David Bowie "The Enemy is Fragile"
Stuka oto płycie "Outside" trzydzieści lat... Pamiętam, jak bezustannie to tłukłem, jeszcze w swej suterenie w Reykjaviku... Wyeksperymentowana muzyka, którą Bowie popełnił we współpracy z Brianem Eno. Znów się, po latach, spotkali w studiu, tym samym, gdzie kiedyś pracowali trochę nad "Lodger"... Cała garść gatunków muzycznych, w które wplecione są te melodyjki, jakie Bowie potrafił popełniać, popełniać jak mało kto... Przechwalał się, że mógłby jeszcze bardziej z tymi melodyjkami, ale nie o to mu chodziło, żeby jakieś stada się do tego bujały... Mroczna opowieść, lęki niegdysiejsze, sztuka na kryminalnej ścieżce, detektyw Nathan Adler na tropie, wyszukane morderstwa... To potrzebowało też wyszukanej muzyki...
Co się tego nasłuchałem. Obszerny materiał, pełen niespodzianek, przykuwający uwagę... Szczególna płyta, chociaż już dawno nie obcowałem z całością. Teraz to czasem pojedyncze rzeczy pakuję sobie w uszy, nie mając już niegdysiejszej cierpliwości... Ale kiedyś to rzecz była jedną z najulubieńszych - no i od razu wracają wspomnienia z dawnych lat, tych cudownych lat dziewięćdziesiątych, na pakach, na walizkach, w wiecznym nierozpakowaniu, w prowizorkach... I, bogowie, jakie te lata były wtedy długie... Przepełnione wrażeniami... I jakieś prostsze!
Trzydzieści lat temu... Szwajcarskie nagrania - no, mieszkał tam przez lata David i lubił w Montreux nagrywać, bo tam powstało i "Never Let Me Down", i trochę materiału z pierwszej płyty Tin Machine, potem "Black Tie White Noise" i "Buddha of Suburbia", no i wreszcie "Outside"... Miała to być pierwsza część całej serii albumów, tyle że Bowie zawsze szybko się nudził, więc rychło projekt upadł, a artysta poszedł w jeszcze inne hałasy...
Bowie pakował swoich współpracowników w bardzo różnorodne i wymagające przedsięwzięcia, i szli w to pełni zaufania. Współproducentem wspominanej dziś rzeczy był David Richards, znany przede wszystkim ze współpracy z grupą Queen, który z Davidem pracował już wcześniej, a to przy "Never Let me Down", a to trochę przy "Tin Machine" i wreszcie przy "Buddha of Suburbia"... I w zespole znalazło się trochę wypróbowanych na różnych polach wirtuozów: jest i gitarzysta Carlos Alomar, grający u Bowiego od czasów "Young Americans", jest Mike Garson, pianista, co w klawisze stukał już u "zwariowanego chłopaka" z błyskawicą na twarzy, jest Erdal Kizilcay, multiinstrumentalista, który pierwsze kroki w pracy z Davidem stawiał w trakcie przymiarek do "Let's Dance" czy wreszcie Reeves Gabrels, gitarzysta pozostały z grupy Tin Machine... Bardzo to wszechstronni ludzie...
A do trasy promującej album Bowie porwał wypatrzoną lata wcześniej basistkę Gail Ann Dorsey... I znów była ta historia o kimś, kto u Bowiego wskakuje w udany sposób w zupełnie - jak się wcześniej wydawało - nie swoje bajki... Po trasie David zaproponował jej udział w nagraniach do "Earthling"... - W co ja się pakuję, ja się na tym nie znam, to nie mój ogródek dźwięków - myślała sobie, a jednak poszła w ogień... Fantastyczna chemia była między nią a Davidem...
A teraz trochę hałasu, ale z okolic płyty, z przymiarek... "The Enemy is Fragile", z obrazkami z nieco późniejszych czasów, dobrze jednak korespondującymi z tematem tej opowieści z "Outside" ...
Komentarze
Prześlij komentarz