Galdra - Loftur (6)




Steinunn wstaje z klęczek. - Gdybym tylko była tak ładna jak biskupia córa.

- Tak, jest ładna - mówi Loftur, przechadzając się i dodaje, obejmując się rękami - I ty też ładna jesteś.

- Co mi chciałeś powiedzieć?

- Postanowiłem dziś z tobą porozmawiać... Tak, gdybyś tu nie przyszła, ja bym cię poszedł szukać.

Steinunn odsuwa na bok wiaderko i siada.

- Miałem powody - zaczyna Loftur ze smutkiem - by wierzyć, że cię kocham. Postawiłaś wszystko na mnie. To mnie teraz wypełnia żalem, Steinunn. Jednak muszę wyznać prawdę. Nie kocham cię.

- Wiedziałam - odpowiada stłumionym głosem Steinunn.

- Nigdy niczego nie żądałaś. Ufałaś mi. Gdyby tylko zaufanie wystarczyło, by rozpalić miłość, musiałbym cię pokochać.

- Wczoraj zdałam sobie sprawę, że mnie nie miłujesz. Ale łudziłam się, że mi tego nie powiesz.

- Jeszcze rankiem wszystko wydawało się takie proste. Lecz kiedy weszłaś do pokoju i ujrzałem twoją twarz, pojąłem rozmiar swojej winy. - Idzie pod okno. Przystaje tam.

- Powinnam była skrywać swoje uczucie - oznajmia Steinunn, wstając.

Loftur odwraca się w jej kierunku. - Cokolwiek o mnie pomyślisz, nie powątpiewaj nigdy w moją szczerość. 

- Kochasz się w córce biskupa - zauważa Steinunn chłodno.

- Czy moglibyśmy rozstać się bez goryczy? Bądź wspaniałomyślna i zapomnij o tym, co zaszło między nami.

Steinunn chwyta się oparcia krzesła. - Co zaszło między nami? Nauczyłeś mnie przyjemności grzechu. Mój lęk był jak mgła, co spowijała wszystko wokół, przez co ty i moje szczęście zdawały się jeszcze większe. Twoje pieszczoty były wyzwaniem dla mego sumienia. Oblewałam się rumieńcem wstydu, ilekroć myślałam o mej matce, ale w tym samym czasie, za jednym zamachem mogłam płakać z radości. A teraz prosisz mnie, bym zapomniała?

- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Myślałem, że cię kocham - mówi przygnębiony Loft.

- Myślałeś? Nie wiedziałeś tego?

- Cóż tam mogłem wiedzieć, poza tym, com myślał. Człowiek nie jest panem swoich uczuć.

- Pewne czyny wzmacniają uczucia. Wszystkiego ode mnie oczekiwałeś, nie dając prawie nic w zamian. Czemu nie powiedziałeś o mnie ojcu? Gdybyś się odważył ze względu na mnie, inaczej byś się teraz wobec mnie zachowywał.

- Nie zrozumiałabyś, dlaczego to byłem zmuszony milczeć.

- Nie odrzucaj mnie, Loftur! Będę dobrą żoną. Jeśli dotknęłyby nas bieda i smutek, podzielę je z tobą tak samo jak bogactwo i szczęście. Obawiam się, że po prostu się mnie wstydzisz. I dlatego mnie nie kochasz. Ale nie będziesz musiał się wstydzić. Zobaczysz. Jeśli będę mogła być twoją w oczach wszystkich mężczyzn, nie znajdziesz dostojniejszej kobiety ode mnie. - Robi krok. - Cokolwiek uczynię, będzie jak hymn pochwalny na twoją cześć. 

- Myślisz, że się ciebie wstydzę, a mimo to możesz mnie nadal kochać?

- Dałam ci tak wiele, że teraz nie mogę pozwolić ci odejść. Powinieneś być dla mnie dobry, Loftur. Wszyscy w mojej rodzinie mają skłonność do rozmyślań i dzielenia włosa na czworo. Nie wiem, jak bym zniosła porzucenie. Złośliwe i obłudne współczucie z pewnością by mnie zabiło.

- Ludzie nie okazują współczucia, gdy o czymś nie wiedzą.

- A wiedzą więcej niż myślisz. Słudzy i zazdrośnicy mają tysiąc oczu. Próbowałam zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, ale nikt mej przyjaźni nie odwzajemnił. Oni mnie nienawidzą. 

- Ich opinia tak wiele dla ciebie znaczy? Myślałem, że jesteś inna niż wszyscy.

- Bóg czasami jest tak daleko, ale ludzkie opinie zawsze są obecne. Miejże litość nade mną!

- Wyrządziłem ci krzywdę. Proszę cię, abyś mi wybaczyła, jeśli to tylko możliwe. Lecz nie możesz oczekiwać, że ożenię się z tobą z litości. To szczęścia by ci nie przyniosło.

- A czy to tak wygląda, że myślę o szczęściu?

- Będę z tobą szczery - odpowiada Loftur matowym głosem. - Potem mnie osądzisz, jak tylko zechcesz. Zapytałaś mnie czy kocham córkę biskupa. Biedna dziewczynka w wytartych ubraniach sprawiła, że moje serce zadrżało z radości! Wczoraj, kiedy we własnej osobie pojawiła się w pokoju, byłem jak ślepiec, który odzyskał wzrok. 

- Córka biskupa jest bogatsza i lepiej urodzona niż ja.

- Tak mnie nisko oceniasz?

- Skąd mam wiedzieć, co kryje się w słowach, którymi zasłaniasz się jak tarczą? Gdybyś był dość szlachetnym duchem i uznał wszystkich za równych sobie, bo po prostu jesteśmy ludźmi, nie byłoby w twoim umyśle wątpliwości, jak właściwie postępować. Twoje uczucia są jak ruchome piaski - dzisiaj to, jutro coś innego. Powinieneś budować swój dom, mając za oparcie obowiązek i honor.

- I żyłabyś ze mną, gdybym stał się złymi i ambitnym człowiekiem? Gdybym zaryzykował swoją duszę, żeby zyskać władzę nad ciemnością?

- Co takiego masz na myśli?

- Jesteśmy niczym innym tylko cieniem rzeczywistości - mówi z jakimś ogniem w wyrazie twarzy Loftur. - Rzeczywistość składa się z dwóch wiecznych mocy; Dobra i Zła, co pospołu stworzyły duszę. Zło jest najbliższe ludziom, tak samo jak ziemski ogień bliższy jest nam niż słońce. Zło może osiągnąć doskonałość. Ale najświętszą pasją człowieka musi być jego pasja do Dobra. - I dodaje z grymasem: - Kiedy poczułem, że jestem z tobą związany, moje myśli coraz bardziej skłaniały się ku ciemnościom.

- Więc to ja jestem temu winna?

- Twojej winy w tym nie ma. - Chodzi, niespokojny, tam i z powrotem. - Dałem się zwieść zaczarowanemu obrazowi w płynącej wodzie.

- I to ja jestem tym obrazem?

- To nie wspomnienie twojej duszy nie pozwalało mi spać nocami.

- Czy kiedykolwiek pytałeś o moją duszę?

- Wierz mi, Steinunn, gdybyśmy mieli razem żyć, dręczylibyśmy się nawzajem. Stalibyśmy się źli.

- Czy powiedziałeś córce biskupa, że ją kochasz? - pyta nieco podejrzliwie Steinunn.

- Tak, powiedziałem - odpowiada po pauzie Loftur.

- Poprosiłeś ją, żeby była twoją dziewką?

Loftur odwraca się i idzie w stronę drzwi. Stainunn staje mu na drodze.

- Próbujesz zbiec?

- Precz!

- Czemu mnie siłą nie przesuniesz na bok?

Twarz Lofta naraz ciemnieje i staje się dziwnie obca. Jego oczy błyszczą złowrogo i jakby w półśnie Loftur wyraża życzenie: - Chcę, byś umarła! - A chwilę później na jego twarzy maluje się przerażenie. Wraca w głąb pokoju i saida na ławie. Twarz chowa w dłoniach.

Steinuum stoi przy drzwiach. Potem podchodzi do Lofta. - Powiedziałeś mi raz, że jestem dumna. Czy sądzisz, że przez ciebie wyrzuciłam swoją dumę za burtę? - Zaczynają drżeć jej policzki i płyną po nich łzy. - Byle pardwa wiele potrafi uczynić, by osłonić swe pisklę. Nietrudno się o tym przekonać. Noszę pod sercem dziecko. - Pada na kolana ze szlochem.

- Boże, ratuj! - woła Loftur, wstając.

Szloch Steinunn cichnie. Deszcz siecze o szyby. Loftur z oddali patrzy z cieniem współczucia.

- Gdybyś była kimś obcym, mógłbym cię pocieszyć - mówi do ciągle płaczącej Steinunn.

- Wiem o tym od przeszło miesiąca. Ale nie mogłam się zdobyć na to, by ci o tym powiedzieć. Czekałam na ten dzień, kiedy prawdziwie mnie pokochasz, tak bardzo, aż bym mogła wierzyć, że to radość dla nas obojga. 

- Musimy być mocni. Nie możemy pozwolić losowi, by nas pokonał - rzecze i dodaje ze zniecierpliwieniem w głosie: - Przestańże już płakać!

Steinunn cichnie. Robi wszystko, aby powstrzymać płacz. 

- Czy ktoś jeszcze o tym wie?

- Nie.

Loftur chodzi po pokoju, od czasu do czasu przystając w trakcie mówienia. Zdecydowany ton jego głosu przypomina głos jego ojca. - Będziesz musiała stąd wyjechać. Nie ma innego sposobu, by zatrzymać to w tajemnicy. Później porozmawiam z ojcem i poproszę go o pomoc. Będzie musiał znaleźć jakieś miejsce, dobre na schronienie dla ciebie. Nikt poza naszą trójką nie będzie o niczym wiedział. A kiedy urodzi się dziecko, dopilnuję, by znalazło się w dobrych rękach. Ojciec dał mi pieniądze, więc nie trzeba się już o nie troszczyć. Obiecuję, że nie będziesz musiała się martwić o dziecko. Najtrudniejszą rzeczą w tym wszystkim będzie zadbanie o to, byś odeszła stąd bez zwracania na siebie uwagi.

- To jest najtrudniejsze?

- Tak, to jest najtrudniejsze - potwierdza szorstko. - Ale i z tym sobie jakoś poradzimy. Kiedy ojciec wróci z podróży, powie, że któryś z jego przyjaciół prosił go o znalezienie służącej na zimę. I poprosi o ciebie.

- Tak to wiele dla ciebie znaczy... Że wyjadę?

- Musisz wyjechać. Dla naszego dobra, twojego i mojego.

- Dajmy mnie na ten czas spokój. Wystarczy słowo, a zostaniesz wyrzucony ze szkoły, mimo żeś synem samego zarządcy. Biskup nie czyni różnicy między bogatymi a biednymi. A jego żona gorliwie wystąpi przeciwko tobie. I wszystkie twoje nadzieje obrócą się wniwecz. Będzie to wielkie rozczarowanie dla twojego ojca. A starzy ludzie są szczególnie wrażliwi, gdy idzie o rozczarowania. - Śmieje się - Mogą nawet od tego umrzeć. Jesteś jego jedynym synem i jego imię okryjesz hańbą. A do tego jeszcze jest córka biskupa, która uważa cię za człowieka honorowego. Nie ma nic bardziej gorszego od odkrycia, że człowiek, którego kochasz, jest zwykłym łajdakiem. Jeśli przemówię, nie tylko ją stracisz, także strujesz resztę jej życia.

- Ty mnie nienawidzisz.

Steinunn nie może się powstrzymać: - Twoje własne nienarodzone dziecko nienawidzi cię poprzez moją duszę.

- I co osiągniesz, niszcząc mnie? - pyta po pauzie Loftur. - Samą siebie poprzez to zniszczysz. Tylko po to, żeby się zemścić?

- Nie chcę cię niszczyć - mówi Steinunn już nieco ciszej. - Ty lub twój ojciec, któryś z was niech dopilnuje, by jakiś pastor udzielił nam potajemnego ślubu. Jak już będę twoją żoną, mogę wyjechać, gdziekolwiek zechcesz.

- Chcesz mnie zastraszyć, aby mnie poślubić?

- Jest napisane, że żona winna być posłuszna mężowi. Nigdzie natomiast nie jest napisane, że posłuszna ma być dziewka.

- Do tej chwili współczułem ci. Ale teraz nie żywię już żadnych uczuć.

- Bez znaczenia są dla mnie twoje uczucia. Przedkładam sprawę pod twój sąd. Pamiętaj, że teraz jestem bogatsza niż przedtem. Twój honor i twoja przyszłość są moim posagiem.

- Nawet gdyby cały majątek biskupa był twoim posagiem, nie ożeniłbym się z tobą. - Odwraca się.

- Nie chcę, by moje pierworodne dziecko było bez ojca. Sądzę, ze twój ojciec będzie podobnego zdania. Będzie przekonany, iż to twój obowiązek uznać to dziecko. Bo nie zaprzeczysz, żeś jego ojcem. - Wstrzymuje oddech.

- Nie, nie zaprzeczę - mówi Loftur i siada.

Steinunn oddycha głęboko . - Poczekam tyle lat, ile zechcesz. Pewnego dnia, kiedy powrócisz z dalekich krajów, ludzie będą podziwiać cię za to, żeś poślubił miłość swej młodości. - biedną kobietę.

- Sumienie podpowiada mi, że powinienem odrzucić wszelkie nadzieje na szczęście i wypełnić swój obowiązek. - Wstaje. - Jednak nie mogę tego uczynić. Nie zrobię tego! Nie wiem czy moje sumienie ma rację. Nazwałaś mnie łajdakiem. Wszyscy pewnie się z tym zgodzą. Nie obawiam się tego. Gdybyś od razu powiedziała o ciąży, nie padłyby te wszystkie złe słowa i mógłbym być tak słaby, że spełniłbym wszystkie twe oczekiwania, swój obowiązek. Nie wiem. Nie dbam o to. Możesz zniszczyć moją przyszłość. Możesz unieszczęśliwić mojego ojca. Możesz zabrać mi kobietę, którą kocham. Ale nie masz mocy, aby powstrzymać mnie od życia i pracy w samotności, z tymi wszystkimi wspomnieniami, co są najczystszą, najpiękniejszą rzeczą, jaką posiadam.

- Zapomniałeś o dziecku? 

- Obiecałem ci, że dostanie się w dobre ręce - do ludzi, którzy dadzą mu o wiele więcej miłości niż ja mógłbym mu dać.

- Ileż to miłości mogą dać, skoro biorą je za oznaczoną cenę? A jeśli to źli ludzie? Załóżmy, że dadzą twemu dziecku złe wychowanie, które zrobi zeń przestępcę...

- Odpowiedzialność za to poniosą wychowawcy, nie ja. Chyba że odpowiedzialność leży gdzieś poza sferą ludzką.

Steinunn oddala się od Lofta. - Nawet jeśli mnie odrzucisz, nawet jeśli wymażesz mnie ze swojej pamięci, nie odbierzesz mi dziecka. Wychowam je w nienawiści. Może nie zakłócę twojej samotności, ale mogę dołożyć do niej zły sen. W dzień sądu spotkasz oblicze, które będzie odbiciem twojego, z tą różnicą, że będzie oszpecone przez grzech i cierpienie. Ta twarz zażąda od ciebie twojej duszy! 

- Jeśli jesteś takim potworem, że możesz wychować dziecko w nienawiści, to śmiało, uczyń to. Żadna z gróźb nie sprawi, że ożenię się ze znienawidzoną kobietą.

- Znienawidzoną? - W desperacji sięga po ostateczność. - Powiedziałeś wczoraj, że najlepiej mi w codziennych ubraniach. Myślisz pewnie, że zwykły kamień winien mieć tanią oprawę. - Rozpina gorset. - Kiedy widziałeś mnie w rzece, żadnej oprawy nie miałam.

Loftur wpatruje się w nią. - Co ty wyprawiasz?

- Od tej pory przyjmę każdego mężczyznę, który tylko zapragnie mnie mieć, każdego! Każdego z wyjatkiem ciebie! - Zrzuca gorset i zostaje w samej białej halce.

- Kłamiesz! - mówi z podnieceniem Loftur i łapie ją za nadgarstek. - Należysz wyłącznie do mnie.

Steinunn stoi nieruchomo. Loftur zwalnia swój uścisk, odwraca się i wychodzi z pochyloną głową. Steinunn jest jak sparaliżowana. Potem otrząsa się jednak i zakłada z powrotem gorset, a w końcu kuli się na ławie, zrozpaczona. Kiwa się w tył i w przód, zawodzi.

Wchodzi Olafur. Przystaje na chwilę, widząc w jakim stanie jest Steinunn. - Jesteś chora?

Steinunn patrzy w górę, opadają jej ręce. - Zostaw mnie. Tak, jestem.

Olafur pojmuje jej smutek, Siada obok i bierze ją za rękę. - Pozwól mi porozmawiać ze sobą jak przyjacielowi.

- Nie mam żadnych przyjaciół. - Cofa rękę.

- Człowiek często bywa samotny - zaczyna Olafur, szukając właściwych słów. - Bywa samotny nawet, gdy wokół roi się od ludzi. To przeze mnie się tu znalazłaś. Znałaś wcześniej niewielu ludzi i ich wszyscy byli ci przyjaciółmi. - Wstaje nagle. - Nie mogę tego znieść, kiedy widzę cię taką nieszczęśliwą. - Odchodzi kilka kroków. - Nie możesz z nim być?

Steinunn patrzy w górę. Pauza. Olafur wraca do niej, pochyla się.

- Sam dobrze znam rozpacz, inaczej nie ośmieliłbym się zakłócać twojego smutku. - Znów siada na ławie obok niej. - Daj mi szansę być twoim bratem. Ktoś, kto jest tak nieszczęśliwy jak ty, musi mieć sposobność, by się komuś zwierzyć. Bo bez tego życie byłoby zbyt ciężkie do uniesienia. Znałem jedną osobę, która straciła wiarę w Boga i w ludzi. To była moja matka. Zwierzyła mi się, nieświadomemu dziecku... Wiem czemu jesteś tak podenerwowana.

- Co wiesz?

Olafur wstaje. Jego wzrok ucieka gdzieś na bok. - Przez wiele lat kochałem kobietę. Ona jednak wybrała innego. Myślę, że to niemożliwe, abyś mocniej kochała Lofta niż ja tę kobietę. - Teraz patrzy na nią.

- Czy Loftur coś ci mówił o mnie? - pyta podejrzliwie Steinunn.

Olafur zawiedziony znów się od niej odwraca, ze smutkiem. - Pytałem go. Miałem prawo pytać.

- Czy powiedział ci, kiedy pierwszy raz mnie dostrzegł?

- Nie wiem. Nie pamiętam.

Steinunn oddycha z ulgą. Wstaje i podchodzi do okna. Stoi tam chwilę nieruchomo. Nieświadomie powtarza wyraźnym szeptem: - "Nie możesz z nim być?" - Zwraca się do Olafa: - Dlaczego jeszcze raz zadajesz mi to pytanie?

- Jakie pytanie? 

Steinunn patrzy na zalęknionego i zdziwionego Olafa i orientuje się, że jej pytanie było echem jej własnych myśli. Idzie do niego. - Bądź jeszcze przez chwilę. - Idzie w stronę ławy. - Nie odchodź.

Olafur zbliża się do niej. - Nie odejdę.

- Wiem, że odtąd będzie myślał o mnie z pogardą. Nie mogłam pogodzić się ze stratą. Zagroziłam mu, że stanę się złym człowiekiem.

- Loftur nie zasługuje na twoją miłość - mówi ze złością Olafur. - I nie warto też z jego powodu tak rozpaczać. Pogrąża się w niedorzecznych, bezużytecznych fantazjach i całkiem zapomina o prawdziwym życiu.

- Czemu nie mogłam być jego siostrą - żali się Steinunn. - Siostra kocha bezinteresownie. Czuwałabym nad jego zdrowiem. Wypełniłabym jego pokój kwiatami. A tak jestem dlań teraz tylko ciężarem. - Wstaje. Jej dalsze słowa brzmią jak dawana komuś odpowiedź: - Nie, nie mogę tego zrobić.

- Czego nie możesz zrobić? - pyta Olafur.

Pauza.

- Nie mogę z nim rozmawiać, bo i to, i to, miłość czy nienawiść zaślepią mnie.

- Steinunn! Mała Steinunn! - Tylko tyle Olafur w swej bezradności może z siebie wydusić.

- Kiedy sokół wyrywa pardwie serce, krzyczy, bo rozumie, że pardwa jest jego siostrą. Musi krzyczeć! - przemawia z ekspresją Steinunn.

- Co ty mówisz?

- Z pewnością ludzie wyrządzają sobie tyle krzywdy, bo rozumieją, że są siostrami i braćmi - mówi już spokojniej i idzie do drzwi.

- Nie idź jeszcze.

Steinunn zatrzymuje się.

- Pozwól mi być twoim bratem. Pozwól, że porozmawiam z Loftem. Mówisz, że sama nie możesz z nim rozmawiać. Co powinienem mu powiedzieć?

- Powiedz mu, że nie ma w mym sercu goryczy. Powiedz, że mu wybaczyłam. Powiesz mu to?

- Cokolwiek sobie życzysz.

Steinunn całuje Olafa w rękę i wychodzi. Olafur patrzy na swoją dłoń, po czym dotyka nią swoich ust. Wychodzi. 

Pusto.

Wreszcie zjawia się Loftur. Jest wyraźnie podekscytowany. Idzie do skrzyni, otwiera ją, niedbale wrzuca do niej sakiewkę, zamyka ją potem na klucz. Następnie idzie do regału z książkami i bierze stamtąd jedną ze szkolnych lektur. Siada przy stole. Otwiera książkę. To Odyseja. Trafia na jedenastą pieśń. Przykłada ręce do uszu i czyta na głos, żeby odciąć się w ten sposób od myśli: - Jam został sam nad dołem; minął czas niedługi, Aż przyszła matka moja pić z tej krwawej strugi, Poznała mię i smutną powitała mową.* - Wstaje. - Nie! - Odrzuca książkę na bok. Chodzi po pokoju, załamuje ręce. Jego twarz staje się zła, groźna. Zatrzymuje się i mówi cichym głosem: - Ten, kto z całej duszy pragnie śmierci innej osoby... - Milknie. Chodzi znów wkoło. Jakieś straszne napięcie rysuje się na jego obliczu. Mówi dalej, tym razem mocnym, zdecydowanym głosem: - Kto z całej duszy pragnie śmierci innej osoby niech pochyli głowę ku ziemi. - Przechyla głowę, pada na kolana i recytuje w nienawistnym skupieniu: - I niech powie: "Ty, który mieszkasz w wiecznym mroku! Uczyń moją wolę swoją. Zabij tę osobę. I przysięgam w imię wielkiej trójcy: w imię słońca, co jest cieniem Pana i w imię ziemskich ogni, co Twoim są cieniem, i w imię mojego ciała, które jest moim cieniem, że dusza moja Twoja jest od wieczności po wieczność. - Przy ostatnich słowach przysięgi jakby traci pewność siebie, a na twarzy pojawia się cień strachu. Ale wstając, powtarza jeszcze, drżąc, słowa: - Dusza moja Twoja jest od wieczności po wieczność. - Wstrząsa nim szloch. Rzuca się na krzesło przy stole i chowa twarz w dłoniach. Szlocha coraz gwałtowniej. Plecy mu drżą.

cdn

----

*) Fragment Odysei w przekładzie Lucjana Siemieńskiego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć