Stab me in the dark

Takie ciche pragnienie...

W tych dniach stuka 20 lat płycie "Reality" Bowiego... Brzmienia z czasów, kiedy byłem na zupełnie innej drodze życiowej, kiedy sam byłem kimś innym, w marszu do szczęścia. Dziś jestem potrzaskany na kawałki, zlepiony byle jak i trudno w tym naczynku coś utrzymać...

Fajna płytka. Zrobiona z kawałków pomyślanych na granie na żywca. Jest dość ostro, rockowo, surowo. Momentami refleksyjnie, czasem zabawnie, ociupinę coverowo, trochę jest o poranionym mieście NY... Lubię ją bardzo... Po niej przyszła fenomenalna trasa koncertowa, wielka, co mile wspominam, bo na jednym z koncertów cudownie się bawiłem... Niestety Bowiemu trochę siadło wtedy zdrowie i po realnej groźbie śmierci, wycofał się potem na dekadę w cień , w prywatność, tylko czasem tu i ówdzie wyściubiając nos... Potem, jak wiemy, przyszedł czas bardzo twórczy, tyle że życie nie pozwoliło, by trwało to długo, bo wzięło i się zerwało w zaświaty, opuszczając tę konkretną formę istnienia...

Wybrałem "Bring Me the Disco King" Piosenka jeszcze starsza od płyty, którą zamyka, bo powstała jeszcze w czasach "Black Tie White Noise". Ale wówczas w żaden zestaw się nie załapała. Potem było drugie podejście, w czasach "Earthling", no i wreszcie ostateczną formę, satysfakcjonującą, otrzymała piosenka ta na "Reality". Oszczędnie, ascetycznie, w zwolnieniu. Tylko omiatanie bębnów i Mike Garson na fortepianie... Tu jednak przywołam wersję inną, ze ścieżki do ruchomych obrazków "Underworld". Trochę ze względu na klip. Jakoś to się mi zgrywa - tu, teraz, na tym etapie życia, te frunięcia niepogodne. Sam tak mam. Mocniej tedy to do mnie dziś przemawia, choć podobało mi się od samego początku...

(...)

Spin - offs with those who slept like corpses,

Damp morning rays in the stiff bad clubs,

Killing time in the 70's,

Smelling of love through the moist winds.

Don't let me know when you're opening the door,

Close me in the dark, let me disappear.

Soon there'll be nothing left of me,

Nothing left to release.

Dance, dance, dance through the fire...

David Bowie...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce