Eyvind z Gór (2)
- Co za licho go tu niesie? - spytała Halla. - Krowy znalazłeś?
- Tak - odpowiedział chłopiec. - Szedłem, a one właśnie były w drodze do domu. Są już w zagrodzie.
- Powiedziałeś dziewkom?
- Nie jeszcze.
- Gudfinno, pójdź i poproś gościa do domu - powiedziała Halla. - Gudfinna wstaje. - A, i nie zapomnisz o mleku?
Gudfinna wyszła, potakując głową.
- A ja sobie poszukam legowiska - mówi Arnes.
- Nie chcesz pogwarzyć z naczelnikiem?
- Gdybym znalazł jakieś martwe owce z jego znakami na uszach, chętnie bym mu o tym powiedział.
- Dobrej nocy zatem. Śpij dobrze.
- Dobranoc - odpowiedział na odchodnym Arnes.
Halla w oczekiwaniu na gościa przygładza sobie włosy. W tej chwili wchodzi Bjorn ze szpicrutą o srebrnej rączce. Na nogach ma długie jeździeckie skarpety sięgające ponad kolana.
- Dobry wieczór - wita się Halla.
Bjorn, wskazując na swe skarpety: - Nie zdjąłem ich, a teraz widzę, że nie są zbyt czyste.
- Może usiądziesz? Coś ci podać?
- Nie. - Siada. - Nie jestem zdrożony, to nie tak daleko. Dla mnie i gniadosza to ledwie piętnaście minut, gdy nam humor dopisuje.
- I co u ciebie? Jakieś wieści?
- Zależy, o co pytasz. Kogo tam po ciemku spotkałem w sieni? Oko wykol, taka ćma.
- To musiał być Arnes.
- Nocuje tu?
- Tak - odpowiedziała krótko Halla.
- Niby nic mnie to nie obchodzi, ale wątpię czy by mój brat nieboszczyk dawał schronienie komuś takiemu, mimo całej swej gościnności - powiedział, sięgając do kieszeni po tabakierkę. Halla siada w tym czasie.
- Nic złego o nim nie mogę powiedzieć. A za gościnę umie się odwdzięczyć.
- Myślałem, że słyszałaś, co gadają. Zdania o nim nie mają najlepszego. Słyszałem, że tam gdzie przebywa, zawsze znika taki czy inny drobiazg.
- Lepiej przemilczeć takie bzdury niż z powodu zagubionych drobiazgów rzucać podejrzenia na niewinną osobę.
- Tak sobie to obmyśliłaś. Ale ktoś musi być pierwszy, co ostrzeże. - Bierze po tych słowach solidny niuch tabaki. - Musisz wiedzieć, co mi się jakiś czas temu przydarzyło. Chłopak zgubił dwie mleczne owce w górach. Byłem wściekły, bo miały jeszcze na sobie wełnę, jak to przed latem. Posłałem jednego ze swych ludzi, żeby ich poszukać. Koło Rauðahnúkur natknął się na ślady owiec oraz na trop rosłego człowieka. - Zniżył głos. - Zrobisz dobrze, jeśli dasz Arnesowi parę nowych butów. Chętnie za nie zapłacę. On nic nie będzie podejrzewać. A stare buty zachowaj dla mnie.
Halla wstała.
- Nie, nie będę się w to mieszać.
- Więc nie będziemy o tym mówić. Tak czy owak dowiem się wszystkiego.
Chwila ciszy.
- Tak naprawdę nie przybyłeś tu z powodu Arnesa?
- Nie. Czy Kari był w kościele ostatniej niedzieli?
- Czemu pytasz?
- Wiem, że tam był... Zadowolona jesteś z niego?
- W zupełności - oznajmiła, siadając.
- I w jego przypadku radzę ci, przepędź go, im szybciej tym lepiej.
- Dziękuję za dobre rady - odparła z uśmiechem.
- Są nie do pogardzenia. Poza tym jestem twoim szwagrem, nieprawdaż?
- Na własnej skórze musiały się moje owce przekonać, jak to jest zabłąkać się na twoje pastwiska, kiedy puściłeś swoje psy.
- Chociaż nie zawsze byliśmy sobie życzliwi, tym razem jednak musisz mnie wysłuchać. Nigdy mi się Kari nie podobał i sam nigdy bym go nie zatrudnił. Coś z nim jest nie tak, coś skrywa. Nikt niczego o nim nie wie, nikt nie słyszał o jego bliskich. Nagle jakby spod ziemi wyskoczył. Jedno, co wiesz, to że ma na imię Kari, a i tak nie wiadomo czy to prawda.
- Do czego ty zmierzasz?
- Siedź - zawołał, kiedy zorientował się, że Halla znów zamierza wstać. - Ostatniej jesieni jakieś dwie obce osoby, które w trakcie swej podróży zatrzymały się w okolicy, utrzymywały, że znają Karego. Powiedzieli owi ludzie, że łatwiej zmienić imię niż twarz. Pech chciał, że nie miałem okazji pogadać z nimi osobiście, ale moje podejrzenia wzrosły. Teraz jest u mnie człowiek, który przybywa z południa. Ostatniej niedzieli był w kościele i tam go zobaczył. Jeśli ma rację, jest to paskudna historia.
- Co to ma znaczyć?
- Ni mniej, ni więcej tylko to, że ten twój nadzorca to nie Kari, tylko Eyvind, który siedział za złodziejstwo, i zwiał.
- Powariowaliście. - Zerwała się z miejsca.
- Oczywiście nie mógłby przysiąc - odpowiedział z uśmiechem. - W jakiś sposób nawet trochę żałował, że mi to powiedział. Rzekł tylko, że nigdy nie widział dwóch tak podobnych do siebie osób. No i że ten Eyvind miał bliznę na czole, tak samo jak ten tu Kari. To wyraźnie zapamiętał.
- I ostatniej niedzieli widział go w kościele?
- Tak - potwierdził Bjorn.
- Ale Kari wcale nie był w kościele zeszłej niedzieli.
- To dziwne. Jeszcze dwóch moich ludzi tam wtedy było. Łatwo tedy możemy rozwiązać zagadkę, jeśli jutro przyprowadzę tu mojego gościa.
- Nie wierzę, że Kari mógłby być złodziejem.
- Nie musisz się odwoływać do wiary. Po prostu opowiedz mu o tym, o czym tu rozmawialiśmy, i że zamierzam z urzędu zająć się tą sprawą. Zapewniam cię, że zniknie jeszcze przed wschodem słońca.
- Zbyt jesteś łatwowierny i szybko chcesz pędzić do sędziego. Ale to ci honoru nie przysporzy.
- Nie myśl, że będę działał pochopnie. Napiszę do władz okręgu, z którego pochodzi Eyvind. Pismo dam memu gościowi, który zapewne zgodzi się być w tej sprawie posłańcem. Rzecz w stosownym czasie trafi we właściwe ręce. Dwa, trzy miesiące zejdą, nim nadejdzie odpowiedź.
- Taka to życzliwość względem mnie każe ci się tak fatygować?
- Jeśli to prawda, co ludzie zaczynają gadać, byłoby lepiej, gdyby zniknął stąd, najszybciej jak to tylko możliwe. Będzie trudniej ci się rozstać z nim za te dwa czy trzy miesiące.
- Cały ty. Nie przyszedłeś tu z dobrymi radami. I ja ich zresztą nie oczekuję. I lepiej by było, gdybyś już sobie odjechał w pokoju. Myślisz, że o wszystkim zapomniałam? Kiedy twój brat powiedział ci, że zamierza się ze mną ożenić, ty uznałeś to za hańbę dla całej waszej familii, bo kto to widział, żeby zaraz żenić się z biedną posługaczką. Poradziłeś mu, by sobie swe chwilowe żądze zaspakajał bez żadnego ożenku.
- Nigdy tego nie powiedziałem.
- Tu - Halla wskazała dłonią swe serce - tu mam zapieczętowaną księgę, w której przechowuję słowa wypowiedziane przez mych przyjaciół. I więcej ci powiem. Za tym coś stoi. Ty się boisz, że stracisz swą władzę.
- Co ty wygadujesz?
- Ugodziło to twoją dumę, co? Człowieku pobożny. Wiedziałeś, że twój brat będzie jak dziecko zawsze podążać za twoimi radami, niestety miałeś wątpliwości, czy mnie uda ci się urabiać jak ciasto w swoich rękach. To, czego się obawiałeś, stało się prawdą. Nie możesz mi tego zapomnieć, że to dzięki mnie twój brat stanął na własnych nogach. Wiem o twej żądzy władzy. Ale teraz ostrzegam, trzymaj się zawsze z dala ode mnie i od wszystkich nas razem.
Bjorn poczerwieniał ze złości, ale ciągle kontrolował swój głos: - Wiele dowiedziałem się dzisiejszego wieczora. Teraz widzę, czemu to Kari jest nadzorcą. Nie na darmo jesteś córką swej matki.
Usta Halli zadrżały. - Chcesz mnie zezłościć. Nie możesz tego zrobić. Ani nie oczernisz w mych oczach Karego. Myślisz, że zaraz go zranię, że zaraz pójdę zdradzić mu to, co tu powiedziałeś. Nie powiem nic.
- Inaczej przemówisz, gdy będę miał w ręku dowody.
Halla zrywa się z miejsca z nienawiścią w oczach: - Tuż przed twoim przybyciem moi ludzie zakładali się, kto jest lepszy w zapasach: ty czy Kari. Tylko Oddny była zdania, że to ty jesteś silniejszy. A Kari myśli, że się zestarzałeś i zesztywniały ci stawy, tak że nie miałbyś już odwagi stanąć do walki.
- Możesz powiedzieć Karemu, że jestem gotów nawet dziś, jeśli tylko ma ochotę.
- Nie, powiem, że na zapasy umówiony jesteś z nim na jesień, na czas spędu owiec. Jest nadzieja, że będzie wtedy dużo świadków twej porażki.
- Będę walczył kiedykolwiek i gdziekolwiek, wszędzie, tylko nie w więzieniu, naturalnie. Póki co, żegnam!
Halla stoi przez moment bez ruchu. Potem przeciera twarz dłońmi i podchodzi do drzwi, wołając: - Gudfinna, Gudfinna! - Przechodzi z powrotem w głąb pokoju, znów ocierając sobie twarz.
Pojawia się Gudfinna.
- Naczelnik już odjechał?
- Tak - odpowiedziała Halla.
- Był taki nieuprzejmy i nawet się nie przywitał.
- Proszę cię, Gudfinno, żebyś zamiotła tu podłogę, bo nie chcę mieć na niej gnoju, którego tu ze sobą naniósł.
Gudfinna ochoczo spełnia życzenie Halli, w tym też czasie do izby wbiega chłopiec, wołając: - Chodźcie zobaczyć, co złapaliśmy, szybko!
- Czemu tak głośno? - skarży się Gudfinna. - Chyba nie złowiłeś wieloryba?
- Łososia! Zjawił się akurat, gdy Kari chciał wybrać sieć! Taki wielki! - krzyczy, pokazując rękami rozmiar ryby.
- Powiedz Karemu, żeby tu przyszedł, bo muszę z nim pomówić. A ty się, chłopcze, zajmiesz łososiem. Wypatrosz go, oczyść, posyp solą i obłóż na noc świeżą zieleniną.
- Nie chcesz go zobaczyć, zanim się go rozpłata?
Halla poklepała chłopca po policzku:- Duże z ciebie dziecko. Myślisz, że nigdy nie widziałam dorodnego łososia? Biegnij teraz i poproś tu Karego.
- I powiedz mu, żeby zdjął z ognia garnek na mleko - dorzuciła do chłopca zamiatająca podłogę Gudfinna.
- Jeśli żar jest dobry, muszę cię poprosić, byś napiekła tej nocy chleba na niedzielę.
- Żar jest wystarczająco dobry - informuje Gudfinna i znika razem z miotłą.
Halla nasłuchuje. Słychać kroki w korytarzu. Wchodzi Kari.
- Chciałaś ze mną mówić?
- Słyszę, że mieliście udany połów. Dziękuję ci! Umówiłam cię na walkę z naczelnikiem tej jesieni. Co ty na to?
- Znakomicie. Ale zapewne nie po to dziś wieczorem przyjechał?
- Miał inną sprawę. Źle się o tobie wyrażał.
- A co mówił?
- Jest jakiś człowiek z południa, który widział cię w kościele ostatniej niedzieli. Powiedział Bjornowi, ze jesteś podobny do kogoś o imieniu Eyvind, a tym Eyvindem ma być zbiegły złodziej. Podobno nawet rozpoznał bliznę na twoim czole.
Kari usiadł i przemówił stłumionym głosem: - I naczelnik mu uwierzył?
- Chciał, żebym ci oznajmiła, że zamierza porozmawiać o tym z sędzią. I jakby coś, to możesz zaraz stąd uciekać. Jeszcze tej nocy.
Kari zaśmiał się w głos: - Paradne. Wiesz zatem, kiedy przyjdą schwytać złodzieja?
Halla nie spuszcza wzroku z Karego. Wyciąga do niego rękę: - Podaj mi dłoń, Kari, i powiedz, że nie ma się czego obawiać z czyjejkolwiek strony.
Kari odparł wymijająco: - Rozumiem, że to wszystko wydawać się może dziwne, ale ten człowiek, który mnie widział, zapewne jest kimś, co żywi jakąś urazę, za coś z dawnych lat, i teraz stara się robić mi na złość.
- Nic mnie tamci nie obchodzą. Ani on, ani naczelnik. Powiedz tylko, że jesteś niewinny.
- Więc i ty wątpisz!
- Nie mam powodów, by ci głowę zmywać.
- Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać. Nie znam innego tak godnego zaufania człowieka.
- Jesteś niewinny?
- W tym jestem niewinny.
- Chwała bogu. - Wstała, kładąc dłoń na sercu. - Gdyby było inaczej, nie wiem, jak bym to zniosła.
- Będę to pamiętał naczelnikowi.
Hallę ogarnia wesołość: - Niech sobie robi te swoje podłości! Co nam do tego! Teraz czuję się szczęśliwa, bo jesteś niewinny i mogłabym cię całować radośnie. Kari! Ożenisz się ze mną?
Pociemniało za oknem.
Karego to nagłe pytanie wyraźnie przeraziło: - Nie, Hallo, nie mogę.
Halla wpatruje się w niego wnikliwie: - Masz żonę?
- Nie.
- To nie do wiary, że twoje oczy mogły tak dziś kłamać. - Tupie nogą zła i zawstydzona. - Zabieraj się stąd! Idź! - Chowa twarz w dłoniach i kołysze się w przód i w tył.
- Nic me oczy nie kłamały - mówi poruszony i zaczyna chodzić po izbie tam i z powrotem. - Znałem kiedyś Eyvinda. Jego ojciec był biedakiem i miał sporo dzieci. Eyvind był drugim z kolei jego dzieckiem. Mówili, że wszyscy jego bliscy mieli złodziejstwo we krwi, choć tak naprawdę nikt ojcu Eyvinda niczego złego nie mógł zarzucić. - Halla patrzy z uniesioną głową i słucha. - Dwa lata temu - kontynuował Kari - albo może trochę więcej, tak pod koniec zimy zdarzyło się, tak jak zdarzało się to często o tej porze, że w domu nie było nic do jedzenia. Eyvind udał się do proboszcza poprosić go o jakąś żywność. Obiecał, jako że nie miał pieniędzy, wszystko odpracować na wiosnę. Ale proboszcz odmówił. Było już późno; ciemno, padał śnieg. Droga do domu wiodła obok owczarni proboszcza... - Kari przerwał na chwilę, by obetrzeć sobie wilgotne czoło. - Owczarnia rosła w oczach jak ciemny kuszący kopiec. Mocno kusiła, i człowiek uległ. Pasterz poszedł był już do swego mieszkania, śnieg poprzykrywał już wszystkie ślady, a poza tym pastor był zamożnym człowiekiem. Nienawidziłem go! - Halla wzdrygnęła się. - Późną nocą Eyvind wrócił do domu z dorodną owcą. A zaraz na drugi dzień przyszli od pastora. W owczarni nieopatrznie zostawił swoje rękawiczki. Eyvinda pojmali i skazali na dziesięć lat więzienia. Uznali, że mogą przy tym obciążyć go zarzutami o wszelkie inne kradzieże w okolicy... - Przerywa nagle.
- Kari! Jakie zimne masz czoło, jakbyś tu prosto ze śnieżycy wszedł.
- Nie mam na imię Kari, tylko Eyvind. I zostałem skazany za złodziejstwo. Zbiegłem z więzienia i przez rok żyłem w górach jak wywołaniec.
cdn
Komentarze
Prześlij komentarz