...så har det blitt vår i år

Tak to się dzieje, co roku, po zimie, że przychodzi, ona, wiosna, więc przyszła, teraz, także. Jeszcze przed chwilą za oknem padał śnieg, ale już znów słońce. Pąki już się budzą, i pierwsze szpaki już spotkałem... A gołębie krakowskie to już nawet mają młode, przynajmniej te odważniejsze i gorętsze pary...

Za nami dziwny rok, a nawet straszny, bo wiadomości przecież jak z frontu, i jakby ciągle na zachodzie bez zmian... Mnie balansowanie na krawędzi nawet nie szkodzi, bo to specyfika mojego życia, więc jestem przyzwyczajony. Boję się tylko sytuacji, w której sam jestem bezradny i ratują mnie dobrzy ludzie. Sam lubię być dobry, od innych dobrych wolę trzymać się z daleka...

Najważniejsze, że tato już zaszczepiony. Tym całym Pfizerem... To mnie uspokaja. Jest dobrze zaopiekowany... I tak jesteśmy sobie, u progu kolejnej wiosny, po burzach zaprzyjaźnieni, ja i tato... Ostatnio chodziliśmy po krakowskim Rynku, pustym prawie w tym czasie zarazy, trzymając się za ręce... Hejnalista zagrał - jest coś stałego!! Prawie wszyscy umarli. Tylko my - jeśli idzie o rodzinę - plus trochę niedobitków, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego - zatem takie dwa drzewka na porębie. On siwy, ja siwy, ja przedwcześnie osiwiały, już od kilkunastu lat srebrny - nie wierzyłem kiedyś, że można osiwieć z dnia na dzień, ale okazało się, że jednak można. Zmiany mogą nastąpić z dnia na dzień, i nic już nie jest tak jak dawniej; wszyscy tego dziś doświadczamy...  I tak szliśmy sobie, i aż mi się śmiać zachciało - Pomyślałbyś, staruszku, że się kiedyś przespacerujesz po Rynku, trzymając się za rękę z podstarzałym pedałem? - Daj spokój - odparł.

 Pesymiści uważają, że za naszego życia nie wygrzebiemy się z tego trzęsawiska... Mówi się trudno. Zaszaleliśmy, i teraz Natura wystawia nam rachunek... Przypomina mi się rysunek Tomasza Manna:

" Matka Natura":

Oto i on... Z tym się bawimy...

Ale wiosna jest. Znosi jajka, zbiera gałązki... Trzeba się nieść, mówi, ona...

Cofam się o dwa, trzy kroki, do mojego ukochanego, kameralnego Oslo. Jeszcze nie byliśmy zakwefieni. Jeszcze nie tak dawno temu łatwiej było tracić twarz... Dziś wszystkie poznikały...

Przyszła wiosna, także i w tym roku, beznamiętnie... Banał to, ale kto by się tym przejmował... Za pół litra słono trzeba zapłacić, ale po knajpach i po ogródkach i tak roi się od ludzi... (Jeszcze nie tak dawno, tuż przed końcem świata tak było!! Pamiętamy to przecież!!) Stare to stare, młode to młode, a ze mnie jest fajny gość... Jak ktoś myśli podobnie, że jestem fajny, niech da znać:)))))

Wielkie małe Oslo. Lars - Lillo Stenberg i jego deLillos...Uwielbiam ich od lat!. Oslo to oni, oni to Oslo. Tutaj tak kameralnie, w kameralnej stolicy Norwegii, kilka lat temu, kiedy jeszcze mieliśmy twarze... Jeszcze mieliśmy coś do stracenia!

O czym jest piosenka, napisałem powyżej... 

... så har det blitt vår, også i år...

Przyjemnie, kameralnie, z humorem... Wiosna!! Mimo wszystko!


Ja, så har det blitt vår,

så har det blitt vår i år.

Og våren den er en klisjé,

den er en klisjé

men hva gjør vel det.

Vår, tralala, vår,

tralala, vår, tralala, vår,

tralala vår

i år.

Og halvliteren er veldig dyr

men på utecafé er det nok folk som kryr;

og gamle er gamle,

og unge er unge,

og jeg er en hyggelig fyr.

Vår...

Komentarze

  1. Romantyczna scena ojca z synem. Fajnie że z tym ojcem tak Ci się ułożyło życie. Chyba minimalnie zazdroszczę. Ja z moim budujemy mosty ale kosztują mnie one kompromisy, które czasem odbierają mi za dużo czegoś ze środka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nigdy nie powtórzę tej sceny i to nie z braku rynku...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już w środku prawie nie mam nic, więc wszystko jedno... Tacie trochę zapomnianej manny spadło z nieba. Tylko musiał się pofatygować do banku. Mówię, możesz to załatwić tu i tu, dwie lokalizacje, w tym jedna przy Rynku. Wybrał Rynek. - To musimy wziąć taryfę, bo ja tam nie dojadę. I trzeba się bezie trochę przespacerować. Choć ledwo łazi, wybrał Rynek. Dawno nie był... I tak mi mówi - chciałem tu jeszcze zajrzeć. W sumie jego strony. Mama ze Starego Miasta, tata z przylegającego doń Piasku. I moje początki też. Bazylika Mariacka - tam się te dwa głupki pobrały, tam mnie ochrzcili... W zeszłym roku wszystko zamknęło się sympatyczną klamerką, bo miałem mały romans z gościem, w którego rodzinnych stronach przyszedł był kiedyś na świat Wit Stwosz...:))
    Takie miałem poczucie, że tato pomału się żegna... Na ile będę mógł, to mu w tych pożegnaniach pomogę... Może jak już się poszczepimy, to pojedziemy gdzieś dalej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale nie zazdrość, nawet minimalnie. To nie jest warte funta kłaków. Ja się po prostu lituję. Tyle.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce