Galdra - Loftur (5)

 


Disa zerka nieśmiało do środka. Nie sądziła, że Loft będzie tu sam.

- Nie ma tu twojego ojca? Miałam go poprosić.

- Właśnie poszedł zobaczyć się z twoim tatą.

Loftur podchodzi do niej i bierze ją za rękę.

- Disa! Czy żałujesz, że wybrałaś się ze mną wczoraj do studni życzeń?

- Nie.

- Jesteś pewna, że to nie był tylko taki impuls, spowodowany szczęśliwym powrotem do domu? 

- Tak, jestem. Góry były mniejsze, a rzeki węższe niż je zapamiętałam. Lecz ty nie zmieniłeś się wcale.

Loftur bierze jej twarz w dłonie. - Moja ty towarzyszko zabaw! Przyjaciółko z dzieciństwa! Moja ukochana! - Całuje ją.

- Onieśmielasz mnie. Jakbyś był księciem.

Loftur klęka. - Klękam przed tobą w hołdzie dla twej młodości i niewinności. Nie jestem ciebie wart. Ale wiem, że możesz mi pomóc. - Wstaje z kolan. - Dręczy mnie myśl, że mógłbym zbrukać cię moją miłością. W twoich oczach nigdy nie było zwątpienia. Ich czyste światło to pean na cześć życia. A ja - jak połamany kawałek srebra - ledwie ułamkami jestem dobra i zła.

- Miłuję cię takiego, jakim jesteś. Ostatniej nocy, kiedy szłam spać w moim dawnym pokoju, leżałam i rozmyślałam przez dłuższy czas. A potem opadły mi powieki, niczym ciężkie drzwi zatrzaskujące się za nami.

- A o czym tak myślałaś?

Disa siada na ławie. - Myślałam o tobie. Jedyną  złą rzeczą, jaką pamiętam, było to, jak kiedyś złapałeś małego ptaka i zamknąłeś go w szopie. Wyznałeś mi, że to ci pomoże znaleźć jakieś rzadkie zioło.

- To było młode pliszki. Matka miała znaleźć roślinę, która odmyka wszystkie zamki, dzięki czemu mogłaby uratować pisklaka.

- Nigdy nie zdobyłam się na odwagę, by ci o tym powiedzieć... - Śmieje się. - Sama uwolniłam ptaszka. Teraz nigdy nie zrobiłbyś czegoś podobnie okrutnego.

- Nie kiedy jesteś ze mną. - Siada obok. Bierze Disę za rękę. - Wiesz, droga ręko, żeś teraz moją? Tak często widziałem cię, jak uwijałaś się z igłą i barwną nitką niczym ptak, który fruwa nieustannie i buduje swoje gniazdko z przynoszonych w dzióbku długich źdźbeł trawy. - Uśmiecha się. - Wybaczam ci wszystkie śnieżki, którymi ciskałaś we mnie. - Śmiech. - I że dałaś mi kiedyś w ucho.

- Drażniłeś się ze mną.

- Pamiętam, jaka byłaś przerażona, kiedy wypadłaś z pokoju jak ognista kula, w dół na podwórze i dalej wzdłuż łąki. Ależ pędziłaś wtedy. Dogoniłem cię dopiero nad samą rzeką. - Milknie nagle po tym niechcianym, przykrym wspomnieniu.

- Byłeś wtedy taki miły. I wcale mnie nie zrugałeś.

Loftur wstaje. - Chciałbym, żeby ten dzień już się skończył.

Disa także wstaje. - Dlaczego?

- Chcę tak wielu rzeczy - mówi Loftur wymijająco i idzie do okna. - Chciałbym też, żeby była ładna pogoda. Skoro tu jesteś, nie powinno padać. Słyszysz, jak deszcz bije o szyby?

- Nawet nie zwróciłam na to uwagi. 

