My Death 1995
I się znów człowiek doturlał do listopada i do czasu mego znaku, czyli Skorpiona...
Zmarli, zmarli... Z jednym wyjątkiem - w gruncie rzeczy dla spokoju dusz jeszcze żyjących - umarłych już nie odwiedzam. To raczej oni wpadają do mnie, codziennie, w przypomnieniach, czasem chciani, częściej wcale nie oczekiwani, dokuczliwi... Tedy nie niszczę kwiatów i nie spalam licho wie jakich paskudztw...
Rodzi się człowiek, i diabli go biorą, w silne obroty, a potem z tej karuzeli wypuszczają go, w nic, w nic, że tak szepnę za Steinem Steinarem... Człowiek się tylko odbija w szybach, za którymi mrok. Ja już w tych odbiciach widzę starego człowieka... Wiem, wiem, drugie młodości, drugie życia... No, ja to już nawet żyję trzecim i przez to też ostatnim... I tak mi Miron Białoszewski zawsze na myśl przychodzi, który razu pewnego ujrzał swoje odbicie w jakiejś witrynie - i nagłe odkrycie: Jestem stary, zobaczyłem starego człowieka... Te rzeczy potrafią dziać się z dnia na dzień, choć dokładny czas naturalnie nie jest do określenia - chodzi raptem o odkrycie... To tak jak z łysiną - nagle jest, choć cholera wie, kiedy się zaczęła...
Ciałom się nic nie należy. Gdy padną, są tylko niebezpiecznym brudem, choć my - ku radości pewnych biznesów - głupim prawem zmuszani jesteśmy do określonych zachowań względem nich pośród niedorzecznych ozdób i czynności. Strasznie to liche, antyestetyczne, pozbawione sensu, zastygłe pośród oklepanych, pozbawionych treści formułek... Ja bym to chętnie ukrócił, pozostawiając ludziom wybór... Pozwólmy się tu wreszcie rozsypywać... Mnie można nawet do kratki przy jakimś krawężniku. Nie będę się gniewać...
Niektóre kultury wręcz wpadały w okołośmiertelne obłędy, jak w dawnym Egipcie. Śmiał się z tych wiekowych mumii Schopenhauer, co twierdził, że tyle samo sensu miałoby staranne przechowywanie własnych zakonserwowanych ekskrementów.
Póki co, życie sobie płynie. Inaczej jakoś być nie chce. A jeden kolega to mnie nawet dziś o świcie ubawił. Trysnął porządnie, po czym zakomunikował: Jednak fajnie jest być facetem! - No pewnie - zgodziłem się.
A że wspominki... Niech będzie znowu David Bowie. Ten nie chciał mieć pogrzebu ani żadnych grobów; zabronił nawet najbliższym dreptania za swą porzuconą powłoką. Sam, w towarzystwie jedynie profesjonalnych służb, odjechał po cichu do spalarni. A potem żona wysypała go na Bali, bez bzdurnych ceregieli...
A tu piękny numer Jacquesa Brela "My Death" w interpretacji Davida. Nie pierwszej, bo kawałek ten śpiewał już na początku swojej kariery. Po latach do tego powrócił, tak w okolicach pięćdziesiątki. I też rozmaicie i z różnym akompaniamentem wykonując ten song:
David Bowie, z czasów "Outside", z prób:
Komentarze
Prześlij komentarz