I taki znów wpis z zarazy

Jakaś drobna zmiana nastąpiła. W pogodzie. Trochę chłodu, trochę chmur, wreszcie trochę deszczu... Pod naszymi oknami krety zryły dość solidnie trawnik, ale te ich kopczyki szybko wyschły... Zapowiada się jakiś koszmarny rok: z paranoją, bezrobociem i z uporczywą suszą... Nawet ten deszczyk, co przyszedł teraz, jest tak żałosny, że można tańczyć między kroplami...
No ale te chmury jakoś mnie uspokoiły. Lubię, gdy się coś dzieje, ja, leń!!... Bogowie, jeszcze jeden dzień bezchmurny i z przygniłym ciepełkiem, a wpadłbym w stany lękowe... (Tak mi się od razu przypomniały obrazki z wielkiej, nagrodzonej Noblem, średniowiecznej powieści Sigrid Undset o Krystynie - tak to zapamiętałem, sceny pełne meteorologicznego uspokojenia, w jakimś paskudnym przymgleniu, gdy ludność także i w Norwegii pożerała dżuma...)
Jakieś poczucie derealizacji ciągle jednak jest. Bezludność, bezkorkowość, zdystansowanie... Świat niezapracowany - a przecież ludzie poza pracą nie mają zwykle nic do roboty... Ja zawsze powtarzam za Shawem, że uwielbiam ciężką pracę, tak że mogę się jej przyglądać całymi godzinami; a tu raptem taka wymuszona niemrawość, i ludzie w rękawiczkach, jednorazowych, ale jakby używanych już w stanie absolutnej, obłąkańczej utraty rachuby...
Naturalnie trochę sobie żartuję. Bo oczywiście wiem, jak bardzo to jest i będzie dotkliwe dla wielu ludzi. Sam mam znajomych, którzy raptem dostali w plecy... A jeszcze grozę sytuacji potęguje fakt, że od ładnych kilku lat bawią się Polską ludzie, którym ja osobiście nie powierzyłbym nawet doniczkowego kwiatka. Widać, że zabawa dalej trwa, w propagandę, w komputerkową grafikę - plusy, tarcze, znaczki, literki, na ich tle zaś kompletnie zdemoralizowane typy...
No i ta troska o te pozbawione jakiejkolwiek treści tabele sportowe. Pokopią, nie pokopią; a co na to osiłkini - będzie rzucała stalową kulką na drucie w trawkę czy nie będzie rzucała stalową kulką na drucie w trawkę?... Może to jakiś czas na refleksję? Nie wiem... Jakieś to okropne jest. I w wielu przypadkach za gorszące pieniądze.
Ktoś dobrze napisał - może za tę absurdalną kasę tacy: Messi i Ronaldo wymyślą nam teraz szczepionkę? Do pracy, panowie!!
Powiadam, mam wykrzywione spojrzenie, bo mnie jednak trochę stresów odpada, bo się o potomstwo martwić nie muszę, nie jestem punktem przesiadkowym dla gotówki, bo nie mam utrzymanków...Więc jest jakoś lżej... Brzmi to ohydnie, ale cóż - jak to się mówiło za moich czasów: Life is brutal and full of zasadzkas... Ja się z tym do dziś zgadzam, ale przynajmniej jak sam wpadnę w zasadzkę, to nie ciągnę za sobą lawiny nieszczęścia... Można powiedzieć - nie troszczę się o piekielny ogień...
I co więcej - w tym dziwnym czasie chyba znów sięgnę po "Czarodziejską górę"... Po opowieść o tym, że to nie tak całkiem mózg nami rządzi... I o tym, że fajnie upadać, gdy nas na to stać. Bo jak nie stać, to się nie ma co wysilać... Co tu dużo gadać - i śmierć lubi pieniądz. Choć warto wydawać go tam, gdzie więcej szampana, nie zaś wody święconej...

I tyle na dziś. Niech będzie jeszcze muzyka... Z czasów, oczywiście, kiedy trochę więcej nas żyło...
Wieloznaczny kawałek, dziś chyba nawet bardziej niż kiedykolwiek... No i cudowny moment, jeden z ostatnich, kiedy można było Davida Bowie zobaczyć na scenie. Bowie, Wright - już ich nie ma... Ale jeszcze zdążyli. "Comfortably Numb". Faceci z Pink Floyd, jak uznali, do tego występu nie mieli pojęcia, że udało im się skomponować taki Bowie song...:))

David Bowie, David Gilmour, Richard Wright:



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce