Eyvind z Gór (5)
- Witaj, Hallo - woła już z oddali Bjorn. - Szukałem cię przy zagrodzie. Dawnośmy się nie wiedzieli.
Halla stoi nieco zmieszana.
- Istotnie, dawno - odpowiada.
- I jak tam réttir? Coś kuleje, bo wasze przegrody ciągle puste.
- Kari się tym zajmuje.
- To chyba pora, by go tam posłać.
- A czy naczelnik przybył może z pomocną dłonią? - spytał Kari.
- Hallo, mam z tobą do pomówienia - powiedział Bjorn.
- Właśnie idziemy ku zagrodzie, więc po drodze możesz wyłuszczyć sprawę.
- Jeśli to nie kłopot, wolałbym, aby rozmowa ta odbyła się tutaj. Rzecz ma swoją wagę i nie chcę omawiać jej tam, w obecności tych wszystkich ludzi.
- Zatem, Kari, będzie lepiej, jeśli sam pójdziesz do owiec.
- Nie zapomnij tylko zapytać szanownego naczelnika, czy to prawda, że całe lato wcierał sobie łój w kolana - rzucił na odchodnym Kari.
- Zuchwalec z niego. Tym lepiej, że się go wkrótce pozbędziemy - mruknął Bjorn.
- No więc z jakiego to powodu chciałeś się ze mną widzieć?
- Poprzednim razem rozstaliśmy się w gniewie. Nie moglibyśmy o tym zapomnieć?
- Można by pomyśleć, że doręczone ci listy potwierdzają dobitnie, jak bardzo się myliłeś w swych podejrzeniach.
- Cierpliwości. Mówiłaś mu coś?
- Mówiłam ci, że tego nie zrobię.
- Mogłem się tego spodziewać, skoro nadal tu siedzi. Myślisz, że się zestarzałem?
- Wyglądasz jak zawsze - odpowiada nieco zaskoczona, bacznie przyglądając się Bjornowi.
- Przyznać muszę, że w wielu sprawach miałaś rację, kiedy tak przerzucaliśmy się słowami ostatnim razem. Cóż, każdy ma swoje wady. Odkąd nie żyje moja matka, nikt poza tobą nie odważył się nigdy wystąpić do mnie z taką szczerością.
- Chyba niezbyt często miałeś ochotę słuchać innych.
- Pewnie masz rację. Jakoś tak jest na tym świecie, że w każdym zdają się być dwie różne dusze.
- Jak w tym roku sianokosy? - zmieniła temat Halla.
- Całkiem niezłe. W każdym razie starczyć powinno... Czy ty nie rozumiesz, co chcę powiedzieć, czy nie chcesz rozumieć?
- Powiedziałeś tylko, że to jakaś ważna sprawa. Tylko tyle zrozumiałam.
- Nie znam się na pięknych słówkach. Co mogłabyś pomyśleć o możliwości bycia moją żoną?
Halla wybucha śmiechem, a Bjorn oblewa się rumieńcem.
- Co w tym śmiesznego? - pyta.
- Chyba nie mówisz poważnie.
- Śmiertelnie poważnie. Zaraz skończę czterdzieści osiem lat. A i ty dzieckiem nie jesteś. Cóż może stać na przeszkodzie. Moglibyśmy połączyć w jedno nasze gospodarstwa.
- Dla połączenia farm mielibyśmy się pobrać?
- Nie przeczę, że chciałbym znieść granicę między naszymi gospodarstwami. Ale to nie jest główny powód. Nie, wcale nie... Ojciec już po drugiej stronie. Trudno być w pojedynkę, smutno, a ty jesteś jedyną w parafii, o której w ogóle pomyślałem w ten sposób. Jesteś zaradna, zdrowa, silna, dobrze wyglądasz. Co mi odpowiesz?
- To wymaga namysłu. Bo wszystko spada na mnie tak niespodziewane. Powiedzmy, że w ciągu trzech dni dam ci odpowiedź. Czy to cię zadowala?
- Naturalnie. Tak, tak, wszystko wymaga czasu; trzeba uporządkować myśli, tym bardziej, że nie zawsze byliśmy względem siebie przyjaźni... Teraz chyba lepiej rozumiem, dlaczego mówiłem, że za nadzorcę masz na farmie złodzieja. Ale z przykrością muszę stwierdzić, że moja podejrzliwość nie była taka bezpodstawna.
Bjorn wyciąga zza pazuchy list ozdobiony dużą pieczęcią.
- Przyszedł wczoraj.
Halla wyciąga rękę. - Mogę zobaczyć?
- To oficjalne pismo i nie powinienem go nikomu powierzać. Ale tobie chyba mogę zaufać.
Halla bierze pismo i czyta uważnie.
- Możesz nająć jednego z mych ludzi do pomocy przy segregacji zwierząt. Bo już będziesz musiała się obejść bez twojego nadzorcy. Szczęśliwie sędzia jest tu dziś obecny.
- Zachowam ten list.
- Żartujesz sobie. Rozumiem.
- Kari był tu więcej niż rok. To zręczny i pracowity człowiek. Dopóki tu jest, nie zlecę nikomu innemu pracy przy owcach. Pozostanie przy swoich obowiązkach i tej jesieni. Chcę mu dać szansę ucieczki. Tak jak mi doradzałeś trzy miesiące temu.
- Lecz sytuacja się zmieniła. Nie zapominaj o mej funkcji. Wtedy jeszcze nie było dowodów jego winy, a jedynie krążyły pogłoski, którym można było wierzyć albo nie.
Halla przykłada dłoń do czoła. - Ciągle nie mogę uwierzyć, że on jest złodziejem. - Oddaje list. - Bjorn, wyświadcz mi tę drobną przysługę... Odłóżmy tę sprawę, aż wrócimy do domu z owcami.
- Nie mogę tego uczynić.
- Być może będę ci się mogła odwdzięczyć.
- Nie mogę pojąć, dlaczego tak się litujesz nad jakimś zwykłym przestępcą.
- Też tego nie pojmuję. Zapytałeś mnie, czy zechcę być twoją żoną. To może tę pierwszą rzecz potraktujesz po mojej myśli!
- Sądzić by można, że prosisz o łaskę dla przyjaciela.
- Może rzeczywiści zależało mi na nim bardziej niż sądziłam. Ale jeśli pozwolisz mu uciec, nie będę miała nic przeciwko połączeniu naszych gospodarstw.
- Nigdy nie myślałem, że ten twój cały nadzorca okaże się sposobem na twoją rękę. Dobrze, gotów jestem przystać na ten warunek. Pobierzemy się i szybko o nim zapomnisz. Ale musi zniknąć stąd w ciągu doby. I żeby nigdy nie pokazywał się w tych stronach, bo jeśli tak się stanie, nie uniknie kary.
- O to nie musisz się martwić. Nigdy więcej się tu nie pojawi.
-Więc zapomnijmy o sprawie. Ocaliłaś go od więzienia. No i dobrze. Co się odwlecze, to nie uciecze. I tak tam kiedyś trafi. Nie tu, to gdzieś indziej. - Podchodzi do Halli. - Kto by pomyślał, że się kiedyś pobierzemy!
Próbuje ją objąć.
- Tak wiele nieoczekiwanych rzeczy się dzieje. - mówi i odsuwa się, widząc, że wraca Kari.
- W samą porę - woła Bjorn. - Z pewnością uraduje cię nowina, że twoja gospodyni wkrótce zamierza mnie poślubić.
- Co takiego? Co to ma znaczyć, Hallo? - pyta Kari.
- Nie spodziewałeś się - odpowiedział Bjorn. - Z moją drogą możemy się teraz pocałować.
- Nie, nie! - woła Halla, broniąc się przed zakusami Bjorna.
Kari łapie Bjorna za ramię. - Ten człowiek kłamie! Ona jest moja! - Odwraca się do Halli. - Nawet jeśli jutro się pobierzecie, i tak będziesz moją!
- Czyżby żona mego zmarłego brata stała się ladacznicą? - Oburzony Bjorn odchodzi.
- Bój się Boga, Kari! I coś narobił? Chciałam cię w ten sposób ocalić, obiecując, że zostanę jego żoną. Miałam nadzieję pomówić z tobą w domu. On ma list i zamierza oddać cię dziś sędziemu.
- Nie zdzierżę, jeśli cię tknie.
- Biegnij lepiej po konia i uciekaj! Mknij!
- To szaleństwo. Oni niezgorsze mają konie. Niech już się dzieje, co chce. Wyprę się wszystkiego.
- I co z tego? List dobitnie dowodzi, że chodzi o ciebie. Nie ma mowy o pomyłce. Przeczytałam wszystko.
- Naprawdę chciałaś wyjść za niego, by mnie ratować?
- Okłamałam go przecież. Jedynie co czuję do niego to nienawiść. Chciałam uciec z tobą.
- Kocham cię, Hallo.
- Co teraz zrobimy? - pyta z przestrachem. - To moja wina, że cię tu zatrzymywałam. Boże, co za nieszczęście. - Płacze.
- Nie można płakać. Nawet jeśli by mnie mieli skazać na śmierć, nie będę żałował, że tu zostałem. - Całuje dłonie Halli. - Nigdy, przenigdy nikt mi nie odbierze tego ostatniego lata, które tu spędziliśmy razem, tak blisko siebie.
- Ale czy jest jakieś wyjście? Mów, że naczelnik to twój zapiekły wróg, że spreparował list.
- No przecież sama wiesz, że to na nic... Tak, tak, wierzę, że Bóg ma wolę, byś nie uciekała ze mną. Opowiadałem ci bajki o pięknych krajobrazach tam, we wnętrzu kraju, nic nie wspominając o tamtejszych potwornościach, o piaskowych burzach, co sprawiają, że świat wygląda tak, jakby ogarnął go pożar, o nocach letnich, co raptem umieją przemienić się w zimę, o widmie głodu, co nieustannie kładzie się cieniem na życiu... W takich warunkach szybko byś mnie znienawidziła.
- Nie chcę nawet tego słuchać. - Po chwili szepcze przestraszona. - Nadchodzą!
cdn
Komentarze
Prześlij komentarz