Jens Bjørneboe. Wróbel


Tak mi się nasunął ostatnio m. in. i wierszyk o wróblu. Taki rzeczywiście stał się to ptak z czasów dzieciństwa. No, może przesadzam, ale z mojej okolicy wyniosły się jakiś czas temu te ptaki. A jeszcze nie tak dawno temu ledwie z pierwszymi promieniami słońca rozlegał się niesamowity świergot. Ale jakoś ornitofauna miejska szalenie się odmieniła. Teraz prędzej usłyszeć można pokrzykiwania sójek, skrzek srok, awantury kawek i nawoływania grzywaczy, coraz liczniejszych... A wróble pierzchły, i w ogóle ptasiej rozćwierkanej i rozśpiewanej drobnicy jakoś mniej, co w sumie napawa smutkiem... Jeszcze czasem w okolicy zaćwierka wróbel, ale to rzadkość... Zmiany dzieją się na naszych oczach, gwałtownie...

Nie trzymałem nigdy w dłoniach wróbla, ale raz zdarzyło mi się złapać inną, jeszcze większą nieuchwytność, bo była to jaskółka, która kiedyś wleciała nieopatrznie przez okno na klatkę schodową i biedaczka, przerażona i zmachana, rozbijała się po korytarzu. W końcu zapędzona w kąt popadła w rezygnację i pozwoliła się podejść. Skradałem się jak drapieżnik, pomaleńku, niemal niedostrzegalne wykonując ruchy i w ostatniej chwili: cap!. Miałem ją w dłoniach. Okruszek przerażenia, niezwykle ciepły i tętniący. Istotnie - skrzydlate serce. To było miłe uczucie. Sama delikatność, lekkość, puls... Zaniosłem ją do okna i otworzyłem dłonie. Natychmiast śmignęła, porwał ją jej naturalny żywioł - powietrze. Znikła mi z oczu natychmiast, znikła pośród życia, tak mocarnego, a tak kruchego jednocześnie w swych pojedynczych przejawach...

Nie była to wprawdzie przygoda z dzieciństwa, ale wróbel i owszem, towarzyszem dzieciństwa był. Bo robiłem jakieś karmniki dla ptaków, gdzie oczywiście dominowały te szaro - brązowe ptaszki. Czasem się je ścigało... Ćwierkały non stop. Ptaki o domatorskim usposobieniu, bo to istoty ceniące sobie domowe wygody, dach nad głową i dobrą wyściółkę, gniazdowniki na całego, więc te latające serduszka mają coś ludzkiego w sobie, nie tylko poprzez swą kłótliwość i samczą skłonność do fanfaronady...

Przypadł mi do gustu ten wiersz, który tu przywołam w swej nieudolnej próbie:

Jens Bjørneboe

"Wróbel"

Wróbel, dzieciństwa szara ptaszynka,

druh niewymownie w swej wierności trwały.

Wiosną on, jesienią; jest tu wszak na pobyt stały,

od Jana świętego po czas, gdy już choinka.

 

Trzymałeś kiedy jakiegoś dnia szarego 

kruszynkę tę, drobinę jak strzępek wełenki,

delikatnie wziąłeś kiedy wróbla szaraka do ręki?

Wróbla, w którym prócz serca niemal nic innego?


Zaledwie to serce małe na skrzydłach frunące!

Ogorzałe i wiatrem smagane twe ręce,

 a do nich ciepło przenika zwierzęce - 

i wtem czujesz stworzenie w nich całe tętniące!

    przełożył z norweskiego Kiljan Halldórsson

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Kreml

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Arne Garborg. Śmierć

Breiðfjörð

Halldór Laxness. Brekkukotsannáll, czyli tolerancja w torfowej chatce