Lord Nevermore

"Stary Witkiewicz był chyba najmądrzejszym człowiekiem w Polsce XIX wieku, już naznaczonym zresztą piętnem dziwactw, które odbiły się na wychowaniu i wykształceniu ukochanego "Kalunia" - ale po którym został ten podwójny pomnik wielkości ojca i syna, Lelum i Polelum" - tak pisał Jarosław Iwaszkiewicz w "Podróżach do Polski"o Witkiewiczach... Kalunio - synek ukochany, jedyny, wychowywany w warunkach specyficznych, domowo kształcony, spętany wolnością; ojciec był bogiem i tworzył, pragnął doskonałości, tyle że - rety - co by było, gdyby doskonałość dorównała bóstwu... Ale jak to boży twór, boga wielbi i stale pyta się go o zdanie, a jednocześnie pragnie się wyrwać, zbuntować... I tak to się podziało. Pozostały dwie wielkości, ten podwójny pomnik, dwie wielkości krańcowo odmienne (ten drugi zawsze się będzie oddawał, a potem buntował i umykał na wolność)... A to wszystko uformowało wyjątkowe Zakopane, świat, po którym pozostały ślady w wielu wspomnieniach, a także w pierwszej powieści "Kalunia", Stasia, który Witkacego miał jeszcze przed sobą... "622 upadki Bunga". Momentami nużące młodopolskie czytadło, ale jednak fascynujące, mające dodatkowo cudowną fotograficzną dokumentację, bo to powieść z kluczem, a postaci tam poukrywane Staś z zapałem uwieczniał na zdjęciach. Wszystko więc można sobie wyobrazić oraz zobaczyć, gdy rzecz się czyta z albumem w drugiej ręce. Rzecz młodopolska, ale jednak od innych ówczesnych produkcji literackich odmienna, bo do powieściowych przestrzeni nie docierają odgłosy żadnych walk z filistrami, nie docierają odgłosy rewolucyjne. Jest tylko przeżywanie życia na tle piękności przyrody, gromadzenie doświadczeń, szukanie dla siebie miejsca, jest  estetyka i psychologiczna dociekliwość. Nic tu nawet nie jest prowokacją, nikogo się tu nie oburza, nawet seksualnymi ekscesami. Ot, życie pewnych sfer w swoim sosie, które nie muszą walczyć o swoją niezależność i wolność, nawet w finansowym sensie, bo to baronowie i książęta mieszkający w pałacach, zatem żadne tam troski o chleb codzienny i potrzebne nań miedziaki ich nie absorbują... To wszystko jest dość osobiste, jest upowieściowionym opisem romansu Stasia z Ireną Solską i oddaniem atmosfery tamtych czasów, tych początków wieku najstraszliwszego w dziejach... Staś - Bungo upada, w ekstazach miłosnych. A największym upadkiem jego jest ten z księciem Edgarem Nevermore...

Edgar Nevermore. Lord Nevermore. Zbitka z różnych postaci. Powieściowy Nevermore to naturalnie Bronisław Malinowski, przyszły słynny antropolog, wtedy przyjaciel Stasia, wtedy przyjaciel, a na całe życie - można chyba zaryzykować - szczególna miłość... To się musiało już potem przydarzać wszystkim głównym bohaterom jego powieści - homoseksualne doświadczenie... Atanazy, Genezyp, Izydor, choć w przypadku tego ostatniego rzecz sprowadza się już tylko do lakonicznej wzmianki o przygodzie typu Douglas - Wilde... Douglas - lord Alfred Douglas... Lordem Douglasem nazywali Bronia Malinowskiego, tak go określał stary Witkiewicz, co miało oczywiście związek z  głośnym romansem Oscara Wilde'a. Wiemy, jak zgubny był wpływ młodego lorda, któremu Wilde nie mógł się oprzeć... Nevermore...Nigdy już... Tak rzecze kruk w poemacie Edgara Allana Poe... Stąd też i ten Edgar... A że jeszcze książę - jakby coś ze słabości Wilde'a do arystokracji, której mimo to nie szczędził złośliwości... W tej przyjaźni też jej nie brakowało. Byli bardzo różni, kochali się i bez siebie może nie byliby tym, kim zostali... Bardzo odmienne to losy, choć dość gorączkowo i bliżniaczo kobieciarskie... Staś został artystą, Bronio naukowcem...

Po tych czasach z powieści przyszło surowe życie. Sprawy krew psujące w najwyższym stopniu. Staś ma narzeczoną, Jadwigę, o dość delikatnej, kruchej konstrukcji. W Stasiu jest mnóstwo lęków i mroków, i wie w zasadzie, że wszystko to tylko droga do momentu, w którym wypada sobie palnąć w łeb. Miłosne zawiłości, nieporozumienia, głośne nazwiska, emocjonalny Staś, taka też panna, która w lutym 1914 roku udała się z bukiecikiem kwiatów do Doliny Kościeliskiej, by się zastrzelić... Sytuacja jest koszmarna. Staś jest na granicy obłędu. Mnóstwo podejrzeń, kwasów... Dorabiane są jakieś legendy... No bo przecież różne poetyczne duchy za delikatne na życie w górach je sobie odbierały, jak choćby pewien nastolatek, co się rozstał ze światem żywych na Krokwi, biorąc na świadka swych ostatnich chwil tomik z wierszami Tetmajera... Tu jednak chyba bardziej prozaicznie było. Mało jeszcze określony typek oraz panienka swobodna, choć nie na tyle, by dźwigać ciężar hańby w postaci nieślubnego dziecięcia pod sercem. Czasy przecież surowsze, domagające się rumieńców wstydu... Wszystko to bez widoków na przyszłość, spaprane, lekkomyślne... Padł strzał, który właściwie w życiu Witkiewicza nigdy nie ucichnie... Czy ciąża to była, co zakradła się w świat zdrad? Jadwiga ma cechy Zosi Osłabędzkiej z "Pożegnania jesieni". Zosia też do siebie strzela. I zabija siebie oraz rozwijające się w niej dziecko... Taka kara dla zdrajcy...

Przez śmierć można się na amen wpisać w życie... To wydarzenie oraz młodzieńcza przygoda Stasia z Broniem stały się punktem wyjścia dla szwedzkiej pisarki Agnety Pleijel, która napisała jakiś czas temu powieść o lordzie Nevermore. Skąd się to wzięło u Szwedki? A bo i polskie sprawy jej bliskie, ma bowiem męża, którym jest polsko - szwedzki dziennikarz i pisarz Maciej Zaremba, więc kierunek zainteresowań nie taki dziwny. A i temat sam w sobie ciekawy, bo to dobre punkty, żeby wysnuć luźno na faktach opartą opowieść o życiu, o męskości i kobiecości (ta druga, odarta z fizjologicznego płaszczyka, wpada w jakąś nieokreśloność), o pięknie i straszliwości życia, o przyjaźni, o naturze Zachodu i o barwnym "życiu seksualnym dzikich" - tak barwnym i naturalnym, że właściwie nie stanowiącym dla owych "dzikich" tematu, całkiem jak nie stanowi go oddychanie. Dzicy okazujemy się raczej my, jak ci opętani seksem misjonarze, ze swoim ojcem i synem... Wplącz tylko w ten przejaw  życia wstyd, a będzie to jedynie zaproszeniem do opętań, zbrodni, zniewoleń... Jakże zaskakująca była dla Bronia Boyowa z tą swobodną erotyką, której nawet nie kojarzono z płodnością - mężczyzna był tylko jakby akuszerem działającym z pewnym wyprzedzeniem, torującym drogę dla powracających duchów... Jak zaskakująco kochający i opiekuńczy byli tamci "dzicy" mężczyźni. I w to wszystko misjonarze chcieli wnieść swój brud, który przykleił się szczególnie do kobiet. I - jak wiadomo - powiodło im się.

Po samobójstwie Jadwigi (powieściowej Krystyny) zrodził się pomysł, żeby Staś pojechał na wyprawę w tropiki z dobrze zapowiadającym się naukowcem i przyjacielem, Broniem. Żeby był jak najdalej od plotek, żeby jakoś odżył... I ruszyli przyjaciele. Razem dotarli do Austarlii, w której doszło do rozstania. Nie jest to zbyt jasna historia. Ale podróż jest sprawdzianem dla przyjaźni i miłości. (Sam wiem, jakie to jest ryzykowne. Ilekroć jadę gdzieś z kimś, rzecz kończy się w napiętej atmosferze, na granicy kłótni, obrazy... Wszystko przeze mnie. Jestem nieznośny, złośliwy, nadmiernie krytyczny, utyskujący, naburmuszony, wywołujący sprzeczki, narzekający, grymaśny, zawsze rzucający niepotrzebne słowa... Za ciasno mi jest z ludźmi - na dłuższą metę... Dlatego najlepiej mi jest, gdy podróżuję sam. Zgrywam się z sobą, jest mi dobrze... Nawet nie lubię, jak ktoś chce mnie odbierać z lotnisk, dworców... - Nie chcę, nie chcę, ja sam...) Tropiki okazały się fascynujące, ale też i okropne. Jakim piekłem była dla Stasia podróż, wiemy z jego relacji. Był stale zdruzgotany stratą, nie mógł znieść, że patrzy na przepych świata, na który ona już patrzeć nie może. Sytuacja była absurdalna, nie do zniesienia. Myślał, żeby odebrać sobie życie, nie zrobił tego jednak, głównie ze względu na przyjaciela, bo przecież byłaby z tego lawina nieprzyjemności, przesłuchań... W trakcie podróży wybuchła pierwsza wojna światowa - te masakryczne przedbiegi do drugiej... Dziwne kontrasty się wtedy objawiły, jakże jaskrawe... Dzika wyspa pełna kochających mężczyzn i kobiet... A gdzieś obok świat w wojennym szaleństwie, z ojcem i synem, bez miejsca dla kobiet, choć dostrzeżono je bardziej, gdy brakło rąk do pracy, tej przemysłowej, lecz dla których w zasadzie i tak miejsca nie ma, w tym męskim świecie, gdzie wszyscy muszą być mężczyznami, bez względu na płeć... Gdzieś pada nawet zdanie, że Zachód jest tak naprawdę homoseksualny i narcystyczny. Jakże istotne jest zdanie innych mężczyzn, jakież to oni robią sobie sprawdziany, nawet kobiety to takie zwierciadła, w których lubią się przeglądać... Kto jest najwspanialszy w świecie i kto lepsze ma ozdoby... Ileż ten męski świat ma obrończyń, ciągle przecież... A ideał niezmiennie zdaje się tkwić gdzieś między koszarami a kryminałem, nawet jeśli głośno tego nie mówimy...

Staś i Bronio się rozstali... Bronio, któremu Staś przyszłość wywróżył... Jeszcze w "Bungu"... I wywróżył też sobie... Spierali się, on artysta z kompleksem embriona, on naukowiec. Głębia i powierzchnia, uczucia i rozum, czułości i świństwa, pogrywanie z innymi i z życiem. U progu wieku na krawędzi. Chłopcy lubią ryzykować... Gdyby pospadali z mostu, nie byłoby problemu. W żyłach szampan, ocaleńcy namiętnie się całują, a potem idą na dziewczynki...

Bronio stał się typowym mężczyzną... Choć kto to jest? Właściwie to tylko istota realizująca swoje ambicje, robiąca karierę, ale cóż tu przypisywać płci. Przywieziona z Australii żona jest równie zdolna, ale wiele musi odłożyć na bok. Jeszcze zdąży ze studiami, z tym, tamtym... Nie zdążyła. Dom, dzieci, kariera męża, wreszcie śmiertelna choroba... Niedopowiedzenia, narastające skrytości, bo po co niepokoić, po co przeszkadzać... Gdzieś w świecie zapracowany mąż, wybitny karierowicz. Ojciec, świadomy swej płodności - jakże daleki od tych z Boyowy, nieświadomych swej płodności, a tak kochających, wszystko jedno czy szło o dzieci ich czy nie ich...

A Staś. Liczył na wojnę... Ponoć i o to się pokłócili. Bronio był obywatelem austriackim, Staś poddanym cara. Staś w tym wszystkim widział szansę dla Polski, ale też i dla siebie, bo ufał, że światowy kataklizm rozwiąże jego prywatną tragedię... Wojna wszak zabija... Ale go nie zabiła. W Rosji kształtował się w nim artysta, w Rosji odznaczył się bohaterstwem i poznał całe świństwo życia, z jego brutalnością, nędzą, z wolnością, którą trzeba zapić, z piekielną komedią... Patrzył, jak życie robi wszystko, żeby tylko uniknąć ciężaru wolności... Nietrudno było w tamtym czasie zostać katastrofistą, po tym, jak się poznało wojnę, bezsensowne mordy, rewolucję... To nie było takie oryginalne, chociaż  Witkacy miał tę przewagę, że był jednak wizjonerem, że na długo przed kolejnymi katastrofami znał ich charakter... Zrodził się Witkacy, po samobójstwie dziewczyny, po rozstaniu z kochanym przyjacielem, po pięknych do potworności tropikach, po wojnie... To była maska, to była postać, dzięki której mógł się uporać z Witkiewiczem, pod chichotem, zgrywą, wariactwem. Wywołał bzika, żeby nie zbzikować... Mógł pojechać w świat, do Paryża, Londynu, Nowego Jorku... A on ze świata wrócił do Zakopanego... Wrócił do scenerii z "Na przełęczy" pióra swego nieżyjącego od kilku lat ojca, "Nietoty" Micińskiego, którego zatłukli na Białorusi, do swojego Bunga... Wojna zrobiła swoje, trzy grosze dorzuciła hiszpanka... Uporczywie obojętna natura, nieodmiennie piękna, Morskie Oko jak zawsze, Giewont takoż... Ojciec umarł nad Adriatykiem, a iście bohaterska mecenaska i partnerka, Maria Dembowska, przewiozła w środku wojny trumnę przez całą Europę, żeby pochować go na Pęksowym Brzyzku. Zniknął zatem potężny bóg... Wrócił do matki, ten jej najważniejszy mężczyzna, ukochany synek. On też ją bardzo kochał, niemal po chłopięcemu. Było to w gruncie rzeczy niszczycielskie. Popsuło jego małżeństwo. Żona też miała na imię Jadwiga (w powieści analogicznie Krystyna). Tyle że wyszła za niego, żeniąc się jednocześnie z jego matką, co na dłuższą metę było nie do zniesienia. Postawili więc na dozgonną przyjaźń - czyli lepszą w gruncie rzeczy formę miłości, gdzie ludzie sobie nie przeszkadzają... Dzięki temu dotrwały do naszych czasów szczególne listy, bo gdy Witkacy nie był w Warszawie, pisał ciągle do żony. Wyjątkowa to korespondencja - jedyna w swoim rodzaju... Chyba żaden mąż na świecie tak do żony nie pisał. Wrażliwy, delikatny, często zrozpaczony i przerażony Witkiewicz chował się pod maską Witkacego. Wrażliwy i jakoś dla siebie bezlitosny, bo powrót do scenerii ze szczeniackich czasów był z piekła rodem. Wszystkie najważniejsze wspomnienia, tragedia, a dodatkowo jeszcze bagaż ze świata... Próbował jakoś radzić sobie z duchami, w grajdole, niezrozumiany... W świat dopiero poszła jego sztuka, ale wpierw świat musiał zwariować doszczętnie, a on umrzeć, bo jak zabrakło miejsca dla Witkacego, odejść musiał i Witkiewicz, w lesie, pod dębem... Zawsze straszył tym samobójstwem, aż mu kiedyś Leon Chwistek wygarnął, że póki co, to z jego powodu ludzie do siebie strzelają... To był bolesny cios. Bo przecież tkwił ciągle blisko miejsca nieszczęsnych wypadków, tkwił, chcąc jakoś się z tym duchem uporać, ułagodzić egzorcyzmami... I wyszła z tego taka sztafeta... Jadwiga się zastrzeliła, co na zawsze naznaczyło życie Stanisława Ignacego Witkiewicza, potem zabił się Stanisław Ignacy Witkiewicz, a z nim chciała odejść kochanka, Czesława Oknińska - cóż za zaślepienie miłosne, jaka to moc, jednak, mimo ciągłych wcześniejszych rozstań - ale przeżyła - istny horror - nagle sama, pośród rozpętującej się wojny, w ukraińskim lesie z nieboszczykiem w kałuży krwi... Całe jej późniejsze, długie jeszcze życie było ocienione tamtą tragedią, rozłupującą istnienie na pół... Ale to już inna historia...

Witkacy - jakby Strindberg w onirycznej odsłonie, tylko już przemieniony w absolutną groteskę - całkowite zatarcie granic, tych między rzeczywistością a majakami, między życiem a śmiercią, między płciami, wszystko po to, by dotrzeć gdzieś przynajmniej w pobliże źródła tego, co zwie się życiem, które aż wykwitło w człowieka, co zaczął myśleć, myśleć coraz intensywniej, przez co odkrył, jak szalenie samotną jest istotą...

Pleijel zainteresowała się mężczyznami tak różnymi, którzy wyrośli z jednego przyjacielskiego, a nawet miłosnego pnia... Zwariowany i przenikliwy jak mało kto artysta, myśliciel oraz malowniczy bzik i kobieciarz, a druga gałąź to naukowiec, ojciec, też kobieciarz, który już do korzeni wracać nie chciał... Zangliczał, jak mówił ten prawdziwy Witkacy... Odeszli daleko od siebie, choć nigdy o sobie nie zapomnieli, bo też takich przyjaźni się nie zapomina... W późnych listach do Bronia można znaleźć, wyczuć takie wyjątkowe, subtelne nutki czułości, tym mocniej, gdy zna się tajemnicę... Witkacy jest tam zupełnie kimś innym. Chwilami jakby całe minione życie gdzieś znikało. Widoki z Olczy są jedyne w swoim rodzaju i nie mogą z nimi konkurować żadne tam Cejlony i inne egzotyczności... Czuć tam tęsknotę i może jakiś żal, że to życie potoczyło się tak tragicznie... Aż chce mi się wierzyć, że magnesem był ten drobiazg z przeszłości... Tak to kształtują ludzi uczucia.

Umarli daleko od siebie. Witkacy w 39 na Wschodzie, Bronio na Zachodzie, za oceanem, w 42, kiedy Niemcy wygrywali na wszystkich frontach... Boleśnie przekonany, że nauka nie wystarcza, by tłumaczyć świat... Wierzenia uleciały, człowiek zamknął się w czasie i zaczął obżerać się światem. Napychać kałdun jego bogactwami, połykać go. Zaczął żyć z niego, zamiast w nim.

Człowiek musi nauczyć się również żyć w nim. Nie tylko z niego.

Czyż nie próbował? Pisał i wykładał o konieczności zrozumienia innych kultur. Wiele miejsca poświęcił powolnej dyfuzji wyobrażeń i zwyczajów. Żadna kultura nie daje odpowiedzi na zagadki ludzkości. Teraz dzięki niemu misjonarze i urzędnicy kolonialni uczą się w Londynie antropologii.

I co to dało? Wszystko zmieniło się jedynie w puste słowa...

Agneta Pleijel, Lord Nevermore, Jacek Santorski & Co, Warszawa 2003

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce