Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2024

Nic takiego, Timo (17)

Obraz
  Chyba przyjechała Inger. Tak, to ona. Przywiozła ją taksówka, do luksusowej pustelni, w której nie ma co jeść. Ale zaraz pewnie dojedzie prowiant. No i też pojawią się w łazience dodatkowe kosmetyki i mazidła, których brak tak wcześniej rozczarował Tima, co chciał się jakoś ozdobić po tym, jak ogolił sobie głowę... Dawno tego nie robił... W sumie ostatnio, gdy mieszkał jeszcze z matką. Bardzo ją to gniewało. Miała doskonałą pamięć, wiedziała dokładnie, gdzie jaką rzecz położyła, zostawiła, tak że szybko się orientowała, kiedy Timo naruszył jej garderobę, grzebał w szafce z butami i gdy używał jej kosmetyków oraz kradł z kupki pieniądze... Patrzyła wtedy na niego jak pies, co gotów jest rzucić się do gardła. Przystawała i patrzyła. Ciężkie było to spojrzenie... Mogło to wydawać jej się jakąś plagą, bo jeśli ten jest taki sam, jak starszy Timo? Timo lubił mierzyć jej szpilki, przechadzać się w nich, stukać, tupać, hałasować... Pewnie wtedy nie zastanawiał się, dlaczego go to tak ekscyt

Twój skyr, tato, czyli druga połowa meczu

Obraz
  To może znów zajrzymy do Reykjaviku. W zwykłe ludzkie sprawy, w ludzkie intymności, o których pisze poeta, co zagląda do okien, albo zerka w pisuar, co wie coś o malowniczych przywidzeniach, widzi mniej lub bardziej sekretnych kochanków, albo tych, co w objęciach są samotności i tęsknoty. Młodzi, starzy... Czas niesie zmiany. Jak w meczu, kiedy zawodnicy zamieniają się stronami boiska... Kiedyś byliśmy dziećmi, o które ktoś się troszczył, mniej lub bardziej udatnie (o mnie na przykład troszczono się z  - powiedzmy eufemistycznie - pewnym roztargnieniem), a potem rodzice stają się, bywa, takimi "dziećmi" wymagającymi troski... Teraz to ja chodzę z tatą osuwającym się powoli w bezradność do lekarza, teraz to ja dbam, by niczego niezbędnego do życia mu nie brakowało... Nie odwdzięczam się, bo nie mam za bardzo za co, ale mimo złego, kulawego wychowania wiem, co to elementarna przyzwoitość... I o takiej zmianie właśnie wiersz, z Islandii, od poety, który serce mi skradł; z obra

November Spawned a Monster

Obraz
Dzieci są różne. Jedne są rodzone. To te cudne, kochane, traktowane nie tak bardzo nerwowo. Drugie natomiast się rodzą, same... Ja jestem z tej drugiej kategorii, bo jestem z gatunku tych kłopotliwych, przeszkadzających, wstrętnych istot, choć nie żeby mnie tam jakoś szczególne trzeba było traktować, bo na pierwszy rzut oka przynajmniej istota ze mnie sprawna, no bo może w tej sprawności fizycznej jest i zawsze była pewna doza nieopanowania, ale z czym jednak da się żyć, nawet dość wesoło... Dziś patrzę na to już bardziej z humorem, lecz jest to pewne obciążenie, gdy z własnego domu wyniosło się cenzurkę, w której wyszczególnić można takie przyjemnostki jak: matoł, debil, podlec, śmieć, czy pedał miękkim chujem robiony - ta ostatnia uwaga pochodzi od mojego taty; padła kiedyś tam, a ja się wtedy odszczeknąłem, czy tato przypadkiem w swej obelżywości się nie zagalopował, bo w zasadzie uwaga jego spłynęła po mnie jak po kaczce, tyle że w zniewadze pojawił się też niezbyt utwardzony organ

Nic takiego, Timo (16)

Obraz
    Istotnie, trochę głupio, że Timo zapomniał o podarunku,  który zresztą sam wskazał. Bo Jan, nabrawszy pewnej sympatii do Tima, po tym jak ten wyznał, że w zasadzie najbardziej w życiu interesuje go zużycie i wszystko, co stało się już tylko szmelcem, zdecydował się podarować mu jedną ze swoich prac. Tych swoich obrazków miał u siebie całe multum - walały się we wszystkich dosłownie pomieszczeniach - i zaproponował, by Timo osobiście wybrał coś dla siebie z tej bezładnej kolekcji, z czego przez uprzejmość skorzystał, zachowując w pijackim zamroczeniu tę odrobinę - jak to sobie wyobraził - przyzwoitości i skromności, co były w istocie nieusuwalnym, nawet nie dającym się stłumić przez alkohol poczuciem własnej bezwartościowości, bowiem postarał się pośród natłoku bohomazów wydobyć w swej opinii dzieło najokropniejsze, najtandetniejsze. Naturalnie krzykliwość jednej z prac szybko przyciągnęła jego wzrok i podjął decyzję bez większych wątpliwości... - To będzie doskonałe. Jaskrawy dowód

My Death 1995

Obraz
I się znów człowiek doturlał do listopada i do czasu mego znaku, czyli Skorpiona... Zmarli, zmarli... Z jednym wyjątkiem - w gruncie rzeczy dla spokoju dusz jeszcze żyjących - umarłych już nie odwiedzam. To raczej oni wpadają do mnie, codziennie, w przypomnieniach, czasem chciani, częściej wcale nie oczekiwani, dokuczliwi... Tedy nie niszczę kwiatów i nie spalam licho wie jakich paskudztw... Rodzi się człowiek, i diabli go biorą, w silne obroty, a potem z tej karuzeli wypuszczają go, w nic, w nic, że tak szepnę za Steinem Steinarem... Człowiek się tylko odbija w szybach, za którymi mrok. Ja już w tych odbiciach widzę starego człowieka... Wiem, wiem, drugie młodości, drugie życia... No, ja to już nawet żyję trzecim i przez to też ostatnim... I tak mi Miron Białoszewski zawsze na myśl przychodzi, który razu pewnego ujrzał swoje odbicie w jakiejś witrynie - i nagłe odkrycie: Jestem stary, zobaczyłem starego człowieka... Te rzeczy potrafią dziać się z dnia na dzień, choć dokładny czas natu