Nic takiego, Timo (9)



 

Rześkie powietrze przyjemnie podziałało na rozgrzane ciała, syte i napojone, z lekkim szmerem w głowach. Grzecznie pożegnali się ze współbiesiadniczką, i wyszli w jasną noc przytłumioną nieco ołowianymi chmurami. Mimo wszystko rzeczy wokół zdawały się lekko świecić, tajemniczo, nieco nawet niepokojąco. Nie towarzyszyły im cienie, więc się zdawało, że ich wierne anioły zawieruszyły się gdzieś po drodze, i to właśnie teraz, gdy, idąc poboczem drogi, coraz głębiej zapuszczali się w świerkowy las. Drzewa stały mroczne, ale też jakby dziwnie zewsząd oświetlone. Czuło się w powietrzu osobliwy ciężar wyczekiwania...

- Stare dobre rady zawsze brzmiały jednoznacznie, tak prawił sam Najwyższy, by nocą nie plątać się poza domem, chyba że człowieka gna do wychodka potrzeba, albo wypada mu szpiegować wrogów. Jednak trzeba zawsze pamiętać, że noc, nawet gdy jest jasna, nie człowieka jest królestwem, tedy i zawsze, nawet do klozeciku, wychodziło się niejako z duszą na ramieniu.

- A my tacy odważni - zauważył Timo. - Jak tu cicho.

- Jeszcze się możemy tym cieszyć, choć kto to wie, ile tej ciszy nam jeszcze zostało.

- Bardzo miła jest ta Lotta.

- Widziałem, jak pożerałeś ją wzrokiem.

- Starałem się, by aż tak bardzo nie rzucało się to w oczy.

- Próżne twe starania, gdy się w tobie pożądliwość rozgaszcza. Ona przejmuje władzę, czyniąc wszystko, by właśnie być widoczną. Oczywiście nader skromni i wstydliwi umieją pohamowywać popędy, ale i oni miewają jednak z tym trudności.

- Ależ ja nic sobie nie myślałem...

- Czyżby...

- Po prostu jest interesująco piękna. To rzadkość...

- No tak. Coś w podobnym duchu mówił Ljan. Że piękna kobieta to rara avis. Piękna zupełnie po nic, co też jest naturalnie zachwycające i wzruszające...

- Kawałek drogi przed nami - zauważył Timo.

- W sam raz. Tak, to blisko, w linii prostej bardzo blisko, ale w tutejszych realiach niemal zawsze blisko znaczy jednocześnie daleko. Choć naturalnie coraz intensywniej staramy się wytyczać pod gruntem albo nad wodą przejezdne proste z punktu A do punktu B... Jak groźna kiedyś, przy tym topograficznym tutejszym szaleństwie, potrafiła być nawet głupia ślepa kiszka...

- No i można się zmachać...

- Bez przesady... Ciągle jeszcze taki młody...

- Rzeczywiście... Ale już wcześniej zdążyłem tę drogę pokonać i przyznać muszę, że się tęgo zasapałem. No cóż, odzywa się dobitnie mój mało higieniczny tryb życia... Aż głupio tak utyskiwać na czekające nas stromizny do pokonania w Norwegii, którą Finn Alnæs raczył był nazwać krainą sportowych obłąkańców...

- Mój drogi, kiedyś tu, żeby przeżyć, właściwie zawsze trzeba było być sportowcem. Znającym się na koniach, wiosłowaniu, narciarstwie... Tylko nikt nie dawał za to medali, a - bywało - nawet pieniędzy, bo i jeszcze kilkadziesiąt lat temu nierzadki był tu handel wymienny... Trzeba było ostro się nagimnastykować, by cieszyć się potem nagrodą w postaci worka z cukrem, z kawą i inną jakąś mąką...

- No tak, tak, dziadek opowiadał o przedsięwzięciach, jakimi były wyprawy do miasta...

Timo zerknął za siebie na niezmąconą niczym taflę wody w zatoce. - To tu gdzieś się stało?

- Nie, to tam, po północnej stronie, gdzie mamy szopy na łodzie i slip... Dziwne to...

- Co takiego?

- Że tak lekko to potraktowałem, jednak... Może to twoja zasługa. Jakby raptem zrzucił starą skórę i zjawił się odnowiony. Gdybyś teraz o tym nie przypomniał, trwałbym w przekonaniu, że nic się nie wydarzyło... A właściwie jak ty go zapamiętałeś? - zapytał Vernick.

- Bo ja wiem... - Timo w zamyśleniu kopnął przed siebie starą szyszkę, która na zakolu potoczyła się aż na sam środek jezdni. - Jedno, co mi przychodzi na myśl, to cisza. Najlepiej i najmilej wspominam go z wakacji u dziadków, hen, tam, w lasach pod szwedzką granicą. Szukaliśmy raz utopionej krowy. Polazła za łosiami w bagna. Pamiętam moroszki zbierane do czerwonych wiaderek. Święto, jak u Sary Lidman, gdy aura łaskawie nie przemroziła wcześniej kwiatków. Bieganie za cielakami... Obiecał mi też, że kiedyś pojedziemy podpatrywać tokujące głuszce. Ale to nigdy nie nastąpiło. Wiem, że myślał o przejęciu tego gospodarstwa, ale stary twierdził, że to wszystko na zmarnowanie pójdzie... Próbował chyba jakoś dogadać się z bratem, by ten partycypował jakoś w odnowieniu miejsca, ale ten definitywnie wybrał miasto, chociaż może Sigge bałby się mniej tam, na wsi... Tak czy owak wiemy, że wobec sprawy całkiem zobojętniał... Między nami była jakby szyba. Coś nas dzieliło. Był wobec mnie roztargniony. Jakby nie bardzo rozumiał, że ma jakieś szczególne wobec mnie powinności. Raczej nie dawał poczucia bezpieczeństwa. Ja zawsze tkwiłem w poczuciu zagrożenia, trudno więc w takich okolicznościach o radość z życia... Zagapiał się. Brał mnie czasem na spacer. Zmęczeni przysiadaliśmy na jakiejś żerdzi. Ja ssałem jakieś trawki, on wpatrywał się w łagodnie wyrzeźbione góry na horyzoncie. Jednak czasem robił coś szczególnie dla mnie... Zrywał poziomki na porębach i jadłem je z jego dłoni. Miał w oczach coś w rodzaju pogodnego smutku, a gdzieś tam w głębi zawsze wyczuwałem strach... Tak było na wsi, gdzie i tak najwięcej czasu spędzałem sam... Kiedyś, leżąc na materacu, wypłynąłem niemal na środek jeziora. Tato się zdenerwował. Wtargał mnie na łódź i powiedział, żebym tego więcej nie robił. Może tylko ze względu na matkę. Bo nie umiał mi odpowiedzieć, czemu... Bo co, gdybym się utopił? Nie widziałem w tym problemu... A teraz sam na pontoniku... A ja właściwie mógłbym powiedzieć: No a czemu nie?... Pamiętam, że wtedy pracował w teatrze. Ale chyba nie zagrzał tam miejsca na dłużej...

- Tak. Ta praca to dzięki wstawiennictwu Ljana. Lecz Timo go zawsze rozczarowywał. Nie był do zespołu.

- Raczej chyba wolał przebiec się przez życie niż brnąć przez nie pośród jakichś cząstkowych sukcesów... Ale w końcu sam Ljan też uważał, że jednak najważniejszą rzeczą jest umrzeć... Przyznasz, że Timo senior znacznie skrócił do tego dystans.

- Z całą pewnością.

- Ciekawi mnie ten Kaligula... Czy ten film o draugu ciągnącym chłopca za nogi można gdzieś obejrzeć... "Przciąganie liny", tak?

- Mam ten film.

- O.

- Trudny do rozgryzienia człowiek. Może po prostu to żywioł w jakichś snach utrudniających życie i współżycie. Strach pomyśleć, co mógłby Yrian zrobić, gdyby dostał rolę Volunda. Na szczęście był jeszcze zbyt młody i akurat niezbyt umiał śpiewać, a jedynie nadawał się do melorecytacji. To mu wychodziło pięknie. I że też nie poprzestał na pięknych interpretacjach Obstfeldera czy Jensa Bjørneboe...

- Wydaje mi się, że istotnie ojciec był bardzo skonfliktowany z Ljanem... Chociaż nas tutaj zaprosił. Wracaliśmy od dziadka i babci, której się kiedyś tak bałem, bo wyglądała jak bohaterka bajki do straszenia dzieci, a nadto czuć ją było sikami... I pamiętam, że nazajutrz ojciec gdzieś pojechał, na całe dwa dni... I wrócił z jakimś dziwnym chłopakiem...

- Czasem robił dziwaczne rzeczy... - Vernick zaśmiał się, gdy pokonywali kolejny zakręt serpentyny. - Kiedyś dotkliwie pobiła go prostytutka. Strasznie.Nie miała z tym trudności, ponieważ Timo nigdy się nie bronił. To może go nawet niejednokrotnie uratowało przed nadmiernie bolesnymi konsekwencjami, w momentach, gdy źle trafiał, polując na minutowych kochanków. Bywa, że otwarta postawa powstrzymuje napastnika...

- Chyba coś o tym wiem, choć może nie w kontekście agresji, ale zawsze...

- Prostytutki to jednak nie powstrzymało. A wszystko przez to, że zaproponował jej, by stanęła bez bielizny okrakiem nad zwierciadłem i przemyślała jeszcze raz gruntownie, czy za coś podobnego w ogóle wypada oczekiwać zapłaty, czy to jednak nie jest przesada...

- No cóż, wszystko to kwestia sumienia. Znam handlowców, którzy bez żadnych zahamowań potrafią sprzedawać nieświeżą żywność, więc... Zdaje się, że tamtego przedstawienia też nie przerwano. Mimo że okropieństwo również przekroczyło pewne granice...

- Zapłatę bierze się jednak za czas, nie wymagając, by trzeba było korzystać z każdej potworności, jaką niesie z sobą obiektywna rzeczywistość... A krew uznano za sztuczną... Mereia zaś już się nie pojawiał, wszak cesarz wtłoczył mu w gardło truciznę...

- Dosyć głupie przekroczenie granicy.

- Całkiem. Chociaż może ktoś w tym wszystkim pomógł. Ale nie dało się tego dowieść. Istotnie, naczynie, którym Yrian się posłużył, nie było tym, które przewidziała rekwizytornia... Dobrze, że twój ojciec tam nie pracował, bo przy swej bezbronności musiałby może wziąć wszystko na siebie...

- Trochę mnie to przeraża.

- Ktoś ten wybujały temperament sprytnie wykorzystał może do swych porachunków... A ćwiczenia były takie przyjemne, jak sądzę, tam, na górze, na Bakken. Był taki szczęśliwy, gdy włochata Wenera postanowiła go odwiedzić. Na miłość i zastanawianie się nad logiką cesarską, nad buntem wobec rzeczywistości, którą otaczamy rozmaitymi bezpiecznikami. Chcę rzeczy niemożliwych. Okazuje się to nawet proste. Wiele niemożliwości to tylko umowa. A więc ja to zmienię. Mam okazję, by odmienić świat, w poetyckich śnieniach o księżycu. Ograbię ludność, zniszczę dla kaprysu flotę, pochlebców wezmę za słowo, ujawnię rozpustność żon - czemu miałyby na tym nie zarobkować oficjalnie; umaluję się, będę bogiem, będę boginią, wychłoszczę morze... Kiedy złu mówi się: dosyć?... To na tym gruncie dość kłopotliwe pytanie, tu, w tej zawiłej, porośniętej świerczyną topografii, w historii pełnej przemilczeń, w tej historii o pragmatyzmie, który w najciemniejszej porze ludzkich dziejów kazał tutejszym w dużej mierze położyć uszy po sobie. Potem dopiero zemsty przyszedł czas, na najmniej winnych ze szczególną lubością zresztą... Kaligula jako poszukiwacz wartości, w tym świecie, gdzie nieubłaganie księżyc pozostaje daleko, gdzie szybko cichnie żałoba, gdzie  zawsze przychodzi po młodości starość, gdzie wokół pożogi kręcą się karuzele... Kiedy mnie zabiją? Życie pozwoliło mu chwilę pohasać, dość, by się w swej logice posunąć niezwykle daleko, gwałcąc wszystko, co było do zgwałcenia... Kiedy ktoś zauważy, że życie traci całkowicie sens?... Wśród ekscesów i ten z Mereią, który się ośmielił pić w obecności  cesarza lek na astmę. Cesarz  posądził go o podejrzliwość. To na pewno jakieś antidotum. A więc buntujesz się przeciw mojej woli. A, nie posądzasz mnie, że chcę cię otruć? A więc uważasz, że jestem szalony, posądzając ciebie o podejrzliwość? Sytuacja bez wyjścia. A więc skoro nie jestem szalony, wypij. Przecież wiesz, że nie chcę cię otruć. A, nie chcesz, więc mi nie ufasz. Więc nie podoba ci się moja wola. Zatem wola, pełna uznania jednak dla buntownika, odwołała się do siły i wepchnęła Merei truciznę do gardła, raniąc go przy tym boleśnie... Scenografia w pełni oddawała pstrokatą tandetę starożytności, a w tym ta pełna realizmu scena... 

- Kara jednak przyszła szybko...

- Mimo podejrzenia, że prawdziwy winowajca nigdy nie został osądzony... Jakże rozmowa wszystko skraca. Oto i już jesteśmy u wejścia do Bakken, przy naszym drogim mrowisku... Ktoś wyjął z niego kij! Dopiero teraz zauważyłem...

- To ja, na wstępie - poinformował Timo. - A potem uważnie mi się przyjrzał ze swego zabawkarskiego radiowozu Bredesen.

- Mówi się, że źle wbijać kij w mrowisko. Ale gdy już pozostaje wbity...

- Pytanie czy powinno się go stamtąd wyciągać...

- Oswajamy się ze złem. I jakoś się w nim urządzamy.

- Czy możesz potwierdzić, że ten chłopiec znad urwiska, o którym ty wiesz tylko z przekazu... - zaczął po dłuższej pauzie Timo.

- To zdaje się ten chłopiec, którego Timo senior przywiózł tu z Brønnøysund... Tak podejrzewam... Masz najwyraźniej tę samą wrażliwość i nazbyt wyczulone zmysły... To co? Obejrzymy sobie jeszcze tę Wenerę, która wcieliła się w drauga? Piwo już ze mnie wywietrzało. Czas się wysikać i dolać coś potem do organizmu... - Vernick przekręcił klucz w zamku. - Kiedy pojawił się mój syn, zacząłem zamykać drzwi na klucz na czas mojej nieobecności... Do tej pory panowały tu starodawne zwyczaje...

- Ale zwykle Timo czuwał... Tyle że niezdolny do obrony...

- Boję się, że ten cały Eyvind przyciągnie tu za sobą jakiś smród...

cdn

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Kreml

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Breiðfjörð

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce