Galdra - Loftur (2)
W drzwiach pojawia się Olafur. Zatrzymuje się w progu na widok Lofta i Steinunn.
- Spodziewałem się, że nie będzie cię w kościele. Przeszkadzam?
- Nie, nie - odpowiada lekko zakłopotany Loftur.
Olafur czoło ma chmurne. - Przede mną nie musisz udawać. Dobrze wiem, że się kochacie.
Loftur milczy. Steinunn patrzy przez chwilę na niego, po czym wychodzi, mijając w drzwiach Olafa.
- Nie musisz wychodzić tylko dlatego, że przyszedłem.
Steinunn jednak się nie zatrzymuje.
- Loftur, jestem tu, żeby szczerze porozmawiać z tobą o sprawie, która od dłuższego czasu mnie dręczy - mówi Olafur, wchodząc do pokoju, po czym siada na ławie i milknie.
Loftur bierze krzesło i siada obok niego. - Co to takiego, Olafie?
- Chyba już miesiąc była tu Steinunn, kiedy wróciłem z podróży zza gór. Od razu zauważyłem, że się zmieniła. Rozmyślnie mnie zaczęła unikać. A wcześniej, ilekroć się spotykaliśmy, była taka otwarta. Wiesz, jak pragnienie potrafi zaślepić człowieka? Ależ był ze mnie głupiec, kiedy tak myślałem, że zrobiła się taka zamknięta w sobie i nieśmiała, bo odkryła, jak bardzo ją kocham.
- Olafie! - Loftur chce wstać.
- Nie, nie przerywaj mi.
Loftur siada na powrót na krześle.
- Szybko się zorientowałem - kontynuuje Olafur - że to za tobą wypatruje sobie oczy. Wtedy zniżyłem się do czegoś, o co nigdy wcześniej bym siebie nie podejrzewał. Zacząłem ją szpiegować. I zobaczyłem was raz o poranku. Całowaliście się. Pewnie myślałeś, że nikt was nie widzi.
- Czy to jakieś przestępstwo? - pyta Loftur pogardliwie i wstaje.
Olafur także się podnosi. - Od tamtego momentu walczę z samym sobą. Bo zrazu zacząłem nienawidzić. Więc czyniłem wysiłki, by wykorzenić z serca to uczucie. Ale to zupełnie jakbym próbował usunąć kamień z grząskiej ziemi. Przy każdej próbie kamień zapada się głębiej. - Po tych słowach milknie i znów siada na ławie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie będę żywić urazy. Byłeś zawsze moim przyjacielem. Pozwól mi zrozumieć tylko, że nie mogłeś inaczej postąpić. Jeśli usłyszę to z twoich ust, będę się starał ci wybaczyć.
- A czy ja potrzebuję twojego przebaczenia? - pyta tym samym pogardliwym tonem Loftur.
Olafur z trudem nad sobą panuje.- Masz nieczyste sumienie. Odkąd wróciłem, unikasz mnie, nie chcesz być ze mną sam na sam. Jakże często człowiek zaczyna nienawidzić tego kogoś, kogo właśnie skrzywdził.
- O co ty mnie oskarżasz?
- Kiedy byliśmy dziećmi, bawiliśmy się w ślub. Pamiętasz? Ty chciałeś ożenić się z zagraniczną księżniczką, ja zaś pragnąłem pojąć za żonę tylko ją, małą Steinunn, moją kuzynkę.
- Możesz mieć zagraniczną księżniczkę.
Olafur nadal musi się wysilać, by nie zrobić jakiegoś głupstwa. - Wiesz, że to ja ją tu sprowadziłem. Dokuczałeś mi z jej powodu, ilekroć wspominałem jej imię. - Ze złością dodaje: - Wiesz, że ją kochałem z całego serca. I nie będziesz chyba aż takim cynikiem, by temu zaprzeczać.
- Nie wiedziałem, że aż tak bardzo kochałeś Streinunn - odpowiada niepewnie Loftur. - Czemu mi się z tego nie zwierzyłeś? - pyta zaraz potem z pretensją w głosie.
- Wiedziałeś, że była jedyną kobietą, którą kochałem. Czy to nie dość? - Zaczyna wspominać ze smutkiem: - W dzieciństwie, gdy któryś z nas znalazł gdzieś jakiś rzadki kwiatek albo dorodną kępkę jagód, zamawiał sobie to miejsce jako swoją własność. Czasami obdarowywaliśmy się naszymi znaleziskami. Ale nigdy ich sobie nie kradliśmy. - I z goryczą dodaje: - W tamtych czasach nie potrzebowaliśmy żadnych płotów chroniących nas przed sobą.
- Nie byłem panem samego siebie - mówi cicho Loftur.
- Starałem się jakoś cię usprawiedliwić. Jesteś młodszy ode mnie, masz gwałtowną naturę. Wysilałem się, by wejść w twoje buty. Czy sam mógłbym zrobić to mojemu przyjacielowi? I dlaczego ta miłość musiała przyjść teraz? W końcu widziałeś ją wcześniej. Czy próbowałeś przekonać siebie, że była mnie warta? Czy jesteś jak dziecko, które tym bardziej cieszy się zabawką, kiedy wie, że inne dziecko chciałoby ją mieć?
- Nie oszczędzasz mnie.
- Czemu się nie bronisz?
- A co chciałbyś, żebym powiedział?
- Oczekiwałem cię każdego dnia. Lecz nie zadowoliłeś się tym, żeś mi skradł Steinunn. Okradłeś mnie także ze swojej przyjaźni. Nie chciałem cię widzieć jako pokutującego grzesznika. Chciałem widzieć was oboje szczęśliwych. Myślę, że mógłbym uścisnąć twoją dłoń jak brat.
- Wiem, że źle wobec ciebie postąpiłem - odparł Loftur, poruszony nieco emocjonalnym wyznaniem Olafa, do którego podchodzi teraz i pyta przytłumionym głosem: - Potrafisz mi wybaczyć, Olafie?
Olafur milczy.
- Sam przez to cierpiałem - mówi Loftur, odwracając twarz.
- Będę się starał pozostać twoim przyjacielem.
Nastaje krótka pauza, po której Olafur wskazuje na regał z książkami. Pyta już nieco odmienionym głosem: - Musisz aż tyle czytać? Nawet nie pozwolisz sobie na spoczynek nocą.
- Czytam więcej niż wymaga tego szkoła.
- Śmiałbyś się i wściekał jednocześnie, gdybyś wiedział, co parobkowie o tobie gadają.
- A co ci parobcy prawią? - pyta po pauzie Loftur.
- Martwią się o ciebie. Sądzą, że masz jakieś konszachty z nadprzyrodzonymi siłami.
- Drugi raz to dziś słyszę. Doszło to do uszu biskupa albo mego ojca?
- Jeszcze nie.
Loftur śmieje się trochę zbyt głośno. - Bawi mnie to, że parobkowie tak się o mnie troszczą. - Klęka obok rozłożonych na podłodze książek i chowa je z troską do skrzyni.
- Powiedziałem im, że to bzdury - zapewnia Olafur. - Bo czemu to miałbyś próbować nawiązywać kontakty z siłami ciemności? Ty, który masz wszystko, czego zapragniesz? Tak czy owak sam nie wierzę w żadne nadprzyrodzone moce, ani dobre, ani złe.
- Gdy gotowaliśmy szpony sokoła i jedliśmy je potem, by uczynić nas silnymi, znałeś wszystkie moje życzenia.
- Chcesz powiedzieć, że teraz o nich nie wiem?
Loftur patrzy znad książek. - Czy kiedykolwiek chciałeś poznać sekrety, które znają tylko zmarli?
- Martwi nie mają żadnych tajemnic - odpowiada zimno Olafur.
Loftur podnosi się. - Jesteście tacy mądrzy w swych sądach. Dobrzy ludzie idą do nieba, źli smażą się w piekle. Ale moje książki ukazują mi całkiem coś innego. Pewnego razu ze starego grobu wykopano czaszkę. Była brunatna ze starości. Twarz już dawno temu zgniła, ale oczy patrzyły żywe, rozjarzone i pełne grozy. Karą dla tego człowieka było to, że jego dusza nie mogła opuścić ciała.
- Naprawdę wierzysz we wszystko, co jest napisane w książkach?
- To szczególnie zapadło w moją pamięć, głębiej niż wiele innych rzeczy, których prawdziwości jestem pewien. - Otwiera jedną z książek i z pieszczotą odwraca jej stronice. - Dla niektórych te znaki są jak pełne tajemnic ślady ptasich stóp na plaży. Jednak do mnie przemawiają jak żywe. Raz mnie radują, raz smucą. Przekazują mi wiedzę minionych wieków. Dusze zmarłych żyją w księgach.
- Tak, albo łgarstwa zmarłych - dodaje pogardliwie Olafur.
- Nie wierzysz w nadprzyrodzone moce - odzywa się Loftur po chwili. - Ale nie zaprzeczasz, że tam, pod ziemią, jest ogień, pod twoimi stopami, nawet jeśli byś go nigdy nie zobaczył. - Chichocze. - Pokazuje się tylko jak czerwona kocia łapka, gdy się chce z nami pobawić. Jego natura jest destruktywna. A jednocześnie zmuszony został do tego, by ludziom służyć. Kiedyś, na początku dziejów, jakiś mądry człowiek musiał go ujarzmić przy pomocy magii. Jeśli wyjawię ci - dodaje tajemniczym głosem - jeśli wyjawię ci, że ogień, ten w ziemi, jest niczym innym, tylko cieniem diabła, może zdołasz mnie zrozumieć.
- Zaczynam się obawiać o twój zdrowy rozsądek.
Niepomny słów Olafa Loftur mówi dalej: - Bóg stworzył człowieka z gliny. Ale potem glina została wypalona w ogniu. Z tego powodu niewielu ludzi potrafi zapanować nad sobą. Wyobraź sobie istotę, która ma ogień jako cień! Gdyby tylko człowiek mógł ją opanować, okiełznać. Jesteś miłośnikiem koni. Umiesz zapanować nawet nad najdzikszym z nich. Postanowiłem osiodłać ciemność.
Olafur podchodzi do Lofta i przemawia doń łagodnie: - Niepokoję się o ciebie, Lofcie. Nie żyjesz w prawdziwym świecie, tylko w świecie dzikich snów. Przemęczasz się. Potrzebujesz odpoczynku.
- Nie wiesz nigdy, ile można stracić w jednej chwili nieuwagi. Być może to był moment na odkrycie jakiejś wielkiej prawdy, a tymczasem nikt nie był gotów na jej przyjęcie. Nawet nie wiesz, jak często musiałem walczyć ze snem, kiedy ten już zdawał się mnie pokonywać. Nienawidzę snu, bo sen kradnie mi czas. A wy wszyscy żyjecie tak, jakbyście mieli całą wieczność do zmarnowania.
- Praca i odpoczynek powinny iść ręka w rękę. Pamiętaj - twoim obowiązkiem jest dbać o siebie, poprzez troskę o tych, których kochasz.
Loftur się irytuje. - Nie ma co sobie strzępić języka. Nigdy się nie zgodzimy. - Siada przy stole i otwiera książkę.
- Ja tylko cię ostrzegam. Twój ojciec ma wielki autorytet, ale jak wszystko, i to ma swoje granice. Jeśli biskup posłyszy to, o czym trajkoczą parobkowie, może to być niebezpieczne dla ciebie.
- Jesteś jak płynący strumień, który nigdy się sobą nie znuży. Co złego mogą o mnie powiedzieć parobcy? Nic. Widzicie duchy, ty i Steinunn. Nudzicie mnie. - Pochyla się nad książką.
Olafur milczy przez moment. W końcu odzywa się, a jego głos nabiera mocy, zaś słowa sypią się zimne jak lód, kiedy zbliża się do Lofta. - Steinunn cię nudzi?
Loftur czyta, nie odpowiadając. W ciszy słychać odgłos końskich kopyt. Tętent narasta. Loftur patrzy w górę. - Kto tak późno przybywa do kościoła?
- Spodziewałem się, że wymawiając jej imię sprawię, że pojaśnieje ci twarz - mówi Olafur poruszony. Chwyta Lofta za ramię i usiłuje zmusić go do wstania. - Używasz jej jak zabawki?
- Co się z tobą dzieje, człowieku? - rzuca pytanie zdziwiony Loftur.
- Nie znam już twoich życzeń. Tak jak ty nie znasz moich. - Puszcza Lofta.
- Od kiedy to jesteś moim opiekunem?
- Skradłeś mi kobietę, którą kocham. Jeśli nie będziesz dla niej dobry, zapłacisz za to. - Łamie drewnianą oprawę książki i ciska nią o podłogę.
- Zwariowałeś? - Schyla się, żeby podnieść książkę.
cdn
Komentarze
Prześlij komentarz