Eyvind z gór (1)

A może by tak dla literackiej rozrywki, translatorskiej przy okazji, szepnąć coś o Eyvindzie z gór, o którym sztukę napisał był kiedyś Jóhann Sigurjónsson... Taka drobna pokusa, by zrobić z tego dłuższe opowiadanie... W odcinkach

Jóhann Sigurjónsson

Eyvind z gór 

Rzecz dzieje się w Islandii w połowie osiemnastego stulecia, a opowiedziane losy dwojga głównych bohaterów oparte są na prawdziwych zdarzeniach.

Oto izba czeladna pod pochyłym dachem. W okienkach owej izby (jedno naprzeciw wejścia, drugie nad łóżkami) szybki z pęcherza (przez to przy łóżkach dostrzec można nawet długie źdźbła zielonej trawy). Ciasnota przytulna - po bokach rzędy łóżek z jasnymi narzutami z wełny, pomiędzy którymi jest wąskie przejście. Po prawej stronie wejście, do którego wiodą schody. Obok, pośrodku działowej ścianki z cienkich desek drzwi do sypialni Halli. Do ścianki przyczepiony jest też na zawiasach blat niewielkiego stołu. Na futrynie zaś wisi miedziana lampa olejna. W górze belkowanie. Pod poprzeczną belką ledwie zmieści się człowiek, od niej zaś do kalenicy przestrzeni jeszcze na pół wysokości tegoż. Pod oknem stoi malowana skrzynia, a pod łóżkami znaleźć można rzeźbione szuflady z drewna. Izba jest stara, drewno w niej przyciemnili mocno i czas, i sadze.

Jest wczesna wiosna, późne popołudnie.

Gudfinna i Oddny siedzą na łóżkach, naprzeciw siebie. Gudfinna reperuje buty, Oddny zaś zajmuje się łataniem odzieży. Jest z nimi pastuszek, młody chłopak, który stoi pośrodku izby i rzuca strzałkami zdobnymi w czerwone kogucie pióra.

- Ho! Ho! Byłem już blisko! - zawołał po kolejnym rzucie.

- Blisko czego? - spytała Gudfinna.

- Nie widzisz tego małego pająka? Zwisa tam z belki. Mam zamiar zerwać mu nić.

- Tobie znów tylko głupstwa w głowie - westchnęła Oddny.

- Zostawże tę biedną istotę w spokoju - poprosiła Gudfinna. - Nic ci przecież nie zawiniła.

Chłopak się zaśmiał: - Myślisz, że połamie sobie nogi, gdy nagle spadnie na podłogę?

- Oby tak się nie stało - przestrzegła Gudfinna. - Porwać pająkowi nić, to tyle, co prosić się o kłopoty. Takie rzeczy przynoszą nieszczęście. A jeszcze do tego możesz zniszczyć błonę w oknie tymi strzałkami.

Pastuszek znów jednak rzuca.

- Jak nie przestaniesz, nie naprawię ci butów i będziesz chodził w dziurawych.

Chłopak odrywa strzałki z belki: - A może byś chciała, żebym cię trafił w ucho?

- Zwariowałeś, chłopaku? Zamiast tego mógłbyś mnie trafić w oko.

- Trzeba mi trochę rozrywki - odpowiedział. - Myślę, że trafię Oddny w warkocz.

- Tylko spróbuj! - zawołała Oddny.

Chłopak zachichotał: - Jak źle trafię, będziesz się gapiła na Karego jednym okiem.

- Przydałoby ci się solidne lanie - odgryzła się Oddny.

- Kari nie powinien był dawać ci tych lotek - dodała Gudfinna.

Chłopak podchodzi teraz bliżej pająka i zaczyna wachlować przy nim dłonią: - No, stara prząśniczko... W górę - dobra wróżba; w dół - zła. Góra - dobrze, dół - źle 

- Ależ ty niszczysz te buty. Gorzej jak stary chłop - poskarżyła się Gudfinna. - Mam nadzieję, że nie chodzisz po najostrzejszych kamieniach tylko dla złośliwej uciechy.

- Z pewnością specjalnie właśnie po takich chodzi - zawyrokowała Oddny.

- Owce dziś były takie niespokojne. Niektóre rwały się do ucieczki - oznajmił pastuszek.

- Gdyby uciekły, nie był byś teraz taki do przodu - mruknęła Oddny.

- Niedobrzy są dla ciebie, co? A nie boisz ty się? Powiedz. Tak często jesteś sam, z dala od domu - zagadnęła Gudfinna.

- Czasem zastanawiam się, co bym zrobił, gdyby nagle zjawił się ten szalony byk, co góry na swej drodze potrafi rozwalać w pył.

- Nawet mi nie mów - powiedziała z przestrachem Gudfinna. - To najgorszy z potworów świata. No, może z wyjątkiem skoffina.

- Skoffina? A cóż to takiego ten skoffin? - zdziwił się chłopak.

- Nie wiesz? Kiedy kogut już bardzo się zestarzeje, składa jajo. Jeśli zostanie wysiedziane, wykluwa się z niego skoffin. Zabija człowieka samym tylko spojrzeniem. I jedyna rzecz, która potrafi go zgładzić, to pobłogosławiona w kościele srebrna kula.

- Myślisz, że nasz jest wystarczająco stary?

- Nasz nie jest stary.

- Pióra ma dorodne.

- Doprawdy, jest wiele rzeczy, których się trzeba strzec, mój chłopcze. Nie boisz się na przykład wywołańców? To nie są dobrzy ludzie. Skóry baranie mają na sobie, a na kosturach, którymi się podpierają, nawet w środku lata można zobaczyć lód. Nie widziałeś nigdy żadnego?

- Nie, ale wczoraj nieźle się wystraszyłem. Przyszedł człowiek z wielkim worem pod pachą. Z początku go nie poznałem, to był jednak tylko Arnes.

- I czego chciał od ciebie? - indagowała  Gudfinna.

- Żebym mu pokazał drogę do źródła. Chciało mu się pić.

- Lepiej z nim nie gadaj za wiele - poradziła Gudfinna i oddała mu zreperowane buty. - Masz! Do jutra powinny wytrzymać - dodała, po czym, klęcząc, wysunęła spod łóżka szufladę, by badawczo przyjrzeć się jej zawartości.

Wtedy w drzwiach swojej sypialni ukazała się Halla.

- Czas doić owce - słychać jej głos.

- Zaraz sprowadzę je na dół. Czekałem tylko na buty - oznajmił chłopak.

- A za krowami patrzyłeś?

 - Jeszcze nie - odpowiedział, a wychodząc, rzucił w kierunku Oddny: - Jak będę bogaty, to ci dam krowi ogon, żebyś go sobie wplotła w warkocz.

- Trzymaj język za zębami! - odkrzyknęła mu na tę zaczepkę.

Halla uśmiechnęła się: - Słyszałam, że ci chwilę temu dokuczał.

- Ciągle mi dogaduje na temat Karego - poskarżyła się Oddny. - Jakby mi na nim cokolwiek zależało.

Halla, teraz już śmiejąc się otwarcie, zauważyła: - No, Sigrid nie dba tak bardzo o ubrania Magnusa, jak ty o rzeczy Karego.

Oddny zmilczala ten przytyk i patrzyła przez chwilę za odchodzącą Hallą. - Gdybym była wdową i posiadała farmę - mruknęła po chwili -  mężczyźni też by się za mną oglądali, nawet gdybym przed zamążpójściem była ledwie biedną sierotą i posługaczką, jak niektóre.

Gudfinna wstała z klęczek z pończochami w ręce. - O czym ty mówisz? - spytała, wsuwając z powrotem szufladę.

- Wiesz, kim był ojciec Halli? - rzuciła pytanie Oddny.

- Tego chyba nikt na pewno nie wie. Gadali tylko, że ponoć był pastorem - odpowiedziała zajęta teraz cerowaniem pończoch Gudfinna.

- Albo włóczęgą... Szeptali też coś o paskudnych znamionach, z jakimi przyszła na świat...

- Lepiej powściągnąć język, Oddny!

- Nie jestem taka głupia, jak myślisz. Kiedy Halla sądzi, że nikt jej nie widzi, wzroku nie może oderwać od Karego. I to z niego zrobiła nadzorcę. Wszystkich to dziwi, ale nie mnie. Ostatniej niedzieli pytali mnie w kościele czy jest coś między wdową a nadzorcą...

- No i co powiedziałaś?

- Powiedziałam, że to całkiem możliwe, że Halla zarzuciła wędkę, ale nie sądzę, by Kari połknął nęcącą muchę, nawet jeśli błyszczą się złotem jej skrzydełka.

- Lepiej byś zrobiła, gdybyś w kościele posłuchała kazania, miast sama mleć tam ozorem. Żal mi ciebie. Szalejesz na punkcie człowieka, który wcale nie zwraca na ciebie uwagi. Ale naprawdę nie ma powodu, by słać jakiekolwiek plotki. Halla wcale nie jest łasa na chłopów. Nigdy nie było niesnasek między nią a jej świętej pamięci mężem, który niech spoczywa w pokoju. Ale też i nie było między nimi namiętności.

- I co z tego?  Miał swoje lata i ładne gospodarstwo.

- To był prawy i uczciwy człowiek, a Halla była mu dobrą żoną, moja droga.

- Kto temu przeczy? - powiedziała Oddny, a po chwili milczenia dodała: - Nie wiem, co ostatnio dolega Karemu. Wczoraj się wściekł, kiedy zapytałam go czy nie zna jakiegoś leku na piegi. Mam nadzieję, że Halla nie stała się tak świętą, że nikt nie zauważa jej piegów.

W tym momencie do izby weszli Kari z Magnusem, jednocześnie wykrzykując gromkie: Dobry wieczór. - Dobry wieczór - odpowiedziały Gudfinna i Oddny.

- Chyba siedzę na twoim łóżku - wstając powiedziała ta druga.

Magnus zajął jej miejsce i rzucił w kąt swoją czapkę.

- Oddny, a poproś tam Sigrid, żeby tu przyszła pomóc mi z tymi pończochami - powiedział i westchnął chwilę potem: - Jak to dobrze znów sobie klapnąć.

- Czemu ona taka wiecznie skwaszona? - spytał Kari, patrząc za wychodzącą Oddny. - Ona nie jest tak fajna jak ty. Szkoda, żem nie mógł cię poznać w twoich młodych latach. Wiedziałaś, jak za grabie chwycić!

Gudfinna przeciągnęła się radośnie: - Możesz być pewien. Krzepy miałam za dwóch!

- I kiecki nie bałaś się zadrzeć, gdyś wlazła w grząskie mokradło.

Gudfinna zaś na to: - Doprawdy, nie bałam się! Często mi się woda do bucików lała.

Weszły Sigrid i Oddny.

Magnus, wyciągając przed siebie nogi: - Zdejmij mi buty! Jestem dziś skonany. Dosłownie ruszyć się nie mogę.

- Lenistwo ci dolega, ot co. Zawsze - powiedziała Sigrid, klęcząc obok Magnusa. - Na miłość Boską, gdzieś ty tak przemókł? Przecież to wodę można wyżymać.

- To przez Karego, bo umyślił sobie, że pójdziemy na skróty, skacząc przez strumień, no i wpadłem.

- A ty nie przemokłeś? - zapytała Karego zatroskanym głosem Oddny.

- Nie - odparł krótko Kari i usiadł.

- Kari to przelatuje nad wszystkim jak ptaszek.

- Każdy ma jakieś zdolności - zauważył Kari, a potem dodał, tym razem zwracając się wyłącznie do Sigrid: - Powinnaś zobaczyć, jakie głazy potrafi udźwignąć twój Magnus.

- Zapewne siły mi nie brak, ale chciałbym zobaczyć, jak ciebie ktoś powala w uczciwych zapasach.

- Jeden jest, któremu Kari nie dałby rady - wtrąca się szybko Oddny.

- Kto to taki? - pyta Magnus w chwili, gdy Sigrid uwalnia go od przemoczonych pończoch. - Dalej! Dawać go tu!

- To Bjorn, szwagier Halli.

- A ja bym się tam założył spokojny o Karego - zapewnił Magnus i dorzucił do Sigrid grzebiącej teraz w skrzyni w poszukiwaniu nowych pończoch: - Daj mi jakieś inne, suche.

Pojawiła się Halla.

- Wątpię czy by się Kari odważył stanąć do pojedynku ze stróżem prawa - powiedziała Oddny.

- Jeśli ty byłabyś ceną, nie odważyłbym się - odparł Kari.

- A masz - zaśmiała się Gudfinna.

Wszyscy zaraz wybuchają śmiechem, wszyscy z wyjątkiem Oddny.

- Bywało, że bili się o mniej - dorzuca Halla z uśmiechem.

- Chętnie się z tobą założę, Oddny, że Kari by wygrał - powiedział Magnus.

Halla tymczasem zmienia temat: - Krowy to chyba dziś na noc nie dotrą do domu. Magnus, mógłbyś zajrzeć do wąwozu, zorientować się czy tam ich przypadkiem nie ma. A chłopca poślę w dół strumienia.

W tym czasie Sigrid opuszcza izbę, zabierając ze sobą mokre pończochy Magnusa.

Magnus zaś marudzi: - I po co ja zmieniałem pończochy!

- Weź konia - odrzekła Halla. - Pies szczeka, tedy zanosi się na jakieś odwiedziny...

- Ja tam skoczę - woła Kari.

- Ty masz jeszcze sieci na pstrąga do przejrzenia - informuje Halla. - Magnus - wiem to - nie ma nic przeciwko.

- Pomylone krowy - mruczy Magnus i wzuwa buty. - Czemu one nigdy nie umieją wrócić na czas?

Kari spod łóżka wyjmuje małe pudełko i zabiera się za struganie nowych zębów do grabi. Z kolei w drzwiach pojawia się głowa Arnesa, który przytargał ze sobą jakiś wielki worek.

- Dobry wieczór - mówi. - Nie chciałem nikogo kłopotać schodzeniem na dół do drzwi. - Rzuca na podłogę wielki wór. - Teraz Arnes to bogacz. Złoty piach niosę ze sobą.

- Tak właśnie myślałam - powiedziała Halla.

- Wy nic nie wiecie o tym, co się kryje w górach. Słyszałem o człowieku, co pobłądził w jaskini Surta. Cztery dni błąkał się pod ziemią, a gdy się w końcu stamtąd wydostał, miał złoty piasek w butach.

- I co byś zrobił, gdybyś naprawdę miał tam taki piach? - zapytała Halla.

- Dużo rzeczy - zapewnił Arnes. - Dałbym ci nabrać do garści ile to tylko możliwe, tak wiele razy, jak wiele razy dawałaś mi schronienie. I trędowaty Arngrim powinien napełnić nimi garści. O innych nie myślałbym się troszczyć.

- No a ja? - pyta Gudfinna.

- Loki ze złota bym ci sprawił.

Magnus zanosi się śmiechem: - Coś byś miał chyba też dla naczelnika, nie?

- Dla niego? - zastanawia się Arnes. - Tak, gdybym mógł mu cisnąć piachem w oczy. - Otwiera worek i wydobywa z niego garść islandzkiego porostu. - To wspaniałości, te porosty, dobrze smakują, gdy je ugotować w mleku.

Gudfinna naraz podniosła się z miejsca, mrucząc do siebie: - Mleko przecież!

- Dorodne - zachwala swój towar Arnes.

- Rzeczywiście - zgadza się Halla.

Arnes poklepuje worek: - Dobrze napchany.

Wrócił pastuszek, informując, że owce właśnie gotowe są do udoju.

- To jeszcze nie wszystko - zwraca się do chłopca Halla. - Musisz pobiec w dół strumienia poszukać krów.

- Mam nadzieję, że nie zaczną tak figlować, aby tylko spędzać noce z dala od obory.

Chłopiec wybiega z izby, a Halla woła za nim: -  A weź tam sobie mleka ze spiżarni; klucz jest przy drzwiach!

Magnus gramoli się z łóżka.

- Kupisz ten pakunek? - pyta się Arnes.

- Jeśli przyzwoita cena - mówi Halla.

- Tyle co nic - odpowiada Arnes. - Tak często dajesz mi schronienie i karmisz. - Unosi nieco swoją stopę. - To, czego najbardziej teraz potrzebuję, to czegoś nowego na nogi.

- Nie będziemy się spierać o cenę. Magnus, zabierz ze sobą ten worek i zostaw go w kuchni. A ty, Arnes, siadaj tutaj, proszę. Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia.

Arnes podąża za nią wzrokiem: - Dobre ma serce - mówi i siada. - To ile już tu pracujesz?

- Drugi rok - odpowiedział Kari.

- I już nadzorca? Tak, niektórym szczęście sprzyja. - Pochylił się w jego stronę. - Jak pewnie wiesz, nie mam zbyt dobrej opinii. Długo nie usiedzę w jednym miejscu i jakoś trudno mi być czyimkolwiek sługą. Z pewnością słyszałeś, jak mówią, żem złodziej.

- Ludzie różne rzeczy gadają - stwierdził Kari.

Arnes przesunął dłońmi po uszach: - Moich nikt jeszcze nie oznaczył ... Ale to może przylgnąć do człowieka jak kurz - to, co mówią - wszystko jedno czy to prawda, czy kłamstwa. Ty nigdy nie byłeś obiektem plotek?

Kari zaprzeczył.

- Trzeba ci jednak może wiedzieć... Chcesz, żebym ci powiedział, co o tobie gadają w tych stronach?

- Coś o mnie i o Halli?

- To też. Ale także historię o tobie.

- Wolałbym nie słuchać plotek.

- Gdybym był przekonany, że to tylko plotki, to bym języka nie strzępił.

- Przynajmniej jesteś szczery. - Kari uśmiechnął się chłodno.

- Wszystko jedno zresztą... - Arnes wstał. - Lecz jeśli jest coś, co masz do ukrycia, miej lepiej oczy i uszy otwarte. Bo masz wroga. Tyle ci mogę powiedzieć.

- Ja tu krzywdy nikomu nie zrobiłem, z tego co wiem.

- Jesteś tu i masz stanowisko. To dość, by mieć wrogów.

Wraca Halla z drewnianym kubkiem pełnym owsianki, a na odwróconej pokrywce niesie przy okazji trochę mięsa, suszonej ryby i masło.

- Tylko to mleko takie chude. Ale zanim skończą z udojem... Musiałbyś czekać. - Kładzie na uprzednio podniesionym blacie stołu wieczerzę.

- Niech cię Bóg błogosławi, kobieto. Zadowoliłbym się własnymi kolanami - mówi i wyjmuje z kieszeni nóż, by pokroić nim mięso.

Halla spojrzała na Karego: - A ty ciągle zajęty, w pocie czoła. 

- Kari, reagując na te słowa, szybko wyciera spocone czoło: - Czyżby? - Spojrzał w górę. - Chciałabyś znać swe życie zawczasu? - Wstał i wyciągnął w górę ramiona. - Żyłem w miejscach, gdzie mogłem dotknąć sufitu pięściami wyciągniętymi ponad głowę i w takich, gdzie nie mogłem dosięgnąć go nawet wzrokiem. - Usiadł z powrotem. - Pamiętasz, ledwie kilka łachów miałem na sobie, gdy tu przybyłem...

Halla siada obok. - Pamiętam obcisły zielony kaftan - ciągle go masz - płaszcz i brązowe bryczesy. - Śmieje się. - Z wielką czarną plamą na kolanie, lewym.

- To wszystko, co miałem na całym świecie. A teraz mam dwa komplety ubrań i mnóstwo bielizny. Tak że do tych grabi powinienem powstawiać miast drewnianych złote zęby. W pełni na to zasługujesz.

- No to już by było zbyt wiele.

- Tak dużo rzeczy wraca teraz - odezwał się po chwili, patrząc na Hallę. - Nie myślałem o nich wcześniej... W wolnym czasie nie muszę czesać wełny, a mam zajęcie w kuźni. I dopilnowałaś, bym to ja jesienią nadzorował spęd owiec z gór, wiedząc, że po prostu to lubię.

- To naturalne. Jesteś taki szybki i zwinny - odparła Halla.

- I tak kolorową narzutę wydziergałaś na moje łózko. Zawsze taka dobra dla mnie.

- Nie przesadzaj - rzekła, a zaraz potem rzuciła do Arnesa: - Myślisz, że będziesz syt po tym, co przyniosłam? Jeśli chcesz więcej, doniosę.

- O, nie wiem czy zdołam pomieścić jeszcze tę owsiankę - odpowiedział Arnes, gładząc się z zadowoleniem po brzuchu.

- Gdybym musiał opuścić to miejsce - podjął znów swoją kwestię Kari - tęskniłbym za tobą bardziej niż za kimkolwiek innym. - Wstał i schował pudełko pod łóżkiem.

- Spodziewam się, że zostaniesz tu wiele lat.

- Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro.

Halla przyjrzała się Karemu w milczeniu. W tym czasie Arnes odstawia na stół drewniany kubek.

- Podziękował za jedzenie. Czy by się w którejś oborze znalazło miejsce dla mnie na nocleg?

- Lepiej byś się raz przespał w łóżku. Możesz spać z Magnusem.

- Najlepszy sen na starym, dobrym, wysuszonym sianie.

W tej chwili weszła na górę Gudfinna, od razu rzucając pytanie: - Czy to prawda, Arnes, że ty umiesz opowiedzieć, o czym ptaki gadają?

- Tak mówią? - spytał Arnes.

- W dawnych czasach mądrzy ludzie wiele potrafili, a dziś wszyscy tacy zacofani, w tym i w każdej innej dziedzinie. - Gudfinna usiadła, Halla zaś ozdobiła się w uśmiech, mówiąc: - Sądzisz, że dziś młodzi do niczego się nie nadają?

- Tylko sagi nam zostały. Gdzie dziś znajdziesz takich mężczyzn jak Skarphedin czy Grettir Asmundarson? Nie ma takich dzisiaj.

- Jak byłam młódką - odezwała się marzycielsko Halla - o niczym tak nie śniłam, jak żyć na wygnaniu razem z Grettirem na Drangey.

- Był chyba wywołańcem przez osiemnaście lat? - zastanowił się Arnes.

- Dziewiętnaście - poprawiła go Halla. - Nikt, będąc wyjętym spod prawa, nie żył tak długo jak Grettir. Zabrakło mu jednego roku do zdjęcia tej kary.

Na to rzekł Arnes: - To musiał być niezwykły człowiek, tyle że na myśl przywołuje mi to z kolei słowa, jakie raz powiedział pewien trędowaty, kiedy tak rozmowa zeszła na stare sagi...

- A co powiedział?

- Że dystans czyni góry błękitnymi, a śmiertelnych wspaniałymi.

Przez chwilę wszyscy milczeli. Ciszę dopiero przerwała Gudfinna: - A mój dziadek miał kruka, który umiał przepowiadać przyszłość, przez co nic dziadka nie mogło zaskoczyć.

Na to Arnes opowiedział, umiejętnie naśladując ich głosy, jakie to dziś są ptaki, i jak to troszczą się o ludzkie sprawy, aż się Gudfinna zaśmiała nad łajdactwem kruków... Arnes je znał, przechwalał się jeden zdobyczą - owcą podtopioną na bagnie, a żeby mu cholerny pastuch nie wchodził w paradę i jemu gotów był oczy wyłupić i uczynić topielcem w mokradle... A do tego jeszcze skargi innych, pomniejszych... Żaliła się białorzytka, że jej młode spać po nocach nie mogą przez hałaśliwego kruka, co z niej, małej białorzytki szydzi i mówi, że w ogóle dziękować powinna, iż ktokolwiek ma ochotę nazywać taki drobiazg ptakiem. Zaraz ją patykami obrzucił, przepędzając ją do norki, gdy ta powiedziała, co o nim myśli, że notorycznym jest złodziejem i wyżeraczem jaj...

Naraz wbiegł do izby pastuszek z nowiną, że na koniu jedzie do nich naczelnik Bjorn, miejscowy stróż prawa.

cdn

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Kreml

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Breiðfjörð

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć