Odloty

Pomału odlatujemy...
Zabawne, gdy ktoś mówi o groźbie dehumanizacji i nazywa cię wirusem... Zdaje się , że dehumanizacja postępuje sobie całkiem raźnie, gdy wypowiada się takie właśnie rzeczy... Intelektualnie ascetyczny pan, takaż pani... Kuratorzy oświaty... To mnie akurat mało dziwi, bo mam w pamięci oświatę ze swoich czasów... Były też jakieś takie śmieszne panie i śmieszni panowie, było też grono, z alternatywą zwykle, biorąc po uwagę wybitność: oświata albo zmywak... Wiadomo, że wybierali oświatę, bo przecież człowiek po studiach w Polsce za byle robotę się nie weźmie, chociaż za granicą jakoś nabierał chęci - pamiętam z Norwegii, z dawnych lat - ale nadwiślańskie grono latem zapierdalało przy truskawkach, aż miło. No, ale jasne, robili za prawdziwe pieniądze, bo te nasze to były jakieś takie bardziej pomięte, tłuste, obrzydliwe... I oświecali mnie, latami, że aż oślepiony z trudem znalazłem wyjście!
Ale moje czasy były lepsze. Wprawdzie sam w ryj dostałem, ale powody były jednak bardziej, że tak powiem, krzepkie... Farbowałem kiedyś, w licealnych czasach, włosy, chciałem wyglądać jak Bowie'76, i z tego powodu akurat przykrości mnie nie spotykały - no, chyba że ze strony wymienionego wyżej grona, które straszyło mnie infantylnie jakąś czarną księgą, co akurat miałem w głębokim poważaniu. Interesowały mnie ciuchy, chciałem być kolorowy w tamtejszej szarzyźnie: dziewczyny mówiły, że fajnie, i kumple w sumie też - a jak się któremuś nie podobało, to od pewnego czasu wiedzieli, że Misiek może zrobić krzywdę... Pewne rzeczy też ludziom wtedy nie przychodziły do głowy. Na przykład przedszkole mogło mieć za patrona Kubusia Puchatka, bo dziś to podobno może być problem, ponieważ Puchatek chodzi bez spodenek... No i można mieć skojarzenia straszliwe, bo gdy tak pomyślę... Tak się zdarza, że człowiek bywa w koszulce, ale bez gaci... Ja to zawsze w sumie chętniej pozbywałem się dołu... Jak się grało w prymitywa typu rozbierana butelka, ja zaczynałem od spodni... I ja rozumiem, że za takimi rzeczami można tęsknić, i gniewać się z zawiścią na tych, co takie świństewka sobie czasem robią... I biedni ludzie mają obsesje, zwidy... Podejrzewam, że ta śmieszna pani kurator, co tak ochoczo występuje u toruńskiego Belzebuba, nawet gdy się podciera w toalecie, topi się w bezgranicznie obscenicznych fantazjach...
Dzisiaj ludzie wylewają z siebie jakieś głupkowate słowa, które polepione bezładnie w kupę, taką kupą się właśnie stają. Patrzysz - twarz, a okazuje się raptem, że to dupa... Żyjemy w świecie obsceny, w której przodują dziś rządzący. Bezwstydna głupota, bredzenia potłuczonych o jakichś wartościach, rodzinach, moralnościach... Słowa bez treści, za to czyny - a to dziwkarz cichy, a to bokser damski, a to kombinator, a to złodziej... I wszystko byłoby śmieszne, gdyby nie stawało się groźne...
Jacyś wtuleni w zapajęczony, mroczny kąt perwerci opowiadają nam coś o dehumanizacjach, seksualizacjach...
Bawi mnie seksualizacja... A kiedy to w ogóle byliśmy nieseksualni?... Z tego, co wiem, to już nawet w czasach, których nie pamiętam, coś się działo. Podobno pierwszą obcą osobą, która złapała mnie za fujarkę, była córka pewnego nieżyjącego już niestety piosenkarza. Też była mała i raz mnie zobaczyła na golasa - podobno zrobiła wielkie oczy i wzięła rzecz samą w garść, nie chcąc jej potem puścić. Tak mi przynajmniej mama opowiadała, a ja potem to owej dziewczynce opowiedziałem, wiele, wiele lat później, kiedy już byliśmy dorośli, raz, przy piwku...
Nie, nikt mnie nie uczył masturbacji. Bo tego nie trzeba uczyć. Ja rzecz w mig opanowałem, lepiej od tabliczki mnożenia. - A tu cię mam!... - Te pierwsze rozkosze to aż straszne były... Tak były strasznie przyjemne, że w niektórych momentach waliłem konia z częstotliwością typową raczej dla zakładu psychiatrycznego... A jeszcze na dodatek całkiem sam, ja - syn jedyny heteronormatywnego bagna odkryłem, że pociągają mnie chłopcy. Całkiem nieideologicznie... A przy okazji miałem fajną edukację seksualną w podstawówce, dzięki cudownej pani od biologii - jedno z nielicznym moich miłych wspomnień, gdy idzie o grono - która nam fantastycznie o tych sprawach opowiadała, z troską o nas, o nasze zdrowie, i także bezpieczeństwo - bo o to właśnie chodzi w całej tej edukacji, a nie o obsceniczne fantazje rozmaitych perwertów zza biurek i z konfesjonałów...
No i wiele osób dokonuje takich odkryć, nie wszystkie jednak decydują się żeglować przez życie pod właściwą banderą. Z różnych powodów. Nieprzychylna atmosfera, a co za tym idzie strach, wstyd... No i jest ból. I wydziera się potem taki jegomość, lży i jeszcze nawet na dowód słuszności swego gniewu przynosi fotografie z gołymi panami z jakiejś gejowskiej imprezki mające dokumentować moralny upadek, zepsucie... Gość mógłby się zdziwić, gdyby przespacerował się przez wieki... Świat jakoś istnieje, a zepsucie najczęściej kisi się w nazbyt silnych zasznurowaniach i zapięciach... Podejrzewam, że ten pan od fotografii bardzo lubi takie obrazki, tęskni za nimi, i nie zdziwiłbym się, gdyby taki przykładny mąż i tatuś siedział wieczorem w kącie przy komputerku nad ręczną robótką, w chwili, gdy małżonka, być może ideologicznie właśnie szczęśliwa po wczorajszym mordobiciu, szydełkuje sumiennie przy palenisku... Ból i tęsknota - na zdjęciach tryumf estetyki, a dla niego wściekłe, mroczne, żałosne zaspokojenia w czymś, co na myśl przywołać może surowego, nienafaszerowanego jeszcze indyka tuż przed Świętem Dziękczynienia.
Ale to wszystko ma jeszcze jakieś drugie dno. Ideologie, seksualizacje - to taka przygrywka do pewnej walki, powiedziałbym, klasowej. Oczywiście jest to idiotyczne, ale podejrzewam, że ten czy ów oprych świat zna najczęściej z telewizorka. No i naogląda się obślizgłych celebrytów, projektantów, stylistów, i potem, jak sobie pomyśli o pedałach, to taki jawi mu się obraz - fryzurki, ciuszki, pieniąchy, luzik, bezustanne pieprzoty - a on, nędznik - z żoną gderającą, z dzieciakami, z irytującymi fotelikami w samochodzie, właściwie ubezwłasnowolniony, spętany, zanudzony na śmierć... Nie zastanawia się, że gejem może też być magazynier w sklepie, cieć, robociarz etc...
Jak myśli środowisko, to widzi kolorki, a życie częściej jest szare, a każde środowisko wredne, nie wyłączając tęczowego... Kto dziś nie ma i nie wygląda - jakie może mieć środowisko w tym zhołociałym świecie??
Kiedyś tam oglądaliśmy z Frankiem jakiś taki głupawy programik lajfstajlowy - wszystko jak nieużywane, nawet gej, choć już taki nie całkiem młody. Stylista w nadokularach, w nadciuszkach, w nadkuchni obok nadzlewu i sterczącej obok niego nadwylewki, w nadwnętrzu, którym, daję sobie głowę uciąć, po naciśnięciu jakiegoś specjalnego guzika, można by było przelecieć - bo ja wiem - przez cień Jupitera i pierścienie Saturna, doznając przy okazji, tuż przed powrotem do Londynu, serii najbardziej wydumanych orgazmów... Stylista gotował. Mieszał w nadgarnku farsz, nie pamiętam z czego, ale można być pewnym, że z nieoczywistymi ingrediencjami, a potem to wszystko zawijał w liście, robił takie gołąbki, tyle że te liście pochodziły z jakiejś tam niecodziennej rośliny, nie zaś z kapusty ordynarnej. Pokazał najpierw taki zblanszowany liść i ogłosił widzom z luzem w nadgarstku, że to jest takie gejowskie... Popatrzyliśmy na siebie. Franek potem pokazał paluszkiem na telekuku: - Widziałeś to? Patrz, i ucz się... - Popatrzyłem, ale na siebie... Na nas... Niezasłane wyro, słone paluszki, on z gołym włochatym trochę torsem, ja - polska sielanka - w tiszercie, w slipach i w skarpetach, i to jeszcze takich, że ktoś postronny, widząc je, uznałby, że nie mam żadnego statusu towarzyskiego. - Ja się nie nadaję... Przecież ja koło takiego liścia w życiu nawet nie stałem... Najwyraźniej grzeszę mając swoją orientację... Coś sobie niewłaściwego przywłaszczyłem...
Dzieciaki cierpią, wieszają się... Zawsze to robiły... Szczeniactwo, młodość to paskudny czas, kiedy jeszcze grupa ma cholerne znaczenie i pech, gdy jest się malowanym ptakiem w spiętej szarości, albo gdy jest się szarością w pstrokaciźnie... Ten może mieć nie takie włosy, tamten jest biedny, ten za mały, ten za duży, tamten nie umie grać w piłkę... Tysiące bzdur, które mogą człowieka wykreślić, z całą bezwzględnością... Biada, kto się bronić nie umie albo nie ma obrońców... A niedorośli dorośli wszystkie te skurwysyństwa potrafią podsycać... Takie błędne koło... Bo też i trudno jest dorosnąć... To jest - ze smutkiem to stwierdzam - niemal awykonalne.
I tak odlatujemy... A jeszcze na dodatek po Arktyce pląta się już tylko resztka nędznej kry. Serce mi pęka... To jest nie do przeżycia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce