Pyć jedna albo druga

 Bo dwie są pucie czy też pcie (co kto woli, do wyboru, niepotrzebne skreślić), jak to ogłosił niedawno zgłoszony przez obywatela z Żoliborza obywatelski kandydat na głowę państwa... A tłum obywateli wielbiących obywatela z Żoliborza zgodził się z tym obywatelskim oświadczeniem z radością, przystał entuzjastycznie na tę wykrzyczaną prawdę, wydał pełen aprobaty i tryumfu okrzyk. Tak ten świat jest urządzony przecież, obywatelskość na dwie możliwości zaplanowana, nie ma tedy co kombinować, trzeba nam wypełzać z bagien niejasności na twardy grunt krzepkiej, zwycięskiej prostoty... Jest to też okrzyk, zapewnienie, potwierdzenie tej wielkiej prawdy całkiem na miarę czasu, gdzie górę bierze znów dzikość, bierze ją natura z jej pradawnymi instynktami... Tam gdzieś w głębinach chuć i pcie dwie przecie w stadzie, i pożądania, macierzyństwa i żarłoczność w tymże, i dobrze by było wywołać bardziej na powierzchnię potęgi te wielkie... Wojna się przecież toczy obok i ona pokazuje, jak się wszystko upraszcza, jak życie przestaje kolorowo migotać, strojąc się raczej w maskujące barwy, a jeśli szkarłat, to z poszarpanych tętnic, na rdzawe plamy jednak tylko... Pyć determinuje zachowania, za pyć mogą cię przechwycić i wcielić, przez pyć musisz wiać, kiedy się boisz, choć pci twej ma to nie przystawać, pyć bowiem zobowiązuje... Pciowe rozterki znikają. Bo wiedzą inni, decyzyjni, że pcie są dwie, o czym łatwo się przekonać, patrząc na zawartość gaci. Ni mniej, ni więcej, kiedyś tam, właśnie w oparciu o podobne obserwacje, zostałem wezwany - podobnie jak wielu innych - przed stosowną komisję, której już nie pozostawiłem żadnych wątpliwości, jednym zdecydowanym ruchem odsłaniając swoją daną przez naturę pyć... Mmmm, jakie chłopaki tam były... Jakież pamięciówki się jechało potem wieczorem na kanapie... Przygoda nad przygodami. Nadto pewnym gremiom wydałem się całkiem przydatny, choć to w zupełności nie zgadzało się i nadal  nie zgadza z moją opinią na temat mej przydatności do bojowych zachowań... Bo ja to w ogóle za żadną panią, ani za Agresją, ani za Nienawiścią, ani za tą, której na imię Wojenka. Anim nie malowany też. A jak się kiedyś malowałem, to tylko mając zamiar przebrać się dla zabawy za babę... I jakoś tak obojętny jestem na okienko Zosieńki, i na przedśmiertne nasieniodawstwo też mi się chyba nigdy nie zbierze (w razie czego nie będę się przecież wygłupiał przed skokiem do glinianki)... A swego czasu ciągle mi wmawiano, w związku z tą pcią, że powinienem przyjmować tylko takie, a nie inne role, tylko tak, histerycznie raczej, a nie inaczej, winienem się zachowywać i podskakiwać tylko tak, jak mi każą, nie mieć uczuć (chyba że religijno - patriotyczne), żeby było w zgodzie z jakimś ukutym przez kogoś kodeksem, ukutym, choć niekoniecznie pisanym... Można by się pokusić o małą rymowankę:

Przez wzgląd na mą pyć

muszę brzydko żyć...

A ja tak mało wspólnego czuję... Ja to tylko tak z zachwytem podchodzę, dla obudowy, jednak bez brutalistycznych wymagań względem jej zawartości... Tak że nie do końca sobię tę pyć biorę do serca (a w każdym razie nic prawie z tych wszystkich nieznośnych patriarchałków)... Pewne doznania się z tym wiążą, lewie jakaś tam fizjologia, której wyolbrzymiać mi się nie chce, a biorę na siebie to, czemu jakoś tam podołać mogę, co jednak niekoniecznie musi iść w parze z wydumanym przez nie wiedzieć kogo wzorcem przypisanym do pyci z gaci...

Ale jednak pcie strasznie ludzi zajmują i bardzo się chce je trzymać w sztywnych ramach...

Minęła niedawno 140 rocznica urodzin Witkacego. No i też teatrowi Witkacego w Zakopanem stuknęło 40 lat... Mam w pamięci trochę fajnych wydarzeń. Zrobił się z tego kawał historii... A w marcu premiera "Wahazara"... Cholera, ten Witkacy... Nam się kiedyś wydawało, w jakiejś czarownej odnowie rajskiej naiwności, że skończyła nam się historia, że wyczerpaliśmy wszystkie tematy, żeśmy już nawet głęboko sobie do dupy zajrzeli, tak że właściwie już wszystko wiemy, i w związku z tym jest już w gruncie rzeczy po sprawie... Przeżyliśmy, i nigdy więcej takich przeżyć, kąpieli we krwi i w kloace.. Ale już wiemy, że historia toczy się dalej, pisze się, tak jak się uporczywie pisze książki, choć dawno temu - jak powiadał Oscar Wilde - Shakespeare wyczerpał wszystkie tematy, a ja do tego bym dodał, że nawet wcześniej zrobiły to sagi islandzkie... I ten Witkacy ciągle taki aktualny... Trafiony ten Wahazar, na tę okrągłą rocznicę, na ten czas... Bo ciągle jakieś Wahazary występują, chamidła w istocie, które stwarzają pozory jakiejś nadziemskiej potęgi (chociaż pełno w nich słabości, o czym wie między innymi mała Świntusia Macabrescu), którzy chcą nam urządzać życie... Sztuka ma już przeszło sto lat. Przewidywała świat syty, konsumpcyjny, który przemienia się w jakąś pustkę... Nagle się to wszystko wywraca. Nagle jakieś potwory chcą czymś to wypełnić. Taki mus. Bo przecież chcą władać. I dopiero oni nam urządzą szczęśliwy świat. Bo przecież tyran, co wyrasta, powie zawsze, że robi to dla nas. No i że świat na nowo trzeba jakoś zbudować, przywrócić mu wielkość. No i mamy takie Wahazary, którym się marzy wywrotka... "Wiodę was do szczęśliwości takiej, o jakiej nawet nie potrafilibyście marzyć teraz. Ja jeden wiem. Każdy będzie w swoim pudełku z watą, jak bezcenny klejnot - samotny, jeden jedyny w nadludzkim dostojeństwie swojej najgłębszej istoty: tak jak ja teraz jestem. Tylko ja cierpię jak wszyscy diabli, bo się poświęcam dla was i znoszę nawet to, że uważacie mnie za dzikiego chama, takiego jak wy wszyscy..." Jest jeden, rośnie mu konkurencja... Na świecką nutę mniej udatna rzecz - lepiej wbełtać w to wierzenia, religię, się wszystko jedno jaką. Pyć jest tutaj też szalenie istotna. W państwie Wahazara bowiem i kwestie płciowe zostały upaństwowione i poddane kontroli jako źródło zachowań nieobliczalnych. Wszystko dla dobra przyszłych pokoleń. Gruczoły, operacje, manipulacje. Radośnie można pokombinować. Choć tu tak, by były dwie pcie. Żadne babochłopy, jakieś kobietony - te będą przerobione na mężczyzn, zaś z pozostałych kobiet, tych prawdziwych, zrobi się mechaniczne matki... Wszelki kobiecy demonizm zostanie wyeliminowany. Scabrosa aż się wścieka: "Tak, demonicznych kobiet nie będzie, tylko będą takie hermafrodytyczne monstra jak ta kanalia" - tu pokazuje na Morbidetta, który uśmiecha się pobłażliwie i ironicznie... Kat Morbidetto wybitnie mnie bawi. Wahazar - Morbidetto to jakby układ wyjęty z dzisiejszych historii. Nie brak bowiem krzykliwych, broniących tradycji i rodziny homofobów, którzy gdzieś na boku mają poukrywanych kochanków albo bawią się pokątnie w pedalskich burdelach... Tak że taki mały wyłom. Z babami zrobi Wahazar porządek, a na boku będzie miał kochanka, demonicznego ślicznotka o okrutnej, kobiecej twarzy... No i bezkarności. Póki co. Znamy takiego, najpotężniejszego, do którego wypadałoby jednak w garniturze przychodzić po prośbie, który do odsiadki się właściwie kwalifikuje, ale mógłby Witkacym zawołać: "Haaaaaaa!!!! Teraz wiem wszystko!!!! I wyście mogli myśleć, że mnie mógł ktoś uwięzić? Wy, nędzne dychępki? Haaaaa!!!! Wszawe plemię duchowych niedojadków. Ja i więzienie! Cha! Cha! Teraz wiem wszystko i wyciągnę z tego konsekwencje. Sami mnie zmuszacie. A kto mnie zmusza, sam za to odpowiada".

Życie. Literatura. Czasem nawet urzeczywistnione pomysły z kreskówek... I ciągle coś się musi wywracać. I dyplomacji śmierć przydarzać. I wiecznie trzeba tworzyć sobie wroga. I te pciowe obsesje. No ale to obszar, w który łatwo uderzać... To tylko pokazuje, w jaki supeł człowiek sam się zacisnął, ciągle w jakiejś opresji...

Tak wiec pośród smutnych a niepokojących wydarzeń wspominam Witkacego, który co rusz taki na czasie. Bo jakieś głupoty ciągle muszą nam dokuczać. Mottem sztuki jest zdanie Nietzschego: Zdobywanie władzy jest kosztowne - Władza ogłupia... (Masakra, jak coś już głupiego po władzę sięga, tak swoją drogą...)


Stanisław Ignacy Witkiewicz, Gyubal Wahazar, czyli Na przełęczach bezsensu. Nieeuklidesowy dramat w czterech aktach. Edycja, Kraków 1992

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jóhann Sigurjónsson. Fjalla-Eyvindur

Moc śnieguły, czyli duszpasterstwo koło lodowca

Jonas Lie. Eliasz i draug

Lokasenna, czyli pyskówka na górze albo kto jest bardziej niemęski

Kreml

Na nieskończonej. Steinn Steinarr

Breiðfjörð

Arne Garborg. Śmierć