwa... Czasem jest zachwycająco, coraz częściej można się dziś jednak przerazić... No, ale taki to już bieg życia w rozwojowych meandrach...

Obowiązkowe Morskie Oko. Uprzejmie dostępny zakątek, choć przyjemniej tam iść nie szosą, ale górą, koło Siklawy, przez "Pięć Stawów" i Świstówkę... Opiewany przez kolejne pokolenia... Pisali i wielcy, i ci mniej udatni... Wśród wielkich był choćby Adam Asnyk, który Morskiemu Oku poświecił cały cykl sonetów, co stanowi ozdobę pierwszego tomu "Pamiętnika Towarzystwa Tatrzańskiego" z 1876 roku... Wybrałem Sonet V:

Adam Asnyk

MORSKIE OKO

    V

O wielki poemacie natury! któż może

Iść w ślad za twych piękności natchnieniem wieczystem?

Kto uchwyci poranku wzlatującą zorzę

I zapali rumieńce na niebie gwiaździstem?


Kto wyrzeźbi kamienne wodospadu łoże?

Przemówi szumem fali, wichru dzikim świstem?

Srebrne chmurki zawiesi w szafirów przestworze

I odbije skał ostrza w wód zwierciadle czystem?


O wielki poemacie! ciebie tylko można

Odczuć i wielbić razem w drgnieniu serca skrytem,

Gdy pijąc wszystkie blaski, źrenica pobożna


W cichym zachwycie tryśnie źródłem łez obfitem,

Gdy na skrzydłach tęsknoty dusza leci trwożna

I nakrywa się własnych marzeń swych błękitem.

____

A Kazimiera Alberti (1898 - 1962), co taka bliska była tatrzańskim grom miłości i śmierci, pisała o nocy...

Kazimiera Alberti

NOC PRZY MORSKIM

Halny ścichł.

Granatowieje nieba kęs.

Złota podkowa

W oprawie gwiezdnych, wibrujących rzęs -

Jak osiemnasty karat lśni.


Rybi Potok brylanty schował

Na dnie. A Mnich

Słucha, jak biją dzwony w naszej krwi.

 

Morskie - w ściśniętej gór obręczy - 

Niby potworny pająk śpi.

Na Rysach miesiąc bursztynowy klęczy.

 

Ognisko - jak sardoniks - skrami rzuca, płonie.

Z Mięguszowieckich suchy, starty leci piarg - 

Ginie w otchłaniach. Ja ci nie bronię -

Moich gorących, koralowych warg. 

_____

Na różne też sposoby rozlegał się tam gwar ludzki. Swego czasu, mniej więcej sto lat temu, długo już po poetycznych spokojach Sabałowych lat, na drodze do Morskiego odbywały się nawet rajdy samochodowe i motocyklowe. Ostatni miał miejsce w 1931 roku. Imprezie położył kres kryzys gospodarczy, ale też i działania ludzi zatroskanych o środowisko naturalne... Taki obrazek z lat trzydziestych minionego stulecia:

Adam Bielecki

MORSKIE OKO

800 m długości.

400 m szerokości.

Słoneczna atramentowa głębia.


Schronisko zagospodarowane cały rok.

Fotografowie.

Stacja benzynowa.

Najtrudniejsze wspinaczki w Tatrach.


Z aut wysiadają ludzie

zachwycają się limbą - 

kolorowi w odbiciu na przeciwległym brzegu.


Kilkanaście znaczonych dróg prowadzi tu przez szczyty

przez wysokie przełęcze

lasami.


Zwiedzajcie Morskie Oko!


Ktoś zgubił tutaj krzyk zdumienia

który się tuła po źlebach upłazach

roztrzaskany siklawami w urwiskach dookolnych

plaskający falami o mokre kamienie -

i jeszcze skrzydłem śniegu

łomota na zielonym dnie odbicia --


To jest cisza.

Cicho jest zwłaszcza wieczorem

w huku wód

parowozów uwięzłych w kosówce.


Barwy zgęściły się

stajały w karmel plam czarnych i białych i szarych.

Resztka dnia ścieka z Rysów tajemniczo.

Rozpoznaję łagodne jezioro:

fotografię Morskiego Oka na pocztówce.

_____

I tak by można przytaczać te poezje i przytaczać... Tyle jednak starczy...

_____

Tak to więc sobie razem z poetami powspominałem... Po 120 latach od chwili, gdy sprawa została klepnięta ostatecznie - Morskie Oko to kawałek Galicji, dzięki czemu dziś Polski.

Kończył swa opowieść tatrzańską Stanisław Witkiewicz takimi słowami: - "I jeszcze jedno. O cokolwiek ludzie walczą, o idealną czy o realną wartość, zawsze w tej walce towarzyszy podłe uczucie zawiści i nienawiści - mieszało się też ono w sprawę Morskiego Oka. Rozstrzygnięcie jej sprawiedliwie zadowoliło nas, ukoiło też w końcu żal Węgrów i pogrzebało, raz na zawsze, strzegącą dotąd tatrzańskich granic zawiść - oczyściło Tatry z jednej z najpodlejszych zmor świata ludzkiego - nienawiści plemiennej".

Małe światełko w mroku... Ale jakże te upiory, te zmory lubią się budzić. Ciągle, wszędzie...

______

Źródła:

Stanisław Witkiewicz, Na przełęczy. Po latach, Kraków 1978

Józef Przerwa - Tetmajer, Poezye liryczne, Lwów 1830

Adam Asnyk, Morskie Oko, "Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego" T.I, 1876

Kazimiera Alberti, Bunt lawin, Warszawa 1927

Adam Bielecki, Spiekota, Kraków 1934

   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce