Trzy słowa najdziwniejsze

 Wisława Szymborska

Tre högst besynnerliga ord

Medan jag säger ordet Framtid

blir första stavelsen förfluten.


Medan jag säger ordet Tystand

bryter jag den.


Medan jag säger ordet Ingenting

skapar jag nånting som inte ryms i något intet.

  översättning av Anders Bodegård


Przywołałem tu Szymborską po szwedzku, w przekładzie Bodegårda (rocznik 1944), bo właśnie ostatnio przeczytałem, że ten znakomity tłumacz literatury polskiej na szwedzki odszedł był, chwilę temu się to stało, 17 czerwca. Bardzo mi się smutno z tego powodu zrobiło... To był fantastyczny człowiek, slawista bardzo z nami zaprzyjaźniony, gość o znakomitym poczuciu humoru... Zawitał do polski na dłużej w bardzo dziwnym czasie, najbardziej ponurym w powojennej historii naszego kraju, bo to była pierwsza połowa lat osiemdziesiątych. Wtedy to Anders Bodegård pracował w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim jako lektor języka szwedzkiego, w tych latach mrocznych, biednych, kartkowych, koślawych na każdym kroku. Ale w tym wszystkim byli jednak fajni ludzie, no i literatura, którą Bodegård po powrocie do Szwecji tłumaczył i promował. Wśród autorów przezeń tłumaczonych byli m. in. Ryszard Kapuściński, Witold Gombrowicz, Adam Zagajewski, Ewa Lipska, Paweł Huelle, no i Wisława Szymborska, która zapewniała, że bez Andersa, czy - po naszemu - Andrzeja, z którym bardzo się zaprzyjaźniła, nigdy by Nobla nie dostała... (Zresztą skromna zawsze nasza wybitna poetka mówiła, że bardziej na Nobla zasługiwał najdroższy jej sercu Kornel Filipowicz - mogli mu dawno temu dać, i byłby spokój) Naturalnie dobry tłumacz to jedno, ale też i poetka ma ogromną zasługę w tym, że jej poezje, te wszystkie poetyckie filozoficzne refleksje zostały napisane językiem dobrze poddającym się przekładom. I są to prace, które wszędzie mogą znaleźć odbiorcę. Tak więc dzięki owemu Andrzejowi kameralnej pani Szymborskiej przydarzyła się ta cała "sztokholmska tragedia"... Przytłaczał ją ten cały medialny szum. No ale trzeba było to przetrwać... Celebrowano ją, a przy okazji celebrowano też nad Wisłą Andersa Bodegårda, który miał we wszystkim swój pracowity udział. Dawał się lubić i wtedy też szersza publiczność poznała tę ciekawą osobowość...

Dziś to już przeszłość. Smutne to, tym bardziej, że to mi tak przypomniało tamte cudowne lata, lata dziewięćdziesiąte. Coraz bardziej za nimi tęsknię. Nabieraliśmy wtedy jakiejś nowej naiwności, pełni wiary, że będzie już tylko lepiej. A tu takie chmury nad wszystkim złowrogie, przyszłość raptem taka niepewna... I tak uśmiecham się z tęsknotą do tamtych czasów, z łezką znów, bo kolejna dusza odpada... Jest człowiek, a potem nic... Choć mówiąc "nic", stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie...

Bodegård pochodził z Växjö. Z krainy dzieciństwa Pära Lagerkvista. Zawsze mi się to kojarzy ze stacją kolejową, w której się zjawił 'gość w rzeczywistości'... A Szymborska to mi zawsze na myśl przychodzi, kiedy jestem w pobliżu krakowskiego wieżowca Biprostalu. Za PRL, gdzie wszystko było koślawe, z niezbędnymi jakby do życia ubytkami, na wieżowcu zielenił się neon właśnie o nazwie Biprostal i cechą tego neonu, zgodnie z wymaganiami tamtejszej nędzy, były zawsze jakieś braki, bo to albo "B" nie miało jednego z brzuszków, albo w napisie czerniała dziura po całej zgasłej literze... Wszystko musiało być jakieś takie szczerbate, jak w "Małej galerii" Choromańskiego. No i w korespondencji poetki można się natknąć na uwagi o tym napisie, co akurat w nim nie świeci... Te obserwacje weszły jakby - że tak się wyrażę - w obyczaj... Mniejsze i większe drobiazgi rozsiane po świecie, które przywodzą mi na myśl piszące duchy... O, kawałek za Biprostalem, w stronę Bronowic, przy stadionie Wawelu studnia - pierwsza moja myśl nieodmiennie wędruje do Stanisława Czycza, zwykle trochę ze ściśniętym gardłem... Ale to już inna historia, choć ze wspólnym punktem na Krupniczej, gdzie świętej pamięci Grzegorz Miecugow miał przywilej w latach dziecięcych przyszłej noblistce nasikać do łóżka... Tam się przecinały szlaki rozmaite...

A teraz już poetka Szwedom przez Bodegårda podarowana po naszemu:

Wisława Szymborska

Trzy słowa najdziwniejsze

Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,

pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.


Kiedy wymawiam słowo Cisza,

niszczę ją.

 

Kiedy wymawiam słowo Nic,

stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Breiðfjörð

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce