Eyvind z Gór (6)



Pędzi, pędzi obrażony Bjorn, pokazując paluszkiem jak podstarzały skarżypyta. Za nim podąża wabiony przez tę złośliwość sýslumaður, który w tej sprawie musi odegrać rolę sędziego. Oczywiście awantura budzi ciekawość, lecą więc i gapie: chłopi, gospodarze, baby, parobkowie...

- O, tu jest, oto on, to ten człowiek - woła Bjorn.

Sędzia zbliża się do Karego. - Utrzymujesz, że na imię ci Kari, tak? - Pokazuje mu ozdobiony pieczęcią list. - Wedle tego pisma jest jednak, jak mi mówią, inaczej, bo w nim mowa o kimś o imieniu Eyvind. I tu stoi, żeś zbiegłym jest złodziejem.

- To kłamstwa - odpowiada Kari.

- Niech sędzia sam przeczyta - przynagla Bjorn.

Sędzia obrzuca go surowym spojrzeniem, po czym otwiera list i czyta go mrucząc sobie pod nosem. Od czasu do czasu zerka też na Karego.

- Co ten sędzia tam mruczy? - niecierpliwi się jakiś wieśniak.

Bjorn objaśnia wieśniakowi rzecz: - Wczesną wiosną przybył tu człowiek, co rozpoznał w tym tam zbiegłego złodzieja. Pchnąłem stosowne pismo do odpowiednich czynników, by ostatecznie całą sprawę rozwikłać. I oto jest odpowiedź.

- Opis pasuje do ciebie - mówi sędzia. - A wiesz, co to oznacza. Moim obowiązkiem jest pojmać cię i aresztować.

Szum rozchodzi się wśród zgromadzonych ludzi.

- Ja bym w to nie wierzył - mówi ktoś.

- To do naczelnika przyszło? I skąd ten list?

- Z południa, z twoich rodzinnych stron.

- A ja jestem ze wschodu, a na południu nigdym nie był.

- Musi być fałszywy ten list - ktoś chce zawyrokować.

- O, nic z tego. List jest prawdziwy. Z pieczęcią. Nie ma mowy o fałszerstwie... Czy ten człowiek - teraz zwrócił się sędzia do Halli - czy ten człowiek jest na służbie u was? Czy sądzisz, że to złodziej? Dał się poznać od tej strony?

- W żadnym wypadku. Okazał się być uczciwym, zdolnym, pracowitym człowiekiem, godnym najwyższego zaufania. Ja w to złodziejstwo po prostu nie wierzę. Ludzie! Ludzie, czy wy moglibyście w coś podobnego uwierzyć?

- Nie, nie wydaje się złodziejem. - Wszyscy raczej wierzyli w jego niewinność.

- Ja tego w każdym razie nie rozstrzygnę - zakomunikował sędzia. - Jedyne, co muszę w tej sprawie uczynić, to zadbać, by stawił się ten człowiek przed obliczem władz w swoim okręgu, słowem wypada mi posłać tego tu... Eyvinda tam, gdzie jego dom... Możesz ręczyć za niego, Hallo? Musi dwa dni zaczekać, bo chwilowo nie dysponuję ludźmi, którzy mogliby go przewieźć na południe.

- Jestem pewna tego człowieka.

- No, to chyba nie jest za rozsądne - odezwał się na to Bjorn - żeby pozostawiać go pod nadzorem kobiety! Jeśli sędzia łaskawie się zgodzi, chętnie zabiorę zbiega do siebie i tam przypilnuję, żeby nie uciekł.

- A co to naczelnik sobie pozwala? Będzie radził sędziemu, co ma czynić? Niech poręczeniem za Karego będzie cały mój majątek.

- Cisza! - zawołał sędzia, widząc, że Bjorn znów zamierza coś powiedzieć. - Na tobie, pani, spoczywa odpowiedzialność. Powierzam pani opiece tego człowieka.

- Muszę powiedzieć, że poprzedni sýslumaður nigdy nie pozwalał sobie na zwłokę przy takich sprawach - uszczypnął Bjorn.

Tak czy owak władza wyraziła się dostatecznie precyzyjnie i nie zamierzała dyskutować z niższymi rangami... Odezwała się naraz Halla do zaaferowanych ludzi: - Moi drodzy! Przybyliście tu, by wysłuchać fałszywych oskarżeń, lecz zamierzamy zapewnić wam ciekawszą rozrywkę. Zobaczycie oto bowiem, jak sam naczelnik stanie do zapasów z tym tu człowiekiem, którego ośmiela się nazywać złodziejem.

- Ty chyba oszalałaś! - żachnął się Bjorn. - Ani mi się śni go dotykać.

- Mój szwagier dał mi przyrzeczenie ostatnią wiosną, że gdy przyjdzie jesienią czas na réttir, stanie do walki z Karem. To był zakład, a teraz się wycofuje. Co o tym sądzicie?

- Uczciwy człowiek nie zabawia się ze złodziejami - odpowiada Bjorn.

- Boś go nazwał tak. Nie większy on złodziej od ciebie. Ja cię też tak nazwę. Będziesz nim? Cieszy się - mówi teraz do ludzi - ulżyło mu, bo się wymigał od zapasów.

- Za to ty sobie, Hallo, z nim zapasy urządzisz dziś nocą. Nieprawdaż?

- Drogo za te słowa zapłacisz - warknął Kari.

- To tchórz! On jest tchórzem! - rozlega się wokół. Wtóruje tym zawołaniom rechot.

- Co? Jeszcze nikt nie ośmielił się nazwać mnie tchórzem. - Wściekły Bjorn zrzucił z siebie wierzchnie okrycie. - Stawaj!

Wrogowie szybko jęli się przepychać, obłapiać, otoczeni rozochoconą ciżbą. Wszystko zginęło w tłumie, tak że ci, stojący dalej, ledwie mogli zobaczyć czubki głów walczących zapaśników. Wreszcie nastąpiła cisza, a potem rozległ się okrzyk: - Kari! Kari wygrał! - Znowu cisza. - Pomocy, bo Bjorn chyba ranny!

- Myślę, że ma dość - powiedział, zbliżając się do Halli Kari.

Jakiś chłop mówi, że Bjorn chyba nogę złamał.

- A mówiłem, wołałem, żebyście nie szli tam w te głazy - powiedział rozemocjonowany Jon.

- Jeszcze się porachujemy, Hallo - odgraża się w tej chwili pokonany Bjorn.

- Dobrze mu tak - rzekł Arnes.

- Twarde na twardym, rzekła stara baba, siadając na kamieniu - ozwał się zawiany Arngrim.

Podbiega chłopak bliski płaczu i obejmuje Karego: - Ty nie jesteś złodziejem!

- Nie, nie - odpowiada Kari i głaszcze chłopca po głowie.

Halla w tym czasie zwraca się na stronie do Arnesa: - Chciałam cię o coś prosić. Trzeba zadbać, by owce na noc zagnać do domu. Nie chcę, by Kari tu dłużej przebywał.

- Jasne. Doglądnę wszystkiego - odpowiada, po czym zwraca się do Karego: - Chciałem cię ostrzec przed tym, co cię właśnie dopadło...

- Wiem. Dobrze chciałeś.

- Mogę wrócić z Karem do domu? - prosi chłopiec.

- Nie, musisz tu pomóc - odpowiada Halla. - Ja pójdę do domu. - Śmieje się. - Wszak to do mnie należy pilnowanie więźnia. A ty konie nam sprowadzisz... A z tobą co, Arnes? Jeździsz konno?

- I owszem - Mruga porozumiewawczo.

- Więc zabierzesz też konia. Dopędzisz nas...

- Co to za zamieszanie, co się dzieje? - dopytuje się Gudfinna.

- Jesteś, Gudfinno - mówi Halla. - Zawsze podobała ci się skrzynka, w której mój mąż nieboszczyk trzymał pieniądze. Jak wrócimy do domu, chcę, żebyś ją wzięła, razem z zawartością. Zatrzymaj ją.

- No ale przecież ty tam teraz trzymasz swoje pieniądze.

- Nie wszystkie. Wzięłam część, bo i sporo owiec zamierzałam dziś kupić.

- Ja już się chyba na dobre starzeję. Nic a nic nie rozumiem.

- I nie gadaj z nikim czy poszliśmy już do domu, czy nie. Dość jest tu zamieszania i roboty jeszcze.

- Niech cię Bóg ma w swej opiece. - mówi Gudfinna i ściska dłoń Halli.

- I my się zbieramy - mówi Arnes do Arngrima.

- Jeśli ci się zdarzy pobłądzić, nie zgub jej we mgle - przestrzega jeszcze Arngrim. - Powodzenia, powodzenia...

- Co zamierzasz, jadąc teraz do domu? - pyta Kari.

- Dzięki Bogu dobre mamy konie. Przed nocą ludzie nie dotrą tam z owcami. I nie będą nas szukać, aż dopiero rano. Zyskamy na czasie. Mamy dobry początek. Pieniędzy jest dość, więc na bok troski.

- Nie możesz uciekać ze mną. Nie wiesz, co to znaczy.

- Ech, ty wielki dzieciaku. Myślisz, że tego nie rozważyłam? Jeśli nie pozwolisz mi z sobą zbiec, wtedy poślubię naczelnika.

Kari klęka przed nią.

- O, Halla, Halla!

Halla milczy przez chwilę, bierze głęboki oddech. Niemal zachłystuje się rześkim powietrzem.

- Dziś wieczorem ty i ja ujdziemy w góry!

cdn

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Den kjøttetende hesten, czyli mięsożerny koń. Svalbardzkie historie Sundmana

Breiðfjörð