- Jutro będzie słonecznie. Wtedy wyruszysz na jagody. Z pewnością już dojrzały. A ja pójdę później i cię na tych jagodach odnajdę. I wtedy w pełni będziemy szczęśliwi, po prostu dlatego, że świecić będzie słońce, a my znajdziemy się blisko siebie.

Disa opiera się o Lofta i patrzy na jego twarz. - A teraz nie jesteśmy w pełni szczęśliwi?

- Tak, jesteśmy - odpowiada po pauzie. Całuje jej powieki. - Kiedyś myślałem, że miłość nie ma nic wspólnego z czyimiś myślami. Wierzyłem, że to tylko nieświadome pragnienie współodczuwania. Gwałtowna potrzeba radości. Ale byłem w całkowitym błędzie. - Na krótko zakrywa ręką jej twarz, pieszczotliwie. - Moja miłość odmieniła wszystkie moje myśli. Ty prawdopodobnie uważasz, że jestem taki sam jak wczoraj. Lecz tak nie jest. Wczoraj byłem bardzo ambitnym człowiekiem. Chciałem odnaleźć drzwi do nieznanego i przekroczyć progi ciemności.

- Nie rozumiem, o czym mówisz? - mówi z lekkim niepokojem Disa.

- Nie musisz się obawiać. - Siada znów. - Przywróciłaś mi zdrowie.

Disa także siada.

Pragnienie mocy - rzecze dalej Loftur - które we mnie płonęło, wygasło. Teraz czuję przepływającą przeze mnie radość, radość z tego, że jestem słabym człowiekiem, który musi walczyć ze wszystkich sił o każde małe zwycięstwo. Własnymi rękami zbuduję most, po którym musisz przejść, i pokocham każdy jeden kamień, który nadwyrężył moje siły.

- Loftur!

Całuje dłoń Disy. - Znamy zioła, które leczą ciało. Musi być też lekarstwo, potrafiące leczyć duszę. Święci, co umieli leczyć i ciało, i duszę, musieli posiadać takie lekarstwa, lecz jednocześnie musieli być tego nieświadomi, skoro innych niczego nie nauczyli. Imaginuj sobie kogoś, kto mógłby nędznemu grzesznikowi odebrać całą jego żądzę władzy i pieniędzy, ogień gniewu i mrok nienawiści, tak poprzez zwykłe nałożenie rąk. I mógłby nauczyć tego innych, tak żeby ta umiejętność nigdy nie popadła w zapomnienie. - Pada na kolana przed Disą i opuszcza głowę. - W mej duszy dokonał się cud. Miłość czyni ludzką rękę świętą.

Disa podnosi się. Loftur znów ujmuje jej dłoń i ją całuje.

- Kocham cię - mówi i całuje włosy Lofta.

Ktoś puka do drzwi. Chwilę potem wchodzi do pokoju Steinunn z wiadrem i ścierką. Ma na sobie zwykły, roboczy strój. Na jej twarzy maluje się smutek. Patrzy na nich przez moment, następnie klęka i bierze się za ścieranie kałuży z podłogi, którą pozostawili po sobie przemoknięci parobkowie.

- Matka pewnie zastanawia się, czy mi się coś nie przydarzyło - mówi z lekkim uśmiechem Disa. - Najlepiej by było, w jej przekonaniu naturalnie, bym cały czas siedziała przy niej. - Idzie do drzwi.

- Wychodzisz?

- Tak - odpowiada Disa. Zatrzymuje się w drzwiach i patrzy na Lofta błyszczącymi oczami. Loftur wymienia z nią przelotne spojrzenie, po czym spuszcza wzrok na podłogę. Disa wychodzi.

Wreszcie Loftur patrzy na ścierającą podłogę Steinunn. Jest w nim jakiś niepokój. Szybko umyka wzrokiem i idzie do okna. Nagle znów się odwraca i rzuca w stronę młodej kobiety: - Steinunn! Muszę z tobą pomówić...

cdn 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć