Psy łańcuchowe



 

Tak, jak wrzesień, to i Witkacy zawsze gdzieś tam w mojej głowie. Osiemnastego minie już 85 lat od jego samobójczej śmierci. Kolejnego wojennego kataklizmu nie chciał już oglądać. Poza tym - jak mówił prof. Błoński - nie było już miejsca dla Witkacego, tedy i Stanisław Ignacy Witkiewicz nie miał już co robić na tej naszej szalonej gałce, tak bez tarczy dla wszelkich demonów, jaką był właśnie ten stworzony przezeń Witkacy...

Dziś wspomnę go tak troszkę nietypowo, w kontekście całej tej aktualnej zbiórki podpisów na rzecz legislacyjnych rozwiązań, mających pomóc okrutnie traktowanym psom... Czasu nie zostało dużo, bo chyba do 24 września, a podpisy muszą być takie na papierze, wypada więc chyba w każdy możliwy sposób zachęcać wszystkich, którym losy psów nie są obojętne, aby podjęli starania, by zaistnieć wśród podpisujących się pod obywatelskim projektem ustawy poprawiającej losy czworonogów...

To jakaś hańba jest. Że to trwa, ten zwyczaj wiązania psów, często w makabrycznych warunkach. Człowiek najchętniej odpinałby je wszystkie, ratował, ale to przecież przekracza możliwości jednostki. Trzeba z tym w końcu jakoś systemowo zawalczyć, prawnie, by coś się w paskudnej mentalności ludzi na polskich wsiach odmieniło. Jesteśmy w czołówce krajów, w których lubi się mieć psy w swoim otoczeniu, lecz w tej masie jest jednak ogromna grupa ludzi, która w ogóle nie powinna mieć pod opieką żadnego zwierzęcia...

Muszę powiedzieć, że pies na łańcuchu wprawia mnie i w smutek, i w złość. Nie mogę pojąć tak bezdennie okrutnych ludzkich zachowań wobec zwierząt, o których lubimy mówić, że są naszymi najlepszymi przyjaciółmi... Czasem doprawdy pięknie im się za to przywiązanie, za ich przyjaźń i zaufanie odpłacamy, nie ma co...

I poprzez psy Witkacy jest mi szalenie bliski. Jego serce można było zdobyć swoim podejściem do tych wypominanych tu czworonogów. Razu pewnego jeden z jego młodych  znajomych  ot tak przytulił na ulicy jakiegoś zabiedzonego, brudnego kundla. W oczach artysty człowiek ten momentalnie poszybował na sam szczyt listy najlepszych przyjaciół...

Witkacy kochał psy (koty zresztą też) i ciągle wywoływał awantury, bo napotkane łańcuchowce często po prostu odpinał z uwięzi. Nie mógł patrzeć na takie poprzywiązywane na podwórkach do byle czego istoty. I psy kochały Witkacego, wyczuwając w nim prawdziwego przyjaciela i rzecznika ich praw... Bywało, że idąc przez Zakopane, otoczony był wianuszkiem najniezwyklejszych kundli. Te sieroty były dlań najdroższe w tym paskudnym świecie... I tak to pozostawił po sobie i drobną pamiątkę w tym bolesnym temacie, kiedy to postanowił wreszcie - mając jednak ten Witkiewiczowski gen - pojąć siebie w związku ze społeczeństwem i powiedzieć temuż parę prawd, stając się kimś na wzór przewodnika uzdrawiającego w tym małym, zafajdanym naszym światku w stanie postępującego zidiocenia (jakie to u nas niezmienne, jakie podobne... ciągle to samo bajoro i jakieś chęci na beztroskie operetkowe gierki...) W latach trzydziestych napisał swoje "Niemyte dusze", w których jest i ten mały rozdzialik poświęcony psom... Jakże i pod względem naszego stosunku do psów niewiele się na przestrzeni stulecia zmieniło... Obok wypielęgnowanych, rasowych Terusiów, całe masy zaniedbanych, więzionych bestialsko psiaków, kundelków, choć nie tylko...

Oby się udało jakoś pomóc, ulżyć wreszcie. Zmyć w końcu tę hańbę.

Jak było niemal sto lat temu, tak i dziś powszechne to obrazki: łańcuchowe psy... I tak w rozdziale "J. Psy łańcuchowe" pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz:

 Widok psa na łańcuchu jest w stanie popsuć mi humor na danym spacerze na dwie godziny, jeśli nie więcej. Zwierzę stworzone i wychowane na przyjaciela człowieka jest bez winy skazywane przez kanalie bez serca na bezterminowe więzienie, tym bardziej że w więzieniu tym nie jest on jak normalny więzień izolowany od świata i jego pokus, tylko przez wzrok i węch, tak silny u psa, wystawiony na ich najsilniejsze działanie. Tak jakby człowieka trzymać całe życie w klatce w sali pierwszorzędnego dancingu z dziwkami I klasy bez możności wzięcia udziału w żarciu, piciu, rozmowach, zabawie itp. lub nawet raczej niezupełnie podobnych rzeczach. Ja wiem, że konsekwentnie trzeba by nie jeść mięsa (ale wtedy trzeba by nie nosić skórzanych butów, bo to jest gruba niekonsekwencja, na którą tylko notoryczni teozofowie pozwolić sobie mogą), nie zabijać pluskiew i wszy, o ile się wyjątkowo posiada takowe w łóżku lub na sobie, a potem idzie kolej na zwierzęce mikroby, a potem komórki roślinne - jednym słowem, trzeba by się położyć pod płotem i zdechnąć - oto jedyne wyjście. Drugie to robić tylko to, co jest konieczne, chociażby nie męczyć bez potrzeby nieszkodliwych dla nas stworzeń; tego tylko na razie wymagam i tego nie mogę się doczekać nawet od lepszych znajomych.

Tak więc o Witkacym dziś - wspominkowo, po psiarsku...

Precz z łańcuchami!... Nie męczmy zwierząt! Przynajmniej w tym się poprawmy, wreszcie! W trosce i o ducha Witkacego...

***

Cyt. z: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Narkotyki. Niemyte dusze, PIW, Warszawa 1993

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Kreml

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Breiðfjörð

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce